Rozdział 29

887 107 24
                                    

Ariel

   Gdy wbiegłem do głównego pomieszczenia, przeanalizowanie obecnej sytuacji zajęło mi zaledwie kilka sekund.

   Wygraliśmy. Laoth właśnie powalił jednego z ostatnich przeciwników. Nuriel i Hamon zajęli się drugim. Nasza sytuacja była jednak bardzo zła. Tarys był nieprzytomny. Eiael ledwo trzymałą się na nogach. Musiała zużyć mnóstwo mocy próbując utrzymać go przy życiu. Elyon był ciężko raniony w nogę. Niemal każdy miał jakieś poważniejsze rany. Zephon... poległ. Jego ciało było przybite do ziemi włócznią.

   Nie było jednak czasu na opłakiwanie poległego. Część kryształów oświetlających pomieszczenie musiała należeć do innego ich rodzaju. Obecnie nie używa się ich powszechnie, gdyż zmieniają magiczna moc w energię... a pod wpływem silnej magii eksplodują. To one były źródłem wybuchu.

   Na wiszącej nad nami kopule pojawiły się pęknięcia... to nie były tylko delikatne rysy. Ona się waliła. Moi towarzysze o tym wiedzieli.

- Bariel?!

- Ona nie wytrzyma! Nie zdążymy! Jak się zawali, wszystko runie jak domek z kart! Nie dotrzemy nawet do połowy tunelu!

   Mag spoglądał na mnie ze strachem wymalowanym na twarzy. Miał rację. Korytarz był długi. Był zbudowany niemal jak labirynt. Co chwilę skręcał i wił się jak wąż. Nie zdążymy się stąd wydostać.

- Biegnijcie! Przytrzymam sklepienie.

   Maro pewnie stanęła na nogach i uniosła delikatnie dłonie. Była magiem ziemi. Być może byłaby w stanie powstrzymać kamienne sklepienie przed zawaleniem się na kilka minut, ale... sama skazywała się na śmierć. Chciała się dla nas poświęcić. Bariel spojrzał na upadłą z niedowierzaniem.

- Nie utrzymasz go wystarczająco długo! Ponad połowa z nas nie jest nawet w stanie biec!

- Zamknij się i biegnij do kurwy nędzy!

   Młody mag zawahał się przez chwilę, po czym z wyrazem determinacji stanął obok kobiety.

- Co ty wyprawiasz?!

- Pomagam ci. Oboje może damy im wystarczająco czasu.

   Anioł spojrzał na swoich towarzyszy i delikatnie skinął im głową. Byli rozdarci. Nie wiedzieli co robić. Nie chcieli opuszczać przyjaciół i nagle... wszyscy zwrócili się do mnie. Czekali na rozkaz. Czekali aż... aż każę im wykonać odwrót i... i zostawić ich przyjaciół na śmierć. Możliwe, że musielibyśmy zostawić po drodze rannych. W najlepszym wypadku stracę trzech ludzi. W najgorszym będziemy musieli zostawić Tarysa, Elyona a może nawet Eiael.

   Wahałem się przez kilka sekund, a te sekundy były okupione cierpieniem moich towarzyszy, którzy ogromnym wysiłkiem podtrzymywali tony kamienia i naciskającego na niego piasku. Pęknięcia rozszerzały się... piasek zaczął przesypywać się przez nie i spadać na ziemię. Musiałem ich zostawić... ale... jak mógłbym to zrobić?

   Hamon złapał mnie za ramię i mocno mną potrząsnął. Był wściekły. Wściekły na to, że się waham. Na to, że nie zachowuję się jak dowódca. Być może dlatego przejął moją rolę.

- Uciekamy! Nie stójcie tak, tylko biegnijcie!

   Nuriel wahał się. Jego siostra i najlepszy przyjaciel nie byli w stanie choćby ustać. Mógł pomóc tylko jednemu z nich. Virgil wybawił go od wyboru, minął go i podniósł drobną kobietę. Daradriel mimo własnych ran podniósł Tarysa. Maalik... Maalik stał i wpatrywał się we mnie jakbym... jakbym go zawiódł. Jakby liczył, że nie pozwolę nikomu innemu zginąć a przecież... przecież nie mogłem nic zrobić. Z tej sytuacji nie było wyjścia. Mieliśmy zaledwie kilka minut, nim wszystko się zawali i...

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz