Szczerze mówiąc, myślałem, że jestem twardszy. Naprawdę w swojej głupocie i naiwności uważałem moją sytuację za nie najgorszą. W końcu musiałem tylko tu siedzieć i czekać. Na początku nie wydawało się to takie straszne. W filmach, komiksach i książkach bohaterowie zawsze stawiają czoła przeciwnościom losu z uniesioną głową. Nigdy nie błagają o łaskę. Nigdy nie ulegają niecnym propozycjom wroga. Nie imają się samotności, podłym warunkom, czy nawet torturom. Jak już, to wychodzą z opresji silniejszymi. Otóż... filmy kłamią. A książki... pomijają tyle istotnych faktów.
Na przykład nie wspominają o tym, że brak możliwości określenia ile czasu minęło, jest swego rodzaju torturą. Haures stwierdziła, że przyjdzie za kilka dni. Ja miałem jednak wrażenie, że minął już tydzień lub dłużej. A co jeśli minęły zaledwie dwa dni... albo doba? W końcu czas tak bardzo się ciągnie. Nie wiem, jak długo śpię. Czy to tylko krótkie drzemki (to wyjaśniałoby, dlaczego wciąż jestem niewyspany) czy może śpię dłużej, niż mi się wydaje?
Zresztą... co to za sen. Budzę się co chwilę. Mam koszmary. Takie, które pokazują przeszłość, ale i straszną wizję przyszłości. A gdy nie śpię, nie jest lepiej. To okropne. Siedzieć w tym szarym pokoju. W samotności.
Gdy Samuel więził mnie w tym hotelu... gdy współpracował z Mephistophelesem... odwiedzał mnie. Dotrzymywał mi towarzystwa. Po prostu... był. Nie doceniałem tego wtedy. Byłem raczej zirytowany jego obecnością. Teraz jednak jestem sam. A samotność jest okropna. Ta... cisza. Nie przywykłem do niej. Tęskniłem za moim życiem w Kapitolu. Za głośnymi upadłymi. Uśmiechnąłem się lekko na wspomnienie ich kłótni, wybuchów śmiechu, nieprzyzwoitych piosenek, które czasem śpiewają, gdy opróżnią o jedną czy dwie butelki za dużo. Tak... samotność jest nie do zniesienia. Zwłaszcza gdy nie masz czym się zająć.
Ten pokój był taki... pusty. Dlatego minuty wlekły się jak godziny. Siedziałem i patrzyłem w ścianę przez większość czasu. No bo co innego miałem robić? Do tego dochodziło zimno i wilgoć. Moje ubrania były raczej cienkie, więc nie pomagały. Temperatura nie była na tyle niska, by mnie zabić, ale na pewno utrudniała życie. Palce mi drętwiały, gdy tylko wyciągnąłem je spod koca.
Co jeszcze? A no tak... całe moje ciało bolało od leżenia na podłodze. Próbowałem trochę poćwiczyć fizycznie. To wydawało się dobrym pomysłem. W ten sposób mogłem zapełnić czymś czas i rozgrzać się nieco. Z czasem jednak zrozumiałem, że to bardzo głupi pomysł. Byłem słaby. Nie wiedziałem, kiedy dostanę kolejny posiłek, więc nie powinienem marnować energii. Nie mówiąc już o tym, że z każdą godziną byłem bliżej odwodnienia.
Co prawda czasem budziłem się i znajdowałem w mojej celi niewielką miseczkę z wodą. Było jej jednak niewiele. Nie wystarczało, by ugasić pragnienie. Raczej tyle by podtrzymać mnie trochę dłużej przy życiu. Poza tym... byłem pewien, że woda nie pojawia się regularnie. Były bowiem momenty, gdy pragnienie doskwierało mi bardziej. Na głód nic nie mogłem poradzić. Gdy dodało się do tego jeszcze brak prawdziwego, długiego snu czas w celi zamieniał się w piekło.
Czułem, że jestem już prawie na skraju wytrzymałości. W filmach to nie wydaje się takie trudne. Może... może jestem po prostu słaby. Nawet nie wiem, ile tu siedzę. Nie wiem, ile jeszcze to potrwa. Wiem, że muszę się jakoś trzymać... jednak mam wrażenie, że w końcu tu oszaleję.
Gdy nie mam nic innego do roboty, to myślę. A moje myśli często mnie tylko dobijają. Dlatego by nie oszaleć, staram się skupiać na pozytywach. Na tym, że ktoś mnie szuka. Wracam wspomnieniami do Ariela. To stało się w sumie moim ulubionym zajęciem. Gdy myślałem o nim, choć na chwilę zapominałem o tym, gdzie się tak naprawdę znajduję. Byłem pewien, że Ariel zrobi wszystko by mnie uratować. Może już tu do mnie zmierza. Z tym rozgniewanym wyrazem twarzy... Wpadnie tu wściekły, zabije Haures, zabierze mnie stąd i nakarmi ciasteczkami. Zasnę w moim wygodnym łóżku w ciepłych ramionach Ariela. Muszę tylko wytrzymać trochę dłużej... i wszytko będzie dobrze.
CZYTASZ
Alexis V
FantasyPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).