Rozdział 18

1K 95 40
                                        

Sky

   Gdy zmierzałem do komnat Razjel wciąż nie byłem pewien czy decyzja, którą podjąłem, jest właściwa. Chciałbym, by Ariel tutaj był. Mógłbym go o to zapytać. On powiedziałby coś mądrego i odpowiedzialnego a wtedy ja zrobiłbym odwrotnie, ale przynajmniej miałbym pewność, że robię źle. A teraz nie mam pojęcia.

   No ale skoro już podjąłem decyzję, to zamierzam się jej trzymać. Pragnę tej mocy i powodów jest wiele. Niektóre są czysto pragmatyczne a inne zwyczajnie samolubne.

   Przede wszystkim przeważa myśl o tym, że w ten sposób mógłbym chronić moich bliskich. Teraz na niewiele się przydam. Do tej pory miałem po prostu szczęście a przez większość czasu byłem głównie balastem. Trzeba mnie było chronić i przeprowadzać z miejsca na miejsce a przy okazji pilnować. Jak pani Razjel zdejmie ze mnie ograniczenia... może w końcu stanę się przydatny.

   Poza tym następnym razem nie chcę uciekać. Chcę stanąć z wrogiem twarzą w twarz. Jednak nie tylko o to chodzi. Podczas walki z Laylą wszystko działo się poza moją kontrolą. To nie była nawet walka. Ja po prostu robiłem wszystko, aby przeżyć. Gdybym tylko był silniejszy... wszystko mogłoby potoczyć się zupełnie inaczej. Mógłbym kontrolować rozwój wydarzeń. Może wtedy... ona wcale nie musiałaby ginąć. Owszem spędziłaby większość o ile nie resztę życia w zamknięciu, ale by żyła. Wszyscy powtarzają mi, że nie miałem wyboru. Że musiałem to zrobić. I tu tkwi problem. Nie miałem wyboru. Byłem zbyt słaby, by mieć jakieś inne opcje. Belzebub by ją obezwładnił, wyprowadził w pole... na pewno nie spieprzałby między drzewa, by ratować swoje życie. Następnym razem... chcę mieć wybór. Nie chcę już nigdy więcej być w sytuacji bez wyjścia. To w końcu moja moc... należy mi się. Ona jest moja, a ja po prostu ją odzyskam. Skoro Razjel mówi, że sobie z tym poradzę, to jej wierzę.

   Ariel pewnie będzie na mnie zły, jak wróci, ale... no bądźmy szczerzy, gorsze rzeczy mi wybaczał. Być może to nie jest zbyt dobry sposób myślenia... No ale to prawda. Gorsze rzeczy odwalałem, a to będzie przynajmniej w kontrolowanych warunkach.

   Strażnicy nie zatrzymali mnie, gdy wchodziłem do skrzydła mieszkalnego Rady. Jeden z nich zaprowadził mnie do apartamentu anielicy. Nawet zapukał za mnie i oznajmił, że przyszedłem.

   Wszedłem do sporego salonu... pokoju dziennego... czegoś w tym stylu. Był ładnie umeblowany. Dominowały tu bardzo jasne, ciepłe odcienie beżu i biel. Wystrój zdecydowanie pasował do właścicielki. Białe meble, dużo koronkowych ozdób i kwiatowych wzorów. Całość prezentowała się naprawdę... niebiańsko. Chociaż mi skojarzyło się też odrobinę z wnętrzem jakiegoś wiktoriańskiego domku dla lalek. Być może dlatego, że sama Razjel siedząca na sofie w białej sukni z koronkowym kołnierzykiem wyglądała jak śliczna laleczka. Musiałem po raz kolejny powtórzyć sobie, że mogłaby być moją matką... Możliwe nawet, że babką.

- Witaj Alexis. Rozumiem, że przemyślałeś moją propozycję?

- Tak...

- Usiądź, proszę. Masz może ochotę na filiżankę herbaty?

- Nie, dziękuję.

   Usiadłem w fotelu, naprzeciw kobiety. Na stoliczku między nami stał piękny zestaw do herbaty. Porcelanowy imbryczek i śliczne filiżanki. Wszystko białe i zdobione w bladoróżowe kwiaty oraz złote detale. Raziel nalała sobie różowawego płynu, który pachniał owocami i spojrzała na mnie.

- Jesteś pewien?

   Pomyślałem sobie, że może nie wypada odmawiać członkini Rady, a herbata pachniała naprawdę ładnie więc... stwierdziłem, że czemu nie.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz