Rozdział 32

993 106 41
                                        

Ariel

Laoth i oddział, tak jak się spodziewaliśmy, dołączyli do nas po trzech dniach. Do tego czasu nie mieliśmy żadnych problemów. Ranni doszli do siebie. Tarys przebudził się, a jego stan był stabilny. Był jednak cichy i trzymał się raczej na uboczu. Maro, Dara i ku memu zaskoczeniu Virgil starali się może nie tyle poprawić mu humor ile pomóc mu przejść trudne chwile. Zephon był jego mistrzem. Bliskim przyjacielem. Miałem nadzieję, że unikniemy ofiar...

Próbowałem jednak skupić się na dobrych stronach. Misja była udana. Straciłem tylko jednego człowieka. Niedługo wszyscy wrócimy do domu.

Podczas czekania na posiłki przeglądaliśmy dokumenty i badaliśmy budynek. Tak jak się spodziewaliśmy, wszystkie korytarze były zawalone. Najprawdopodobniej Maro i Bariel mogliby wspólnie oczyścić niektóre z nich... To jednak nie należało do naszych zadań. Mieliśmy jedynie przejąć to miejsce.

Niestety przybyliśmy tutaj zbyt późno. Miejmy nadzieję, że ludzie pana Zadkiela odkryją coś w tych ruinach i pozostawionych tu przez Brachiela dokumentach.

Gdy oddział przybył, mogłem w końcu zrzucić ciężar dowództwa z moich barków. Oczywiście wciąż byłem dowódcą jednak teraz miałem jedynie zdać raporty i doprowadzić moich ludzi do Nieba. A przynajmniej część z nich. Z upadłymi rozstaniemy się pewnie przy granicy Nieba.

Gdy zdałem dowódcy przybyłego oddziału szczegółowy raport, miałem chwilę czasu dla siebie. Pierwsze co zrobiłem, to spróbowałem rzucić lustrzane zaklęcie, by móc skontaktować się ze Sky'em. Dokładnie tego samego użyłem kilka miesięcy temu, gdy jeszcze w ludzkim świecie kontaktowałem się z moim anielskim przyjacielem. Tym razem próbowałem kilkakrotnie jednak za każdym razem bez skutku. Zastanawiałem się, czy może zaklęcia chroniące jego pokój nie blokują mojego jednak... powinien, chociaż usłyszeć, że próbuje się z nim skontaktować. W końcu poddałem się i postanowiłem spróbować jeszcze później.

Wiedziałem, że ludzie Zadkiela za nie więcej niż dwa dni przygotują zaklęcia, dzięki którym będą kontaktować się na bieżąco z Radą, jednak nie zamierzałem czekać. Wolałem wyruszyć jak najszybciej i moi towarzysze mnie popierali.

Dlatego jeszcze tego samego dnia po zachodzie słońca zabraliśmy odpowiednie zapasy i ruszyliśmy w drogę powrotną. Cała dwunastka. Byliśmy zmęczeni i raczej... przybici. Nikt nie świętował. Poruszaliśmy się nieco wolniej, gdyż Tarys potrzebował częstszych odpoczynków. Nikomu to nie przeszkadzało. Owszem każdy chciał skończyć już tę misję, jednak jednocześnie nigdzie nam się nie śpieszyło. Nie musieliśmy już narzucać sobie tak morderczego tempa, jak na początku naszej wspólnej podróży.

Obserwowałem moich ludzi i stwierdziłem, że... coś się zmieniło. Nie było żadnych kłótni. Jedynie... rozmowy. Zwykłe przyjazne pogawędki. Anioły i upadli rozmawiali jak... równy z równym. Maro i Bariel z ekscytacją rozprawiali na temat magii. W końcu wykazali się doskonałą współpracą w tym aspekcie. Eiael co mnie zaskoczyło jechała tuż obok Virgila. Przysiągłbym, że upadły nawet się kilka razy... uśmiechnął. Najwidoczniej miłe usposobienie kobiety wpływało pozytywnie nawet na tego posępnego nekromantę. Nuriel i Elyon prowadzili przyjazną pogawędkę z Dardarielem. Najwyraźniej omawiali swoje style walki. Laoth wziął na siebie opiekę nad Tarysem. Dotrzymywał mu towarzystwa i niejednokrotnie pomagał.

Bez ręki upadły nie radził sobie z podstawowymi czynnościami jak osiodłanie konia. Anioł pomagał mu bez słowa. Bez wylewnego współczucia. Podchodził do tego z dystansem... a Tarys tego właśnie potrzebował. Nie chciał, by się nad nim użalano. Teraz o ile dobrze słyszałem, komentowali uroki pustyni.

Maalik i Hamon byli wyjątkowo cicho. Ponadto... jechali tuż przy mnie. Nie wiedziałem za bardzo, jak powinienem to rozumieć. Niemniej... nie skakali sobie do gardeł. To dobrze. Wyglądało na to, że droga powrotna będzie łatwiejsza i przyjemniejsza. Za niewiele ponad tydzień powinienem być w domu. A gdy myślę o domu myślę o Sky'u.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz