Rozdział 11

1K 108 34
                                        

   Gdy wszedłem do swojego pokoju, Ariel rzeczywiście tam był. Właśnie pakował coś do plecaka w szarawo-beżowym kolorze. Oparłem się o biurko i przyglądałem jego staraniom.

- Gotowy do drogi?

- Właściwie to tak. Muszę tylko zapakować kilka drobiazgów.

- Wszystko zaplanowane?

- Tak. Wyruszamy przed świtem. Najpierw użyjemy Bramy, by przenieść się najbliżej granicy, spotkamy się z upadłymi w miejscu, gdzie mają czekać na nas także konie i ruszymy w kierunku Srebrnej Pustyni. To inna rasa niż ta w ludzkim świecie, są niezwykle wytrzymałe i szybsze. To pozwoli nam na pokonanie dużej odległości. Zdecydowaliśmy, że nie użyjemy skrzydeł z trzech powodów. Po pierwsze to nie zwiad więc mamy ze sobą całkiem sporo bagażu, który by nas spowalniał. Po drugie nie wszyscy upadli mają skrzydła. Po trzecie łatwiej byłoby nas wypatrzeć. Samo dotarcie tam zajmie nam co najmniej tydzień i to przy naprawdę szybkim tempie podróży.

- Macie, chociaż jakieś pomysły czego się spodziewać?

- Szczerze? Możliwe, że nic tam nie znajdziemy. Nasi wrogowie dotarli tam zapewne niemal miesiąc temu. Możliwe, że od dawna ich tam nie ma, jednak nic nie wiadomo. Moglibyśmy wysłać tam zwiadowców, jednak istnieje ryzyko, że ich wykryją, a wtedy szansa na konfrontację całkowicie zniknie.

- Więc zostało nam niecałe dwanaście godzin, a później zobaczę cię za prawie miesiąc.

- Sky...

- Spokojnie. Rozumiem. Nie chcę, abyś jechał, ale nie zamierzam cię powstrzymywać. Jedź... pokaż im gdzie ich miejsce i wróć do mnie cały i zdrowy.

- Tak zrobię.

- Będę przez ten czas ciężko pracował. Chcę nadrobić te zmarnowane lata. No wiesz... może zapiszę się do jakieś szkółki niedzielnej czy coś. Chcę się nauczyć walczyć jak wy, by następnym razem móc w pełni zasłużenie stać obok ciebie.

- Nasze treningi są długie i poruszają wiele dziedzin.

- No w miesiąc tego wszystkiego nie ogarnę, ale zamierzam zacząć.

- Gdy wrócę, z chęcią ci pomogę.

- A ja z chęcią skorzystam z pomocy. Zwłaszcza jeśli te wasze szkolenia obejmują matmę.

- Oczywiście, że tak.

- No właśnie tak się spodziewałem, że nie będzie tak łatwo.

- Nie wpakuj się w kłopoty, gdy mnie tu nie będzie.

- Nic nie obiecuję, ale się postaram.

- Nie przebywaj sam na sam z Mammonem.

- Niech ci będzie. Znajdę nam przyzwoitkę. Może Lucek się nada.

- Jedz warzywa.

- Serio?

- I nie chodź zbyt późno spać.

- Dobrze mamo będę chodził spać zaraz po dobranocce.

- Myśl o mnie często.

- Myślę, że po tygodniu już o tobie zapomnę no ale niech ci będzie...

   Anioł uśmiechnął się delikatnie i odłożył swój plecak pod szafę, po czym podszedł do mnie i zatrzymał się tuż przede mną.

- Co mam zrobić, żebyś nie zapomniał?

- Nie wiem. Wykaż się kreatywnością.

   Ariel zaśmiał się lekko, po czym objął mnie wokół bioder i przysunął do siebie. Wiedziałem, że zamierza mnie pocałować, ale oczywiście nie zrobił tego od razu. Skubany musiał się ze mną trochę pojudzić. Ja jednak nie należę do tych cierpliwych, więc stanąłem na palcach i musnąłem delikatnie jego usta. Na szatyna moja zachęta podziałała i już po chwili obejmował mnie mocno i całował namiętnie. Dłonie wplątałem w jego włosy, a jego zawędrowały pod moją bluzkę. Rozkoszowaliśmy się tym krótkim momentem tylko dla siebie. W tej chwili liczyliśmy się tylko my, cała reszta nie miała znaczenia.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz