Rozdział 10

1.1K 106 23
                                    

   Wszyscy byli dość zabiegani. W końcu Rada zleciła przygotowania do ważnej misji. Ariel poszedł opracowywać z Zafiel dokładniejszy plan. Muszą zdecydować jaką drogę wybiorą, ile prowiantu i ogólnego bagażu ze sobą zabiorą oraz rozważyć potencjalne problemy, które mogą się pojawić. Ja nie uczestniczyłem w tym ich spotkanku, bo najzwyczajniej nie chciałem tego słuchać. Nie chcę, by Ariel uczestniczył w tej głupiej misji, jednak z drugiej strony mu przecież tego nie zabronię. Muszę się z tą sytuacją jakoś pogodzić, a mam wrażenie, że słuchanie o potencjalnych zagrożeniach, które mój ukochany może napotkać na swojej drodze, średnio pomoże mi się uspokoić. Dlatego postanowiłem wiedzieć jak najmniej. I tak nic nie zmienię, a przynajmniej będzie mi łatwiej.

   Powinienem się czymś zająć, najprawdopodobniej czymś pożytecznym jednak nie miałem ochoty na bycie wartościowym człowiekiem. Nie teraz. Teraz czułem się na to zbyt okropnie. Ogólnie czułem się jak za moich nastoletnich emo dni. Nic tylko włączyć My Chemical Romance, pomalować oczy czarną kredką i wzdychać rozmyślając nad tym, jaki ten świat jest pozbawiony sensu. To brzmi jak plan.

   Krążyłem bez celu po korytarzach Kapitolu i rozmyślałem o różnych niepotrzebnych sprawach. Zachciało mi się dostać oświecenia w środku nocy to teraz mam. Cierpię za swój geniusz. W sumie to jestem na siebie bardziej zły o to, że wcześniej nie wpadłem na to, że mapa jest istotna. W końcu Layla mówiła przy niej dość... specyficzne rzeczy. Oczywiście samo wspomnienie kobiety wprawiło mnie w jeszcze gorszy nastrój.

   Jeszcze miesiąc temu stała w bibliotece w pięknej sukience i... była żywa. Wierzyła, że ma jeszcze jakieś szanse na ułożenie sobie życia. Teraz rozumiem tamten uśmiech, który mi posłała. Znalazła to, czego szukała i była przekonana, że jeszcze wszystko pójdzie po jej myśli. Chciała usunąć mnie z drogi... przekonać Ariela by stanął po jej stronie i stworzył z nią nowy lepszy świat. W pewnym sensie... czy ona nie lepiej do niego pasowała? Layla była piękna... mogliby stworzyć rodzinę... i była taka jak on. Była aniołem. Ja jestem... czymś pomiędzy. Nie jestem w pełni jednym z nich. Połowa mnie to czarna magia i zaczynam się tej połowy obawiać. Władam przecież głównie tą czarną magią i naprawdę lubię to robić. Na początku to było dziwne i wydawało się nieprzyjemne. Z czasem jednak zacząłem czuć przyjemność z tego przypływu energii, z tego przyjemnego chłodu oblewającego moje ciało. Gdy za pierwszym razem użyłem mocy, zawładnęła mną. Teraz to ja władam nią w pełni... Prawda? Ostatnimi czasy zastanawiam się, czy aby nie daję się za bardzo ponieść.

   Czy ja naprawdę musiałem zabijać Layle? Czy nie było innego wyjścia? Musiało być... ja go po prostu nie szukałem. Zabicie jej było zwyczajnie... najprostszą możliwą opcją. Nadal nie mogę uwierzyć, że Ariel tak po prostu mi wybaczył. Zabijanie nie powinno przychodzić tak łatwo... To zbyt łatwe...

- Dlaczego snujesz się po korytarzu jak duch?

   Podskoczyłem lekko, gdy usłyszałem głos za swoimi plecami. Spojrzałem z wyrzutem na złotookiego upadłego. Mammon dzisiaj zaplótł włosy we francuski warkocz, jednak wplótł w niego liczne koraliki. Czy może raczej rubiny? Nie wątpiłem w to, że ma na głowie kilkanaście tysięcy dolców. Jego strój był jednak dość skromny jak na niego. Biała tunika, luźne spodnie w tym samym kolorze, po jednej drobnej złotej bransoletce na każdym ręku i kolczyki w kształcie złotych trójkątów. Jego makijaż składał się dzisiaj jedynie ze stosunkowo prostych jak na niego kresek wykonanych czarnym eyelinerem.

- Możesz się tak do mnie nie zakradać?

- Mogę. Jednak twoje reakcje są tak urocze, że zapewne będę, to robił.

- Pierdol się.

- Robię to. Ciągle.

- ... Okej. Podłożyłem ci się. Wygrałeś tę rundę.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz