2.20

3.9K 155 48
                                    

- Tato! - dosłownie z nikąd do pokoju wbiegła rozchichotana Brin.

- Muszę kończyć, Alice - mruknąłem i odrzuciłem telefon. Złapałem dziewczynkę i uniosłem wysoko. - Komu uciekasz, brzdącu?

W tym samym momencie do pokoju wbiegła moja mama. Zdyszana mama.

- Zdecydowanie ma energię po Tobie - zaśmiała się i usiadła obok.

- Próbujesz zamęczyć babcie, Brinley? Nie ładnie tak - połaskotałem dziewczynkę po boku. Tylko uśmiechnęła się ślicznie w moją stronę i wtuliła w moje ciało. Wyglądała na tak szczęśliwą, że miałem ochotę zatrzymać czas.

- Może mnie męczyć. Nawet nie wiesz jak jestem szczęśliwa, że w końcu ją widzę. Szkoda tylko, że nie ma jeszcze Alice... - mama oparła głowę o moje ramie.

- I raczej na razie nie będzie - mruknąłem pod nosem. Brin zaczęła paluszkiem obrysowywać tatuaże na mojej ręce.

- Czemu? Miałam nadzieje, że w końcu moja wnuczka będzie miała szczęśliwą rodzine.

- Jej mama będzie szczęśliwa z kim innym, a ja będę szczęśliwy mając ją. Mam po dwóch latach swoją malutką córeczkę chce się jej poświecić w stu procentach.

- A nie sądzisz, że najlepiej by dla niej było gdyby miała przy sobie dwójkę rodziców?

- W życiu nie można mieć wszystkiego...

Mój wzrok, który wcześniej błądził po całym pokoju, skupił się na chwile na zegarze. Była już prawie dziewiętnasta, a Brin jeszcze nie jadła kolacji, dlatego już po chwili zajadała się kanapkami. Mistrzem kuchni nie byłem, dlatego było to najlepsze rozwiązanie. Po kolacji wykąpałem ją i ubrałem w nadal malutką piżamę. Praktycznie po pięciu minutach oglądania książeczki Brin usnęła. Z przyjemnością leżałem obok niej na łóżku i oglądałem jak spokojnie oddycha, jak jej długie rzęsy rzucają cień na zaróżowione policzki, a z ciemnych, wilgotnych włosów tworzą się małe loczki.

Moje przypatrywanie przerwała odczuwalna na całym łóżku wibracja telefonu. Złapałem go jak najszybciej, żeby nie obudzić małej. Bez patrzenia kto dzwoni nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem komórkę do ucha.

- Harry? Ja... jestem na dworcu. Mógłbyś po mnie przyjechać?

- Jakim dworcu, o czym Ty mówisz? - podniosłem się do siadu, licząc na to, że sprawi to, że lepiej zrozumiem o co chodzi.

- Po prostu przyjedź, proszę. Jest już tylko grupka pijaków i ja, więc trochę się boje - zaśmiała się nerwowo.

Wciągnąłem na siebie spodnie i pierwszą-lepszą bluzę. Była już prawie północ, ale wiedziałem, że moja mama pewnie jak zawsze ogląda jeszcze telewizje. Uchyliłem lekko drzwi od sypialni i poprosiłem, żeby zerknęła na Brinley, nie tłumacząc jej nawet dokąd i po co jadę.

Na szczęście do dworca miałem tylko dwa kilometry drogi, które przy nocnym braku ruchu pokonałem w krótką chwile. Już podjeżdżając zauważyłem Alice. Stała przy jednej z ławek, na której leżała średniej wielkości torba podróżna. Dziewczyna nerwowo zagarniała włosy do tyłu i chodziła w kółko, trzymając jedną z dłoni na biodrze. Jak tylko do jej uszu dotarł dźwięk zaciągania hamulca ręcznego, od razu złapała  torbę w swoje dłonie i podbiegła w moją stronę. Mimo to zdążyłem wysiąść i podejść do niej.

Złapałem jej twarz w dłonie i uważnie oglądnąłem. Dziewczyna położyła swoje dłonie na moich i błądziła wzrokiem po mojej twarzy. Nie znajdując żadnych niepokojących zmian, złożyłem delikatny, lecz długi pocałunek na jej czole.

- Co Ty tu robisz?

- Przyjechałam. Do Ciebie, do Brinley... Przepraszam za to co było. Wydaje mi się, że tą opieką chciałam odpłacić mu się za to wszystko co dla mnie i Małej zrobił. Gdyby nie on, Harry... Nie dałabym rady utrzymać Naszej dwójki. On tak bardzo mi pomógł. Chciałam mu tylko jakoś podziękować....

Otarłem łzy, które znalazły się na jej policzkach i uśmiechnąłem się lekko. Złączyłem na chwile nasze usta.

- Lepiej późno niż wcale.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 19, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Doctor Styles | h.s.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz