Rozdział 49

868 100 24
                                    

Zasnąłem. Nie wiem, jak długo spałem, ale obudziłem się, gdy usłyszałem kroki. Moje ciało sparaliżował strach. Dalej leżałem skulony na podłodze tam, gdzie mnie zostawiła. Może powinienem czekać na nią na klęczkach. Może powinienem jakoś zareagować. Ja jednak nie byłem w stanie ruszyć się z miejsca. Moje ciało całe drżało.

Miałem koszmary. Gdy spałem, cały czas śniłem o tym, co może mnie czekać, ale wiedziałem, że rzeczywistość będzie pewnie straszniejsza. Nie byłem wcale taki odporny na ból. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, jak to jest, gdy wyrywają ci paznokcie. Haures mogłaby zrobić ze mną, na co przyszłaby jej ochota. Zaznałem w swoim życiu wiele bólu, ale... nie takiego. Nie metodycznego bólu tortur. Myślałem, że Mephistopheles zafundował mi piekło. Nie... on tylko złamał mi kilka kości.

Usłyszałem, jak zatrzymuje się i otwiera drzwi celi. Zwinąłem się w kłębek, jakbym przez to miał stać się mniej widocznym.

- Doprawdy... żałosny widok. Nefalem drżący na podłodze w obawie przed odrobiną bólu.

Głos Haures wydawał się lekko rozbawiony. Złapała mnie za ramię i podniosła z ziemi bez żadnego problemu. Stawiałem jakiś opór, gdy wlokła mnie po schodach a później korytarzami. Oczywiście ta nawet nie zwracała uwagi na moje marne próby wyrwania się jej.

Dotarliśmy do jakiegoś pokoju, który na pierwszy rzut oka wydawał się zwyczajny. Po chwili jednak ogarnął mnie strach tak duży, że na chwilę straciłem całe siły w nogach i nie zdołałem ustać.

Pokój okazał się podobny do tego, w którym spędziłem pierwszy dzień. Drewniane podłogi. Stara tapeta. Pojedynczy magiczny kryształ dający słabe światło. W tym pokoju były jednak meble. Raczej stare, ale w dobrym stanie. W końcu to anielska robota. Duże i solidne krzesło, ława i szafa.

To wszystko wydawało się niepozorne. Dopóki nie zwróciło się uwagi na to, że w pomieszczeniu czuć delikatną woń starej krwi. Na to, że krzesło zostało przymocowane do podłogi, tak by nie można było go przesunąć lub przewrócić i że na podłokietnikach znajdują się skórzane pasy.

- Dawno nikogo tu nie było. Wiem, że czasem przyprowadzają tu tych, którzy sprawiają problemy. Jednak anioły nie znają się na dobrej zabawie.

Upadła podniosła mnie z podłogi i zaciągnęła do krzesła, jednocześnie dalej mówiła.

- Jak zapewne się domyślasz, jestem tu od niedawna. Właściwie to przyszłam specjalnie dla ciebie. Doprawdy... musiałam sama się fatygować, żeby sprowadzić tu jednego dzieciaka. Trudno w dzisiejszych czasach o kompetentnych podwładnych. Rozumiesz mnie prawda? Musiałam opuścić wygody Piekła... Tam dopiero byśmy się zabawili... Nie martw się jednak. Jakoś sobie poradzimy.

Siłą posadziła mnie na krześle i natychmiast przywiązała moją lewą dłoń pasami. Następnie zaczęła unieruchamiać moje nogi.

- Wiesz, ile tu jesteś? Czternaście dni. To dość dużo. Widzisz... tak naprawdę cię nie zabiję. Abaddon twierdzi, że jeszcze się przydasz. Kazał mi nawet potraktować cię delikatnie. Starałam się. Dałam ci dużo czasu. Teraz zrobimy to po mojemu. Zastanawiałam się, dlaczego tak długo się trzymałeś. Aż w końcu zrozumiałam, że dajesz swoim sojusznikom czas, by cię znaleźli. Pozwól, że rozwieję twoje nadzieje.

Byłem unieruchomiony. Jedynie prawą rękę miałem wolną. Sięgnąłem do pasów, które unieruchamiały moją lewą dłoń, ale nie byłem w stanie ich rozpiąć. Przez ten czas Haures wyciągała coś z szafy za mną.

- Ta posiadłość nie leży na terenie Nieba. Nasi anielscy sojusznicy wybudowali to miejsce. Jest czymś w rodzaju... schronienia na specjalne okoliczności. Takie jak ta. W promieniu kilku kilometrów działają też różne zaklęcia, które znacznie utrudnią znalezienie tej posiadłości.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz