Rozdział 38

951 113 32
                                    

   Belzebub rzeczywiście osobiście przyszedł po mnie koło południa. Nasz trening odbiegał trochę od tego, co zawsze robiliśmy. Przede wszystkim nie udaliśmy się do Sali Treningowej, bo była w trakcie naprawy. Nie jestem pewien, jak to załatwili, ale nie miałem żadnych kłopotów. Ogólnie upadły powiedział mi, że gdyby jakiś anioł pytał się mnie o to, mam odpowiedzieć, że nie mam pojęcia, co się stało i nie było mnie tam wtedy. Dla mnie spoko.

   Trening mieliśmy na świeżym powietrzu i składał się on z czterech półgodzinnych części. Na początku Belzebub zrobił mi coś w rodzaju fizycznej rozgrzewki. Trochę się porozciągałem, poćwiczyłem i poboksowałem powietrze. Upadły dał mi nawet kilka wskazówek co do walki wręcz. Co prawda Agares nauczyła mnie sporo, ale wciąż jestem początkującym. Robię mnóstwo podstawowych błędów i nie chciałbym ich utrwalić.

   Później przez kolejne trzydzieści minut prowadziliśmy zacięty sparing. Kwadrans wręcz i kwadrans z ćwiczebną bronią. Po tym byłem już odrobinę zmęczony.

   Tym bardziej podobało mi się, że następne pół godziny spędziłem na medytacji i tym razem magicznej rozgrzewce. Głównie manipulowałem cieniem. Robiłem te najbardziej podstawowe rzeczy.

   Na koniec natomiast miałem już właściwy magiczny trening. Belzebub w tym dość krótkim czasie nieźle mnie wyżymał z magii. Kazał mi rzucać mało ofensywne, ale wyczerpujące zaklęcia. Otwierałem wyrwy. Nie przechodziłem przez nie, ale w ciągu dziesięciu minut zrobiłem ich chyba ze sto. Ogólnie po tym wszystkim czułem zmęczenie fizyczne, jak i... to psychiczne... czy raczej magiczne. Z drugiej strony jednak to było takie dość przyjemne zmęczenie. Nawet nowe siniaki, które zapewnił mnie Belzebub, nie były jakieś takie bolesne.

   Już miałem zbierać się do siebie jednak zatrzymał mnie głos upadłego.

- Sky. Poczekaj. Jeszcze kilka minut.

   Wydałem z siebie dźwięk rozpaczy. Tak z czystej przyzwoitości. Bo to w sumie nie tak, że miałem dość... po prostu już się napaliłem na gorącą, relaksującą kąpiel. Ja myślami siedziałem już w wannie i smarowałem się tymi ładnie pachnącymi balsamami... No i mógłbym wlać do wody jakiś pachnący olejek... Niestety to wszystko oddaliło się właśnie ode mnie o kolejne kilka minut.

- Co jeszcze?

- Chcę, żebyś użył białej magii.

- Po co?

- Aby utrzymać równowagę. Rozmawiałem o tym z Mammonem i pomyśleliśmy, że to może być dobry pomysł. Nie ograniczaj się tylko do czarnej magii. Spróbuj to trochę wyrównać. Pół godziny z czarną magią, plus chociaż dziesięć z białą. Na początek możesz wyleczyć sobie siniaki.

- Hmm... no dobra.

   Tym razem magia, która mnie utuliła była przyjemnie ciepła. Magia lecznicza jest bardzo wyczerpująca, więc nie da się używać jej zbyt dużo. Dlatego jest tak mało naprawdę dobrych uzdrowicieli. Żeby być skutecznym trzeba mieć w sobie ogromne pokłady magii. Ja teraz miałem jej w sobie całkiem sporo, więc spokojnie wystarczyło na kilka siniaków.

- Gotowe.

- Dobrze. Myślę, że jutro wkomponuję ćwiczenie białej magii w nasz dwugodzinny plan. Zmienimy pół godziny czarnej magii na dwadzieścia minut czarnej i dziesięć białej. Oczywiście w tym drugim zbytnio ci nie pomogę, jednak wystarczy, że będziesz robił coś podstawowego.

- No dobra. Brzmi dobrze. Jeśli dzięki temu nie zrobię się chwiejny emocjonalnie jak ostatnio, to z chęcią wezmę się za białą magię. Więc... to wszystko?

- Tak. Jeśli czegoś będziesz potrzebował...

- Odezwę się.

   Tak jak planowałem, wziąłem długą kąpiel, po czym z powodu braku pomysłu co dalej zrobić z moim życiem wróciłem do pokoju. Na biurku jak zwykle znalazłem małą brązową buteleczkę z tym dziwnym magicznym eliksirem czy innym cosiem od Rafaela.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz