Rozdział 13

1K 101 43
                                    

Miało nie być dzisiaj dodatkowego rozdziału, ale jest, bo mogę go wstawić i to robię, a robię to, bo ten rozdział jest z dedykacją a ta dedykacja jest dla... K-F-C-S, bo narysowała portret mojego kochanego dziecka. Tego ulubionego dziecka. Czuję się dumną madką i muszę się pochwalić. Tu jest link do tego rysunku:
https://www.wattpad.com/832026145-zjebane-rysunki-sky

A najlepiej to wejdźcie na profil. Dawajcie gwiazdki! I dużo miłości!



Ariel

   Gdy zgłaszałem się do dowodzenia tą niebezpieczną misją, nie spodziewałem się, że najtrudniejszą jej częścią będzie powstrzymanie się od zamordowania swoich podkomendnych.

- Konie. Cholerne zacofanie. Gdybyśmy mieli samochody terenowe, dostalibyśmy się na miejsce dwa razy szybciej, moglibyśmy wziąć dwa razy więcej wyposażenia i nie wspomnę już o tym, że auta nie robią pod siebie.

- Oczywiście. Sprowadźmy tu te niszczące przyrodę maszyny i zastąpmy nimi te piękne, majestatyczne stworzenia. Zatrujmy też nasze rzeki oraz morza i wybijmy połowę gatunków fauny i flory dla czystej rozrywki.

- O tak. Wyolbrzymiaj. Dlatego ten świat stoi w miejscu. Każda nowinka to według was prosta droga do zagłady.

- Ludzie niedługo zniszczą swój świat. Nasz ma się lepiej niż kiedykolwiek.

- Macie jebaną wojnę domową!

- Wszystko jest pod jak najlepszą kontrolą!

   Jechałem na samym przodzie i spokojnie odliczałem do tysiąca, by się uspokoić. Jestem przy dziewięciuset trzydziestu dwóch... Jak skończę, to poleje się krew.

- W jeepie nie musielibyśmy zwalniać. Jeepy nie potrzebują odpoczynku. Tylko...

   Szarpnąłem za wodze, a mój gniadosz stanął w doskonałym bezruchu. Odwróciłem się i dostrzegłem, że pozostałe konie także się zatrzymały. Obrzuciłem anioła i upadłego jednoznacznym spojrzeniem i dałem koniu znak, by ruszył, spojrzenie ponownie skupiając na tym, co przede mną. Za mną ku mojej uldze zapanowała cisza.

   Przez większość czasu podróżowaliśmy galopem, by jak najszybciej pokonać jak największy dystans. Jednak konie musiały czasem odpocząć, dlatego co kilka godzin zwalnialiśmy i tak jak teraz poruszaliśmy się w wolnym tempie, które sprzyjało rozmowom czy raczej w przypadku tej grupy kłótniom. Na szczęście obozowiska rozbijaliśmy na krótko. Wszyscy byli zmęczeni i marzyli tylko o tym, by zjeść ten jeden ciepły posiłek, na który mogliśmy sobie pozwolić a później natychmiast iść spać. Dlatego każdy wykonywał swoje obowiązki sprawnie i w ciszy, bez zbędnych dyskusji. Trochę gorzej było przy zwijaniu obozowisk. Wszyscy byli najedzeni i względnie wyspani, a jednak marudni. Dlatego postanowiłem nie przydzielać upadłym i aniołom wspólnych prac. W ten sposób unikałem podłego początku dnia.

   Miałem pod swoim dowództwem dwanaścioro ludzi i większość na swój sposób sprawiała pewne... nie użyłbym słowa 'problemy' ale zdecydowanie niedogodności. Ponadto obie grupy były tak samo kłopotliwe. Z jednej strony miałem drużynę ówcześnie podlegającą Hamonowi... i Hamona we własnej osobie.

   Anioł ewidentnie pragnął wykorzystać tę misję jako okazję do naprawienia starych błędów. Nie dziwię mu się. Jednakże wolałbym, żeby okazywał bardziej zapał, a nie jak teraz niezdrową ambicję. Zdawałem sobie sprawę z tego, skąd te zimne spojrzenia posyłane w moją stronę. Powiedzieć, że mężczyzna za mną nie przepada to, jak powiedzieć, że Sky ma skłonności do wpadania w tarapaty. Zgadza się, a jednak zbyt delikatnie ujęte. Sky... ciekawe czy już dążył się w coś wpakować... W każdym razie... Hamonowi nie podoba się to, że nie tylko jego ludzie, ale i on sam podlega mnie. Rozumiem to. To potężny cios w dumę a anioł o kasztanowych włosach miał jej niezwykle dużo. Był jednak na tyle profesjonalny (co jak najbardziej szanuję), że jego opinie nie wpływały na wykonywanie rozkazów. Pod tym względem był bez zarzutów. Po prostu nie podobał mi się ton, którym mówi... a także to, że nawet teraz czuję na swoich plecach jego wściekłe spojrzenie. To już czwarty dzień więc zaczynam się przyzwyczajać, jednak wciąż nie pomaga to w stworzeniu dobrej atmosfery. Co do jego ludzi... nie było tak źle, aczkolwiek dobrze też nie było.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz