Wznoszenie tarcz wokół umysłu może i do najtrudniejszych nie należy, ale jest cholernie nudne. Jeszcze nie opanowałem tego do perfekcji, jednak wszystko da się z czasem wypracować. Na początku starałem się nauczyć jak robić to szybko. Za pierwszym razem potrzebowałem około minuty, by od podstaw zbudować barierę, ale wówczas nie widziałem jeszcze, z czym się to je. Teraz znałem już zasady jej tworzenia. Mimo wszystko nie bardzo wiedziałem jak skrócić to do ułamka sekundy. No ale tworzenie wyrywy także na początku mi nie wychodziło. Potrzebowałem dłuższej chwili na otworzenie jej i ustabilizowanie nie mówiąc już o tym, że musiałem się w pełni skupić wyłącznie na tym. A teraz... No w sumie nie wiem, czy jest jakoś specjalnie dobrze, bo jeszcze nie pokazywałem tego Belzebubowi, ale przeżyłem przeniesienie dwa razy. To musi coś oznaczać. Co prawda, znając mojego mrocznego mistrza albo powie, że jest wystarczająco dobrze, albo wzruszy ramionami. Są i pozytywy jego oziębłości. Jak okaże się, że jednak jest beznadziejnie, to zapewne rzuci tylko krótki komentarz, bym dalej ćwiczył. Dla porównania Agares, gdy coś mi nie wychodziło, kazała mi biegać... i robić uniki przed ostrymi przedmiotami, którymi rzucała w moim kierunku. Są co prawda i plusy takiej sytuacji. Teraz wiem jak unikać lecącego w moją stronę noża.
W każdym razie wiem już, że ciężka praca przynosi efekty, więc byłem dość zmotywowany do ćwiczeń. Położyłem się wygodnie na łóżku i tak jak polecił Asmodeusz, na zmianę usuwałem i wznosiłem bariery. Robiłem to w kółko przez kilka godzin. Przyznam, że wbrew pozorom było to mentalnie wyczerpujące, dlatego poszedłem spać wyjątkowo wcześnie, jeszcze przed powrotem Ariela. Zazwyczaj czekam na niego, by choć trochę czasu spędzić razem. Rano bowiem wychodzi, gdy jeszcze śpię. Dlatego czekam, aż wróci, by choć przez godzinę pogadać o tym, jak minął mu dzień i takie tam. Raczej nie siedzimy do późna, bo on w przeciwieństwie do mnie wstaje wcześnie. No ale przez godzinę można zrobić... wiele rzeczy. Wiele... bardzo fajnych i przyjemnych rzeczy. No ale nie tego dnia. Nie, gdy mój mózg był przegrzany, a uszami wychodziła mi para.
Następnego poranka zacząłem od godziny treningu wznoszenia mentalnych barier, po czym spędziłem kilka godzin na treningu czysto fizycznym. Przez ostatnie dwa tygodnie się obijałem, więc czułem się, jakbym mocno stracił formę. Oczywiście nic takiego się nie stało. To tylko moje urojenia. Moje mięśnie może nie były zbyt spektakularne, ale dobrze się trzymały. Mimo wszystko (o ironio) poczułem się lepiej, gdy po kilku godzinach ledwo stałem na nogach. Wziąłem gorącą, relaksującą kąpiel zjadłem coś i ponownie wróciłem do barier. Tym razem poświęciłem na to kilka godzin, starając się także, by co jakiś czas robić je silniejsze. Ostatecznie udało mi się skrócić czas ich tworzenia o jakieś dwadzieścia sekund.
To wciąż za dużo. Mam niby jeszcze dwa dni, ale Asmodeusz jest raczej bezwzględny. Rozbije mój marny murek w drobny mak. A to uczucie, gdy wchodzi ci do głowy, jest co najmniej niekomfortowe. Naprawdę nie chcę czuć tego ponownie. Nie mówiąc już o tym, że sama świadomość, iż przebywa gdzieś na granicy mojej świadomości, jest odrobinę... rzekłbym, iż niepokojąca.
Następnego dnia ćwiczyłem tylko wznoszenie barier, a w chwilach przerwy odwiedziłem Ariela i zjadłem podwieczorek z Dimitrijem. Był to bardzo... cichy podwieczorek. Jednak miałem wrażenie, że atmosfera była dość przyjemna. Chłopak chyba zaczął czuć się dość komfortowo w moim towarzystwie. A to dobry znak.
Ostatecznie po całym dniu treningu udało mi się stworzyć barierę w zaledwie trzy sekundy. Okazało się, że jak załapiesz, o co chodzi, to jest to dość proste. Zwłaszcza jak ma się już doświadczenie ze zwykłymi barierami. To w sumie interesujące jak wiele jest podobieństw w różnych rodzajach magii. To napawa mnie optymizmem, że może uczenie się kolejnych arkanów nie będzie takie trudne. Miałem więc jeszcze jeden dzień na udoskonalenie tego, czego się już nauczyłem.
CZYTASZ
Alexis V
FantasíaPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).