Rozdział 43

970 101 22
                                    

Sky

Moja głowa pulsowała, jakby za chwilę miała eksplodować. Nie lubiłem budzić się w ten sposób. Gdy się budzisz i pierwsze co czujesz to ból, oznacza to dobrą i złą wiadomość. Dobra jest taka, że żyjesz. Zła, że zapewne ten stan rzeczy nie potrwa zbyt długo. Jest jeszcze gorzej, gdy orientujesz się, że twoje dłonie są częściowo unieruchomione.

Przełknąłem ślinę i poczułem straszną suchość w ustach. Potrzebowałem wody. Chociażby łyczka, bo mam w gardle Saharę. Zmusiłem się do otworzenia oczu i powitał mnie... niespodziewany widok. Podniosłem się z pozycji leżącej do siedzącej, co nie było takie proste, bo kręciło mi się w głowie.

Znajdowałem się w... w jakimś pokoju. Nie wyglądało to na czeluście piekielne, więc może nie jest tak źle. Nie kojarzyłem w ogóle tego miejsca, ale nie należało też do najprzyjemniejszych.

Może jednak czeluście piekielne byłyby lepszą alternatywą. Było tu bowiem strasznie... obskurnie. Pokój był raczej niewielki, ale jako że właściwie był pusty, to nie wydawał się bardzo klaustrofobiczny. Ogromnym minusem było to, że nie miał żadnych okien. Podłoga była drewniana i nieprzyjemnie zimna. Ściana natomiast była wytapetowana. No ale cholera... ta tapeta była ohydna. Jak u starych babć. Blado-szaro-niebieskawo-zielonkawa w delikatne kwiatki w jaśniejszym odcieniu tego samego dziwnego koloru tu i tam. Poza tym ktoś średnio dbał o to miejsce, bo gdzieniegdzie tapeta odłaziła, a w rogach było widać ślady pleśni. Pomieszczenie w sumie nie było całkowicie puste. W rogu pokoju stało sobie wiadro. Cóż... coś mi mówiło, że to moja toaleta. No a pod jedną ze ścian był materac. Brudny... ale był tam. Więc... to będzie łóżko tak? Byłem już raz porwany i przetrzymywany... Jakoś tak lepiej to wspominam. Właściwie... dwa razy. Byłem już porwany dwa razy. To już zaczyna robić się nudne.

Tak więc... nie wiem co to za miejsce... Hmmm... no ale coś mówi mi, że to raczej nie jest Kapitol...

Spróbowałem poruszyć rękoma, jednak teraz już wiedziałem skąd moja słaba mobilność. Ktoś związał mi nadgarstki za plecami. Tak... zdecydowanie mam przejebane.

Naprzeciwko były drzwi. Wyglądające na ciężkie i niezbyt łatwe do sforsowania. Zastanawiałem się co począć. Za cholerę nie wiem, jak się tu znalazłem. Pamiętam, że przyszedł służący, a ja byłem strasznie śpiący i chyba... chyba zasnąłem. A teraz jestem... tutaj. Mam takie deja vu. Ile jeszcze razy będę się budził w nieznanym miejscu?

Po chwili jednak pomyślałem sobie... że nie jest tak źle. Co prawda znów mnie porwali i tym razem nawet nie wiem jak do tego doszło... ale jakoś sobie poradzę. Mój entuzjazm osłabł, gdy na palcu nie wyczułem pierścienia od Belzebuba, który to miał być moim kołem ratunkowym w nagłych przypadkach. Byłem pewien, że miałem go na sobie, a więc ktoś mi go zabrał.

Nie poddawałem się jednak. Nie muszę nawet otwierać tych drzwi. Wystarczy, że otworzę wyrwę i przeniosę się o jakiś... metr. Aby za nie a później zobaczymy.

Więc podniosłem się z pewnym trudem, bo nadal kręciło mi się w głowie. Najpierw przyłożyłem ucho do drzwi, mając nadzieję, że usłyszę, jeśli ktoś za nimi stoi. Później... próbowałem sprawdzić, czy są otwarte. Tak na wszelki wypadek. To też nie było łatwe, bo dłonie dalej miałem związane z tyłu. A gdy próbowałem jakoś rozerwać liny, te chyba jedynie zacisnęły się mocniej.

Gdy upewniłem się, że magia jest jedynym rozwiązaniem, skupiłem się i... nic się nie stało. Kompletnie nic. Dlatego skupiłem się bardziej. No... dalej nic. W końcu odpuściłem sobie tę cholerną wyrwę. Próbowałem zrobić cokolwiek. Pomyślałem, że mógłbym uformować z cienia klucz i otworzyć nim drzwi. Jednak cień mnie nie słuchał. Chociaż... problem był innej natury. Nie chodziło o cienie. Magia w ogóle mnie nie słuchała. Jakby jej nie było. Gdy skupiłem się bardziej, jakby wyczuwałem jej delikatny rezonans. To było jednak bardzo subtelne. Jakby... jakby była uśpiona. Więc... byłem w pułapce. Okej... teraz już był czas, żeby panikować.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz