Mammon
Nuuudyyy. Cholera... zapomniałem już, jak strasznie może być w Niebie. Poszedłbym na jakąś imprezę... Dlaczego tu nic się nie dzieje? Może powinienem iść odwiedzić Sky'a? Ciekawe czy wciąż udaje obrażonego. Ostatnimi czasy go jakoś nie widuję. Hmm... dziwne. W każdym razie jak do niego pójdę, mogę czymś dostać, więc może powinienem odpuścić. Sam w końcu do mnie przyjdzie.
No ale w takim razie co? Lucyfer gdzieś zniknął. Belzebub zajmuje się Raum. Asmodeusz zajmuje się swoim kochasiem. A ja zostałem sam... No w sumie jest jeszcze Lilith. Szkoda, że szmaty nie znoszę. A więc jednak zostałem sam.
Ciekawe co robi mój aniołek. On też uparł się, aby udawać obrażonego. Rozumiem. Zachowałem się jak dupek. Jednak gorsze rzeczy robiłem. Dużo gorsze rzeczy. Może po prostu niepotrzebnie zabrałem się za młodziaka. Ile on może mieć lat? Pewnie niedawno skończył szkołę. Co taka istotka może wiedzieć o życiu.
Wstałem z łóżka i wyszedłem na taras. Było zimno, jednak niespecjalnie mi to przeszkadzało. Mimo wszystko od zimna wolałem upały. Przywykłem do nich.
Niebo jest... ładne. Jednak ta estetyka nigdy do mnie nie przemawiała. Białe miasto... białe państwo... wszystko skąpane w bieli. Chciałbym wrócić nad morze. Tak... chciałbym poczuć sól w powietrzu, rozgrzany piasek pod stopami. Jak wieki temu w porcie w Aleksandrii.
Może... może, gdy to wszystko się skończy, znów powinienem zniknąć na jakiś czas. Lucyfer poradzi sobie. Może Asmodeusz przy nim zostanie. Tak. To dobry pomysł. Tylko... gdzie miałbym się udać?
Moje ukochane miasta już nie istnieją. Nie istnieją już nawet państwa, do których niegdyś należały. I ludzie. Jest ich tak wiele. Są tacy głośni. Gdzie mógłby się udać by nie musieć na nich patrzeć? Gdzieś daleko. Gdzieś gdzie nie ma ludzi. Gdzieś gdzie mógłbym odpocząć. Oczyścić głowę. Jak za starych dobrych czasów.
Aż do momentu, gdy on po mnie nie przyjdzie. Nie każe mi wracać. Za każdym razem. Nie ważne gdzie się nie udam. Za każdym razem, jeśli nie wrócę sam, to on mnie znajduje.
Kiedy był ostatni raz? Czyż nie stałem wtedy nad brzegiem morza? Czułem zapach soli, gorący piasek... a gdy otworzyłem oczy, przyglądał mi się z wyrazem rozbawienia na twarzy.
Lucyfer zawsze powtarzał, że jestem jak bezpański kot. Może miał rację. A jednak... zawsze i tak wracałem. Tam, gdzie moje miejsce. U jego boku.
***
- Witam.
- Witaj wujku Mammonie.
Usiadłem na sofie i spojrzałem na to, co właściwie działo się w bawialni. Raum (doprawdy rozkoszne dziecię) właśnie układała domino. Belzebub tylko siedział i się przyglądał.
- A ty tatuśku? Dlaczego nie układasz z córcią?
- Tata już dwa razy wszystko zepsuł, więc już nie może.
- No widzisz. Bezużyteczny.
- To dlatego, że ma duże ręce.
- I zero wyczucia.
- Tak. Dokładnie.
Belzebub jedynie uniósł delikatnie brew jakby zaskoczony tym niespodziewanym sojuszem zwróconym przeciw jego osobie. Raum jak gdyby nigdy nic dalej układała domino w coraz to większą spiralę. Ja natomiast dalej nie mając nic ciekawego do roboty, postanowiłem pogadać z panem wiecznie ponurym. Już dawno nie rozmawialiśmy tak od serca... a przynajmniej nie na trzeźwo więc... no w sumie czemu nie?

CZYTASZ
Alexis V
FantasíaPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).