Kiedy wróciłem do szpitala miałem nadzieję, że lekarz, który zajmuje się moją księżniczką powie, że "pańska dziewczyna już na Pana czeka" albo coś w tym stylu. Zamiast tego zobaczyłem moich przyjaciół którzy rozmawiają z jakimiś ludźmi. Chwila! Co?! Moi rodzice?!
- Boże synku- w momencie moja mama wtulała się w moje ciało płacząc.
- Co wy tu robicie?- zapytałem
- Twoi przyjaciele po Nas zadzwonili. Nic Ci nie jest?- zapytała patrząc na moją twarz
- Mamo, Jannet...- nie mogłem dokończyć zdania przez łzy które napłynęły mi do oczu. Moja mama usiadła na krześle wtulając mnie w siebie
- Wiem synku, nie bój się to jest silna dziewczynka. Nic jej nie będzie- powiedziała starając się mnie pocieszyć ale wiedziałem, że sama jest przerażona
- Mamo widziałaś ją?- zapytałem nie mogąc opanować łez
- Tylko przez szybe. Wiem kochanie, że Cię to boli ale musisz być silny. Ona też jest silna i sam to wiesz. Nic jej nie będzie kochanie...- mówiła a ja słuchałem tych słów mając nadzieję, że naprawdę tak się stanie...
*
Minął tydzień. Jannet dalej się nie wybudziła. Przychodzę do niej codziennie i nie spuszczam jej z oka. Bardzo się o nią boję. Kiedy wracam do jej mieszkania chociaż na chwilę aby się przebrać i z powrotem do niej jechać po prostu zaczynam płakać. Wszystko mi przypomina ją. Wszystko. Nie mogę bez niej żyć. Nie może jej zabraknąć.
- Dzień dobry- przywitałem się z pielęgniarką
- Dzień dobry Justin. Jak się czujesz?- zapytała patrząc na mnie ze współczuciem
- Okropnie- przyznałem. Pielęgniarka pokiwała głową na co odszedłem w stronę sali gdzie leżała Jannet. - Dzień dobry skarbie- powiedziałem całując ją w czółko. Złapałem jej dłoń i zamknąłem w swoich dwóch. Jej buzia nie była już tak blada aczkolwiek dalej nie miała takich kolorów co zawsze - Kiedy do mnie wrócisz?- zapytałem gładząc ją delikatnie po policzku. - Słoneczko błagam Cię wróć..., nie mogę tak dalej bez Ciebie żyć. Błagam Cię Jannet. Teraz będzie tylko lepiej...
Jannet
Nie wiem gdzie byłam. Po prostu szłam. Widziałam przewijających się ludzi ale nie znałam ich. W oddali zobaczyłam bramę, która wydawała mi się być znajoma. Podeszłam bliżej i poznałam gdzie jestem. Weszłam na Elmwood nie za bardzo wiedząc jak ja się tutaj znalazłam. Rozglądnęłam się dookoła i zobaczyłam przed sobą same groby. Nie było nikogo innego. Kiedy obróciłam głowę bardziej na bok zobaczyłam dwojga ludzi. Potrząsnęłam głową chcąc się wybudzić ze snu. To nie możliwe abym poznała swoich rodziców. Podeszłam bliżej nich ale im byłam bliżej to tym bardziej byłam przekonana, że to moi rodzice. Kiedy stałam niedaleko nich mogłam dostrzec, że stoją nad grobem gdzie są wypisane dwa imiona
Marcus Brunto
Anne Standel Brunto
Kochający rodziceNiemożliwe... To naprawdę oni
- Chodź tutaj córeczko- powiedziała moja mama. Nie wiem skąd wiedziała, że tutaj jestem ale kiedy usłyszałam jej głos zamarłam. Moja mama obróciła się razem z moim tatą w moją stronę i teraz wiedziałam, że nie śnie.
- Mama? Tata?- zapytałam po czym podbiegłam do nich tuląc się do nich. Zaczęłam płakać w ich ramionach tak jak moja mama. Tak wrażliwość mam po niej. - Co ja tutaj robię, co wy tutaj robicie?- zapytałam kiedy oderwałam się od nich
- My tutaj teraz mieszkamy. To ty nie jesteś tutaj gdzie powinnaś. Musisz wrócić do swojego chłopaka- powiedziała moja mama
- Ale co? Jak? Jestem w niebie?- zapytałam patrząc na nich
- Tak ale nie na długo... Zanim wrócisz chcemy abyś wiedziała, że my z mamą bardzo Cię kochamy i zawsze kochaliśmy- powiedział mój tata
- To dlaczego powiedzieliście, że nie macie córki?- zapytałam i poczułam jak łza spływa po moim policzku
- Kochanie, byliśmy źli na siebie, że nie potrafiliśmy utrzymać Cię przy sobie. Baliśmy się, że jesteśmy złymi rodzicami.- powiedziała moja mama
- Ale ja zawsze Was kochałam, ja cały czas Was kocham
- My Ciebie też kochanie. Zawsze Cię kochaliśmy i chcemy abyś o tym wiedziała. Jesteśmy dumni z takiej córki jaką mamy. Jesteś piękną i mądrą dziewczyną. A tam na dole czeka na Ciebie chłopak, który bardzo Cię kocha i czeka na Ciebie- powiedziała
- Ja też bardzo go kocham- rozpłakałam się już całkiem i podeszłam do rodziców przytulając się do nich
- Leć do niego córeczko- powiedziała moja mama
- Kocham Was- pożegnałam się z nimi i powoli zaczęłam odchodzić w kierunku bramy cmentarza. Im byłam bliżej bramy tym bardziej obraz zaczął mi się wyostrzać i zaczęłam słyszeć jakieś głosy.
Justin
Wystraszyłem się kiedy zobaczyłem jak nie przytomnej Jannet leją się łzy z oczu. Chciałem biec po lekarza ale zatrzymał mnie jej uścisk dłoni na mojej
- Kochanie...?- powiedziałem gładząc ją po policzku. Zobaczyłem jak powieki Jannet powoli zaczynają drgać i już po chwili jej oczka, które tam bardzo kochałem otwierają się. Popłakałem się ze szczęścia... W końcu! W końcu mam ją przy sobie!
- Justin...?- wyszeptała. Widziałem, że jest jeszcze bardzo słaba
- Jestem tutaj skarbie. Jestem przy Tobie...- powiedziałem nie puszczając jej dłoni
- Ile ja tutaj leżę?- zapytała próbując wstać
- Leż kochanie, nie wstawaj i odpoczywaj. Jest dobrze wszystko. Już dobrze. Tydzień- powiedziałem szczęśliwy
- Coo? Justin przepraszam, ja...- zaczęła mnie przepraszać a ja nie mogłem w to uwierzyć
- Kochanie to nie Twoja wina... Leż spokojnie i odpoczywaj skarbie... Już wszystko będzie dobrze, obiecuję- powiedziałem i pobiegłem po lekarza poinformować go, że Jannet się obudziła. Teraz mogłem powiedzieć, że byłem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Złożyłem sobie przysięgę, że teraz już nic nas nie rozdzieli. Wszystko będzie dobrze...

CZYTASZ
D.E.T.R.O.I.T Love
FanfictionJeżeli ona wybiera tą drogę to ja wybiorę zawsze tą którą ona podąży.