- Co Ty tu robisz? - zapytała cicho i wytarła mokre ręce w spodnie. Skierowała się w moją stronę, ale stanęła w odległości około dwóch metrów.
- Tak bardzo się stęskniłem - z moich ust wyrwał się praktycznie szloch, ale wziąłem głęboki oddech i spojrzałem w te prześliczne, niebieskie tęczówki.
- Chce wiedzieć co tu robisz. Jak mnie znalazłeś?
- Zayn Cię widział. Gdzie jest Brinley? Jak ona wygląda?
Dokładnie w tamtym momencie wzrok Alice skierował się w stronę otwierających się drzwi. Do moich uszu dotarło przesłodkie "mamusiu", a serce od razu stopniało. Odwróciłem się w stronę dobiegającego dźwięku i ujrzałem najsłodszą istotkę na świecie. Zdecydowanie to była Brinley. Jej niebieskie oczy wpatrywały się w Alice z największą miłością jaką w życiu widziałem. Od razu zamarzyło mi się, żeby kiedykolwiek spojrzała to na mnie.
Dziewczynka miała ciemne, lekko pokręcone włoski, które były spięte różową spineczką z kokardką na samym czubku głowy. Była jeszcze malutka. W rączce trzymała białego misia z wielką kokardą na szyi. Zwiewna sukienka podnosiła się dość wysoko, kiedy dziewczynka biegła w kierunku swojej mamy.
Za Brinley do restauracji wszedł wysoki szatyn. Jego włosy były dość krótko obstrzyżone, a ciemne tęczówki zaczęły od razu się we mnie wpatrywać. Jakby mnie znał. Mężczyzna trzymał w dłoni mały, różowy plecak.
- Cześć Aniołku, jak było w przedszkolu? - usłyszałem za sobą i od razu odwróciłem się z powrotem. Brinley już była w ramionach Alice i oglądała świat z góry. Dziewczynka zaczęła coś bardzo żywo opowiadać przy okazji mocno gestykulując. Nie wiem po kim to miała.
- A co to za Pan, mamusiu? - zapytała po chwili wskazując na mnie palcem. To, że własna córka nazwała mnie "panem" po prostu zabolało.
- Czy to ten, który mi się wydaje? - niski głos dobiegł gdzieś zza mnie, jednak nie odwracałem się, tylko napawałem uroczym widokiem przed sobą.
Alice tylko lekko przytaknęła, a mężczyzna przeszedł koło mnie przy okazji zahaczając mnie barkiem. Udałem, że tego nie poczułem i po prostu nie reagowałem. Szatyn podszedł do dziewczyn i szepnął coś na ucho Alice, a ta zareagowała krótkim "poradzę sobie" i poprosiła o to, żeby zabrał Brinley. Mała wtuliła policzek w jego szyje i objęła go swoimi małymi ramionkami. Tak bardzo chciałem być na jego miejscu.
- Chodź za mną - blondynka odwróciła się i zaczęła kierować w stronę zaplecza. Przeprowadziła mnie przez kilka pomieszczeń aż dotarliśmy do czegoś w rodzaju biura. - Więc? Po co przyszedłeś, Harry?
- Powiedziałem już. Po prostu za Wami tęskniłem.
- Wiesz dobrze, że gdyby nie to co zrobiłeś to dalej byłybyśmy przy Tobie - westchnęła i oparła się pośladkami o biurko. Złapała palcami czubek nosa i lekko rozmasowała. Wyraźnie się denerwowała.
- A Ty powinnaś wiedzieć, że bardzo tego wszystkiego żałuję. Dalej Was kocham tak samo mocno. A może i mocniej. Cholera, Alice. Nie wiedziałem co się z Wami dzieje przez pieprzone dwa lata!
- Bez powodu bym nie odeszła - warknęła. Westchnąłem. Nie chciałem, żeby reagowała nerwami.
- Kim był ten facet? - zapytałem po chwili ciszy. Dziewczyna wypuściła głośno powietrze z ust.
- To Louis. Jest współwłaścicielem tego lokalu.
- Dlaczego odbierał Brinley? - stanąłem bliżej blondynki. Mogłem zauważyć jak bardzo się spina przez moją bliskość. - Powiedz mi, jesteście razem?
- Co? - zaśmiała się cicho. - Z nim? Nigdy. Jesteśmy po prostu przyjaciółmi, a że on ma samochód to odbiera małą z przedszkola - odetchnąłem z niemałą ulgą i uśmiechnąłem się lekko. - Harry? Powiedz mi... co chcesz osiągnąć poprzez przyjście tutaj?
- Głupio się pytasz - stanąłem jeszcze bliżej dziewczyny i położyłem dłonie po obu stronach jej ciała na blacie. - Chce Was odzyskać.
Podoba się nowa okładka? <3 Uwielbiam waszą aktywność! <3
CZYTASZ
Doctor Styles | h.s.
FanfictionAlice przeżywa prawdziwy koszmar. Jeden wieczór sprawia, że nie ma ochoty kogokolwiek znać i traci zaufanie do wszystkich. Harry spróbuje jej pomóc. #101 w Fanfiction <3