Rozdział 30

976 108 13
                                        

Lucyfer

   Cóż... nefalem jak zwykle mnie zaskoczył. Myślałem, że trudno jest wpakować się w kłopoty, nie wychodząc poza teren najlepiej strzeżonego budynku w Niebie, a tu proszę. Oczywiście wina nie leży wyłącznie po jego stronie. Spieprzyliśmy. Wszyscy. Jednak to nic takiego. Wszystko da się naprawić. Na początek na przykład wystarczy, że odnajdę moją podwładną, która zniknęła gdzieś wraz ze sprawczynią tego całego bajzlu... Dlaczego do kurwy nędzy wszyscy moi ludzie muszą przyprawiać mnie o migrenę?

   No dobrze... Kiedyś się znajdzie. Z tym że to ja teraz siedzę przed Radą i świecę oczętami. O cholera... Zafiel znów coś do mnie mówi. Uśmiech. Uśmiech to podstawa. Posłałem jeden z moich najpewniejszych. Zawierał sporą ilość beztroski. Miał powiedzieć im wszystkim „Spokojnie. Panuję nad sytuacją". Nie panuję. Nigdy nie panuję. Grunt jednak by myśleli, że tak jest.

- Po raz kolejny powtarzam... Lilith jest na terenie Kapitolu. Jestem przekonany, że to jedynie kwestia czasu aż wszystko się wyjaśni.

   A przynajmniej na to liczę, bo jeśli nie to mamy problem. Dlaczego musiało trafić akurat na Lilith? Mogłem wysłać za nefalemem Belzebuba, ale... szczerze mówiąc, nie spodziewałem się, że wyniknie z tego coś poważnego. Myślałem raczej, że młody sam zrobi sobie krzywdę, eksperymentując z własną mocą. Nie spodziewałem się, że da się wciągnąć w próbę własnego porwania. To chyba ten typ, który grzecznie weźmie lizaka, pójdzie prosto do białego vana i jeszcze grzecznie podziękuje za ciuciu. Z jednej strony rozumiem, że czuł się tu bezpiecznie... z drugiej strony to naiwne z jego strony. W każdym razie powinienem się chyba cieszyć, że ktokolwiek z nim był. Oczywiście Belzebub rozegrałby to wszystko tak, że nie miałbym teraz problemów. Lilith... cóż... kazałem jej śledzić młodego z dwóch powodów. Bo nie myślałem, że nadarzy się okazja, by musiała interweniować i zwyczajnie chciałem dać jej zajęcie by się odjebała ode mnie. Zaraz zobaczymy czy nie strzeliłem sobie przypadkiem w stopę.

   Obecnie sytuacja... moim zdaniem nie była taka zła. Sky żyje. Rafael i Gabriel się nim zajmują. Haniel i Mammon pilnują Razjel. Może się nie pozabijają. Belzebub i Asmodeusz pomagają Urielowi ogarnąć sytuację. Ja natomiast siedzę w Sali Narad z Michaelem, Zafiel i Zadkielem i staram się przekonać wszystkich, że jest dobrze. Nie ma o co się martwić. Mimo że jest, bo ta suka jest nieobliczalna. No ale oni nie muszą o tym wiedzieć.

- Więc... wiadomo już coś o tym... co właściwie się stało?

   Oczywiście Belzebub informuje mnie na bieżąco, ale chciałem odciągnąć ich ode mnie. Lepiej, żeby sami mówili, niż zadawali pytanie mnie. Zwłaszcza że na większość nie znałem odpowiedzi. Zafiel chwyciła haczyk.

- Razjel wyznała, że Jofiel dostała się tutaj tunelami.

- Które miały być chyba obstawione.

- Są. Te, o których wiemy. Najwidoczniej Zachariel zataił istnienie jednego prowadzącego prosto do Kapitolu. Ludzie Uriela go znaleźli i zabezpieczyli.

- Mówiła, jak długo właściwie działała ta współpraca?

- Przesłuchałam ją pobieżnie. Jednak współpracowała więc... wystawiło wszystko jak na tacy. Twierdzi, że jej syn został porwany tydzień temu. Dostała jasne instrukcje. Wszystko miała zapisane w liście. Dała nam go. Przeanalizujemy tę sprawę później, gdy będzie na to czas. W skrócie przekaz był bardzo jasny. Najmniejsza forma sprzeciwu i jej syn zostałby zabity. Razjel miała tydzień na dostarczenie Jofiel nefalema... jednak uprzednio miała uwolnić jego moce.

- Po co?

- Dobre pytanie. Możemy założyć, że nefalem jest im do czegoś potrzebny.

- Już wcześniej próbowali go zdobyć jednak... były to raczej mało ambitne podejścia. Co się stało, że tak nagle jest im potrzebny? To wygląda zupełnie, jakby uświadomili sobie, że jednak bardzo go potrzebują. To co najmniej podejrzane i jest chyba znakiem, że nasz przeciwnik planuje wykonać jakiś poważniejszy ruch. To, co dzisiaj zrobili, było ryzykowne.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz