W południe przyszła po mnie Razjel. Dokładnie w południe. Co do minutki. Poprowadziła nas kolejnymi korytarzami i schodami... To trwało w nieskończoność. Zwłaszcza schody. A na razie tylko schodziliśmy. Już się bałem, jak ja później wejdę na górę. No ale w sumie chyba nie warto się tym jeszcze zamartwiać. Z moim szczęściem coś pójdzie nie tak i mnie w tych podziemiach szlag trafi.
Anielica zaprowadziła mnie do pomieszczenia w kształcie koła. Ściany, sufit w kształcie kopuły i podłoga... wszystko było wykonane z białego kamienia i pokryte wzorami. Może i nie byłem zbyt obeznany w tej teoretycznej części magii, ale byłem przekonany, że to linie jakichś zaklęć. Pomieszczenie było spore. Centrum pomieszczenia i w sumie znaczną jego część zajmowało oczko wodne o perfekcyjnym kolistym kształcie. Z kolei w centrum oczka znajdowała się niewielka wysepka, do której prowadził wąski idealnie prosty most. Nadal jedynym surowcem pozostawał ten nieskazitelnie biały kamień. No i przejrzyście czysta woda. Na samym szczycie kopuły znajdował się magiczny kryształ. Nie byłem w stanie mu się przyjrzeć, gdyż świecił tak jasno, iż tylko on oświetlał całe pomieszczenie. Z drugiej strony światło doskonale odbijało się od śnieżnobiałego kamienia.
- Więc... to ta sala?
Mój głos rozniósł się echem, więc kilkakrotnie usłyszałem swoje durne pytanie. Oczywiście, że to 'ta' sala. No ale nic nie poradzę, że jak się stresuję, to mówię, co ślina na język przyniesie. Na szczęście Razjel tylko skinęła twierdząco głową i nie posłała mi spojrzenia mówiącego co myśli o mojej inteligencji. Kobieta po prostu ruszyła w stronę wysepki. Jako że nie dostałem żadnych instrukcji, ruszyłem za nią.
Muszę przyznać, że pomieszczenie było w sumie ładne. Niby proste, ale panowała tu taka... harmonia. Tak. Harmonia to doskonałe słowo. Może było odrobinkę zbyt biało. Na szczęście światło nie było zbyt intensywne, więc oczy nie zaczynały mnie boleć od tej wszechogarniającej bieli.
- Usiądź, proszę.
Rozejrzałem się po pustej przestrzeni, ale wątpiłem, że nagle znikąd zmaterializuje się krzesło. Po prostu usiadłem po turecku na kamiennej podłodze. Ku memu zaskoczeniu nie była zimna. Wręcz przeciwnie była ciepława. Zupełnie jak piasek nagrzany przez słońce. Tylko że to pomieszczenie znajdowało się pod ziemią.
Znajdowaliśmy się teraz w centrum tego kolistego pomieszczenia. Raziel usiadła naprzeciw mnie. To był dziwny widok. Nie zdziwiłbym się, gdyby jej się jednak to krzesło zmaterializowało. No bo... ona nie wyglądała na osobę, która siada na podłodze. A tu proszę.
- Podaj mi swoje dłonie.
Posłusznie wyciągnąłem je do przodu, a ona chwyciła je lekko. To był dość minimalny dotyk. Taki... z dystansem. No ale mi to pasowało. Czułem się niezręcznie nawet z tym. Jej dłonie były drobne a skóra delikatna jak jedwab. Zastanawiałem się, jak w tak drobnym i niepozornym ciele mogą się kryć tysiące lat doświadczenia. Nie wspomnę już o jej mocy. Chociaż... w sumie jeszcze nie widziałem pełnego potencjału bojowego członka Rady. No i nie jestem pewien czy chcę zobaczyć.
- Zamknij oczy i spróbuj oczyścić umysł.
Wykonałem polecenie. Nie było to trudne. Po sesjach medytacji pod okiem Ariela wiem mniej więcej co i jak. Przez chwilę nic się nie działo. Siedzieliśmy tak w kompletnej ciszy, w której byłem w stanie usłyszeć spokojne bicie swojego serca. Nie wiem, czy to dzięki temu, czego nauczył mnie Asmodeusz, ale wyczułem moc Razjel. Coś jak delikatny dotyk na mojej mocy. Nie odpychałem jej. Pozwoliłem jej wnikać głębiej.
W takich sytuacjach łatwo stracić kontakt z rzeczywistością, w tym także z poczuciem czasu. Dlatego nie wiem, jak długo tak siedzieliśmy. Odczułem to, jak dwie może trzy minuty, ale jestem pewien, że trwało to znacznie dłużej. Do świata wróciłem w momencie, gdy anielica puściła moje dłonie. To było trochę jak nagłe przebudzenie ze snu.

CZYTASZ
Alexis V
FantasíaPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).