Czekałem. Czekałem trzy godziny przy telefonie aż Alice zadzwoni. Dosłownie - siedziałem patrząc się w ekran telefonu, sprawdzając, czy może nie straciłem zasięgu.
Brinley obudziła się kilka kilometrów przed domem mojej mamy. Zdziwiło mnie to, że nie była marudna, smutna. Jak gdyby nigdy nic spytała się gdzie jedziemy. Kiedy jej powiedziałem, że pozna swoją babcie uroczo zaklaskała w dłonie i pisnęła. Nie musiałem tłumaczyć jej, gdzie jest jej mama, nie była zaciekawiona tym tematem.
Po drodze wjechałem jeszcze na szybkie zakupy ze względu na to, że nie zabrałem jedzenia, czy picia Brin.
Przyjazd do rodzinnego domu był ważnym punktem na lini mojego życia. Moja rodzicielka w końcu miała poznać moją córeczkę. Po dwóch latach miała zobaczyć ją na żywo, móc się z nią pobawić, zobaczyć jak urosła, jaka jest inteligentna. Dodatkowo nic o tym nie wiedziała, więc jej zdziwienie po otworzeniu drzwi było nie małe. Widziałem łzy kręcące się w jej oczach, kiedy Brinley chowała się odrobinę w moich ramionach. Bądź co bądź, ale była bardzo nieśmiała. Nic nie mówiła, gdzie podczas zabawy ilość słów (nie do końca poprawnie wymawianych) wydobywająca się z jej ust była nie do zliczenia. Początkowo nie chciała odejść ode mnie nawet na krok. Dopiero po szybkim śniadaniu usiadła koło mojej mamy i zaczęła oglądać z nią książeczki. Z tego co zdążyłem zauważyć, była to jedna z jej ulubionych czynności.
W tym czasie zdążyłem się wykąpać, aż w końcu usiadłem na łóżku w swoim starym pokoju i położyłem telefon tuż obok siebie. Co wtedy działo się w mieszkaniu? Czy Alice zmartwiła się brakiem Brin? Co pomyślała o mnie? Czy postąpiłem dobrze zabierając jej córkę? A może Alice w ogóle się tym nie przejmie? Może ma dość Brin? Nie chciała zostać matką. Może stwierdziła, że lepiej jej będzie bez tego Aniołka, że woli opiekować się Louis'em.
Kiedy w końcu w pokoju rozbrzmiał dzwonek mojego telefonu nie czekałem ani sekundy. Mimo to nie wypowiedziałem pierwszego słowa.
- Harry?
- Jestem - powiedziałem cicho, po czym odczyściłem gardło. Jej głos był równie cichy co mój, trochę smutny. Czyżby zaczynała żałować?
- Brinley jest z Tobą, prawda? - automatycznie przytaknąłem. Dopiero po krótkiej chwili uświadomiłem sobie, że blondynka tego nie widzi.
- Jesteśmy u mojej mamy.
- Mała nie tęskni? Co robicie?
- Bawi się z mamą - postanowiłem zachować dla siebie fakt,że Brin nawet o nią nie zapytała.
- Kiedy wrócicie?
- A kiedy zaczniesz zauważać swoje dziecko? - warknąłem. Kiedy odpowiedziała mi cisza wziąłem głęboki oddech. - Oddaliłaś się od Brinley. Wydaje mi się, że to co zrobiłem jest najlepszą decyzją. Przy okazji Mała zbliży się do mnie i w końcu będzie w stu procentach też moją córką. To co teraz się działo... Nie zauważyłaś jak bardzo była smutna? Byłaś dla niej najważniejszą osobą, a zapomniałaś o swoim dziecku przez to co czujesz do Louis'a.
- Nic do niego nie czuje. Po prostu musiałam się nim zająć, jest chory.
- A Brin nie musiałaś się zająć? Przyjaciel, czy tam chłopak jest ważniejszy od Twojego dziecka?
- Dałam Ci szanse, żebyś mógł się do niej zbliżyć. Czemu na to narzekasz?
- Jakaś ty łaskawa - prychnąłem. - Tak bardzo jak zależało mi na Brin, zależało mi też na Tobie. Ja nie przestałem Cię kochać przez te dwa lata, Alice. Być może kocham Cię jeszcze bardziej. Tęskniłem za Tobą każdego dnia, a teraz, kiedy miałem Cię przez moment na wyciągnięcie ręki tęsknie jeszcze bardziej. I nie uda mi się zrozumieć tego co jest między Tobą, a Louis'em, więc się nie tłumacz. Nic nie usprawiedliwi tego, że zostawiłaś swoją córkę.
CZYTASZ
Doctor Styles | h.s.
FanficAlice przeżywa prawdziwy koszmar. Jeden wieczór sprawia, że nie ma ochoty kogokolwiek znać i traci zaufanie do wszystkich. Harry spróbuje jej pomóc. #101 w Fanfiction <3