- Harry... - szepnęłam, kiedy przyciągnął mnie do siebie. Między naszymi ciałami znajdowała się Brin, która ani nie myślała o obudzeniu się.- Potrzebuje Cię - mruknął, zatapiając nos w moich włosach. Nie pozostało mi nic innego, jak lekko objąć jego ciało.
- Pada deszcz, Harry. Brin się rozchoruje - powiedziałam po chwili, kiedy coraz więcej małych kropelek spadało na moją skórę. Delikatnie odepchnęłam się od mężczyzny. Jakby się rozbudził i już po chwili szybkim krokiem kierował się w stronę restauracji. Musiałam praktycznie za nim biec, a dodatkowo dwa psiaki na krótkich pytkach nie ułatwiały mi biegania.
Poprosiłam Harry'ego, żeby wszedł od razu tylnym wejściem. Zrobił tak jak chciałam i już po chwili zamykałam za nami drzwi.
- Boże, Alice. Będziesz chora - do moich uszu dotarł głos Louis'a. Już po chwili jego dłonie przeciągały przez moją głowę przemoczoną koszulkę. Czułam się trochę zagubiona, dlatego pozwoliłam mu robić co chciał. - Idiota - mruczał pod nosem, naciągając na moje ciało materiał, który mocno nim pachniał. Chwilę później stałam, dalej trochę oniemiała, w zapiętej pod szyje bluzie Lou. - Może na przyszłość sprawdź pogodę, zanim wyciągniesz je na dwór - trochę warczał w stronę Harry'ego.
- Lou, nie przesadzaj - złapałam go za ramię.
- Nie przesadzam! Jesteście mokrzy, zaraz będziecie obie chore - powiedział, podniesionym głosem, przez co obudził Brin. Dziewczynka prawie od razu się rozpłakała, a ja tylko odebrałam ją z ramion Styles'a i pozwoliłam, żeby się przytuliła.
- To raczej nie Twój interes - Harry warknął w jego stronę.- Alice i Brinley nie powinny Cię obchodzić.
- Odezwał się cudowny ojciec po dwóch latach - Louis prychnął. - Chodź na górę. Wykąpiesz się, a ja zajmę się Małą - złapał mnie za ramie i już po chwili byliśmy na schodach.
- Czemu się tak zachowujesz? - zapytałam dość cicho, kiedy zdejmowaliśmy buty.
- Nie lubię osób, które nagle przypominają sobie o istnieniu swojego dziecka, ok? - wyjął uspokojoną już Brin z moich ramion. - Idź pod prysznic.
Kiedy wyszłam z łazienki, Louis siedział z Brin na kocu położonym w salonie i przeglądał z nią książeczki. Oparłam się o ramę drzwi i przyglądałam się dwójce. Brinley bardzo lubiła Lou. Być może dlatego że znała go od maleńkości. To on zostawał z nią, kiedy ja próbowałam rozkręcić restauracje, żeby po prostu móc zarobić na nasze utrzymanie. Widziała jak od zawsze mi pomaga, a co więcej po prostu z nami mieszkał. Byliśmy współwłaścicielami Bailey's. Praktycznie to on włożył w ten biznes większość pieniędzy. Sprzedał nawet swoje mieszkanie, żeby opłacić część kosztów. Wolał męczyć się ze mną i wtedy kilkumiesięczną Brinley.
Przez chwilę wyobraziłam sobie jak by było, gdyby na miejscu Louis'a siedział Harry. Czy potrafiłby tak bardzo się jej oddać?
- Mówiłem - Tomlinson przewrócił oczami, kiedy tylko kichnęłam, przy okazji się demaskując. - Widzisz, Brin, wujek wiedział co mówi - połaskotał małą po boku i wstał. - Musisz chorować akurat, kiedy na drugi dzień jest tylko roboty? - położył dłoń na moim czole.
- Chyba ty jesteś chory. Szczególnie na głowę.
- Może go nie znałem nigdy wcześniej, ale nie wygląda na kogoś kto wzbudza we mnie zaufanie. Nie widzę Was razem, Alice, a Ty się do niego kleisz jak rzep. Nagle pojawił się w waszym życiu, po dwóch latach, a Ty dajesz mu Brinley. On tylko przysporzy nam kłopoty - przesunął dłonie na moje policzki i złożył całusa na moim czole. Nie był tak przyjemny jak całus od Harry'ego. Styles miał miększe usta.
- A pamiętasz, że to on jest ojcem małej? - ściągnęłam jego dłonie. - Ona jest Styles. Nie możesz jej traktować jakby miała na nazwisko Tomlinson - warknęłam na niego i ominęłam go w przejściu. - Idziemy zjeść kolacje, Aniołku - złapałam małą pod paszkami i zaniosłam do kuchni, gdzie już po chwili zajadała się makaronem.
CZYTASZ
Doctor Styles | h.s.
FanficAlice przeżywa prawdziwy koszmar. Jeden wieczór sprawia, że nie ma ochoty kogokolwiek znać i traci zaufanie do wszystkich. Harry spróbuje jej pomóc. #101 w Fanfiction <3