Prolog

2.6K 109 38
                                    


W ciemnym, wydającym się nie mieć końca korytarzu kroki niosły się echem. Był to jedyny dźwięk zakłócający wszechobecną ciszę. Jedynym źródłem światła była niewielka, magiczna kula trzymana przez drobnego, złotowłosego młodzieńca. Dawała przyjemne, ciepłe światło rozbijające mrok w promieniu kilku metrów.

Korytarz był wystarczająco szeroki, by mógł iść ramię w ramię z towarzyszącym mu mężczyzną. Pilnował, by nie iść za szybko, gdyż to brunet prowadził, ani za blisko, bo nawet przypadkowy dotyk mógł zostać zrozumiany jako brak szacunku, a tego chłopiec nie chciał.

Cieszył się, że mężczyzna jest przy nim. Nie wyobrażał sobie, by miał przemierzać te podziemne korytarze zupełnie sam. Powietrze było tu suche i stęchłe, ciemność wydawała się ciągnąć w nieskończoność a świadomość, że znajdują się głęboko pod ziemią... pod tonami piasku... Ta myśl napawała go niemal panicznym strachem. Zwłaszcza gdy światło w jego dłoni oświetliło prastare, kamienne ściany. Dostrzegł wówczas liczne pęknięcia, leżący gdzieniegdzie gróz czy srebrzysty piasek, który jakoś się tu przedostał...

Tak. Gdyby jego pan nie był tuż obok, chłopiec mógłby stchórzyć. Jednak teraz nie mógł tego zrobić. Miał zadanie. Oświetlać mrok tego miejsca i służyć pomocą swemu panu. Na jego miejscu mógłby stać każdy... ale wybrano właśnie jego. Był z tego powodu dumny. Nie mógł zawieść. Nie mógł stchórzyć.

Nareszcie na końcu tunelu pojawiło się światło. Złotowłosy resztkami sił powstrzymał się, by nie przyśpieszyć w kierunku tego przyjaznego blasku. Zmusił się do kontynuowania rytmu kroków narzuconego mu przez idącego obok bruneta. Chłopiec zerknął w jego stronę i przez myśl przeszło mu, że włosy i oczy mężczyzny mają ten sam odcień nieprzeniknionej czerni jak mrok, który zostawili za sobą.

Korytarz skończył się, a oni weszli do ogromnego kopułowego pomieszczenia. Chłopiec rozejrzał się z zainteresowaniem. Prowizoryczne lampy z magicznych kryształów oświetlały całe wnętrze. Wokół kręciło się z tuzin osób. Wszyscy czymś zajęci. Przyglądali się freskom wymalowanym na starożytnych ścianach, przeglądali jakieś księgi i dokumenty leżące na prowizorycznych biurkach, lub dyskutowali... zapewne na temat tego miejsca.

Chłopak nie wiedział, dlaczego wszyscy są tak zachwyceni. Dla niego to tylko jakaś stara budowla, która niedługo będzie zapewne gruzem. Stertą kamieni przysypaną przez piasek. Zapomnianą i niepotrzebną. Jednak... jego pan dążył do odnalezienia tego miejsca, więc zdecydowanie musi być tu coś cennego. A to coś zapewne znajduje się gdzieś za tymi znajdującymi się naprzeciw, ogromnymi wrotami, które to od prawie dwóch tygodni spędzają sen z powiek znajdującym się w tym pomieszczeniu ludziom.

Jego pan przypatrywał się wykonanym z kamienia wrotom jakby były niczym więcej jak drobnym niuansem opóźniającym jego plany. Chłopak nie rozumiał natomiast, jak tak wielu ludzi mogło nie poradzić sobie z jednymi wielkimi drzwiami. Jego zdaniem odrobina magii wszystko by załatwiła. Oczywiście istniało ryzyko, że razem z drzwiami zawali się sklepienie i wszyscy zostaną pogrzebani w piasku. Cóż... zawsze można użyć nieco mniej wybuchowej magii. Więc dlaczego te wrota jeszcze stoją?

Ich przybycie nie pozostało niezauważone, dlatego już po chwili rozmyślania chłopca zostały przerwane. Wysoki, blondwłosy mężczyzna o przenikliwych, szarych oczach stanął przed nimi i skłonił się lekko. Chłopiec odpowiedział delikatnym skinieniem głowy. Nie zamierzał kłaniać się nikomu poza swoim panem. Brunet jedynie zaszczycił mężczyznę spojrzeniem. On nie kłaniał się nikomu.

- Czy są jakieś postępy?

- Niestety nieznaczące. Jesteśmy już blisko odszyfrowania większości naściennych zapisków, jednak nie wszystkie są zachowane. Ponadto... nie jesteśmy pewni, w jakim stopniu będą przydatne. Przepraszam, ale to... niezwykle stary język.

- I to dlatego musiałem fatygować się tu osobiście?

- Nie posiadamy wystarczającej wiedzy na temat...

- Nie obchodzi mnie to.

Szarooki przełknął nerwowo ślinę. Brunet co prawda nie podniósł głosu. Nie dał żadnej oznaki złości czy chociażby irytacji. Z jakiegoś jednak powodu każdy przebywający w jego pobliżu obawiał się choćby najmniejszej oznaki gniewu. Dlatego blondyn kontynuował, dopiero gdy upewnił się, że w żaden sposób nie pogorszył nastroju bruneta.

- Gdy tylko je odczytamy nasze działania ruszą do przodu. Potrzebujemy jeszcze co najmniej... tygodnia.

Ponownie blondyn zamarł, obserwując reakcję czarnookiego. Ten przypatrywał mu się przez dłuższą chwilę, po czym ku uldze mężczyzny nie wyraził swojego niezadowolenia. Przeniósł wzrok na znajdujące się po drugiej stronie pomieszczenia wrota.

- Spiszcie wszystkie symbole znajdujące się na ścianach i wrotach.

- Oczywiście. Czy mogę wiedzieć... w jakim celu?

Czarnooki milczał, przez dłuższą chwilę wpatrując się w blondyna. Mężczyzna poczuł dreszcze wzdłuż kręgosłupa a przez myśl przeszło mu, iż właśnie posunął się za daleko. Być może nie powinien był pytać. Brunet jednak uśmiechnął się delikatnie. Uśmiech ten nie dosięgnął jego przypominających bezdenne studnie oczu.

- Przepiszcie je dokładnie... Przetłumaczę je. Macie dwa dni, by otworzyć te wrota.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz