Ariel
Czekaliśmy skryci w cieniu dawnych murów. Chwilowo tylko to mogliśmy robić. Zephon i Tarys rozdzielili się, by przeprowadzić zwiad i wykonać przydzielone im zadania. Podzieliliśmy się na dwie grupy. Plan był w teorii prosty. Najpierw musieliśmy pozbyć się strażników na wieżach. To zadanie należy do dwójki upadłych. Zephon zapewnił, że w każdej wieży zawsze znajduje się tylko jeden strażnik. Zwiadowcy mieli pozbyć się ich w tej samej dokładnie wymierzonej chwili. W ten sposób obie grupy: moja i ta prowadzona przez Hamona z dwóch przeciwnych stron miały przedostać się bliżej zabudowań.
Na tę chwilę wszystko wydawało się układać zgodnie z naszymi oczekiwaniami. Strażnicy patrolowali teren zgodnie z zapewnieniami starszego zwiadowcy. Dokładnie za minutę, może dwie powinniśmy znaleźć się w martwym punkcie. To będzie nasza szansa, by przedostać się dalej.
Zerknąłem na moich ludzi. W mojej grupie było łącznie ze mną sześć osób. Była więc większa. Zabrałem ze sobą upadłych (Maalika, Maro, Virgila i Dardariela) oraz Laotha, zastępcę Hamona. Hamon był więc z niemal całą swoją drużyną. Jego grupa była mniejsza, ponieważ musieli przemknąć przez bardziej odsłonięty teren.
Odliczałem sekundy i z uwagą wpatrywałem się w ciemność na prawo od nas. Dokładnie w miejsce, gdzie widoczne było okno wieży. Nie. Widoczne to niewłaściwe słowo. W miejsce, gdzie zobaczyłbym okno wieży, gdyby nie to, że była noc a księżyc był w nowiu. To był jeden z powodów, dla których postanowiłem nie zwlekać z naszymi działaniami. Sekundy mijały, a ja z każdą stawałem się coraz bardziej nerwowy. Co, jeśli coś poszło nie tak? Co, jeśli Tarys został zauważony?
Poczułem niewyobrażalną ulgę, gdy zobaczyłem trzy ledwo zauważalne błyski w oknie. Teren był czysty. Ponadto dwóch strażników mieliśmy z głowy. Zostało dziesięciu i musieliśmy pozbyć się ich równie cicho i sprawnie.
Gestem ręki nakazałem reszcie iść za mną. Szybko, ale i ostrożnie przemknęliśmy przez otwarty teren i schowaliśmy się w najbliższym budynku. A raczej w tym, co z niego zostało. Był to zapewne fragment jednego z wyższych pięter. Reszta znajdowała się głęboko pod piaskiem. Maro władająca arkanem ziemi, maskowała nasze ślady. To samo robił Bariel w drugiej drużynie. Teraz musieliśmy czekać. Ponownie. Minęły dwie minuty, gdy nagle przez dziurę w dachu wsunął się Tarys.
- Jak poszło?
- Druga grupa zajęła swoje pozycje. Nikt nie zauważył, jak pozbywaliśmy się ludzi z wież. Wszystko poszło zgodnie z planem. Wygląda na to, że straże poruszają się zgodnie z naszymi przewidywaniami.
- Dobrze... Kolejny etap. Rozdzielamy się. Tak jak ustaliliśmy. Maro, idziesz z Laothem. Daradielu ty z Virgilem. Pamiętajcie... musicie pozbyć się ich szybko. Tak by reszta się nie zorientowała.
Plan wyglądał tak. Dzielimy się w dwuosobowe zespoły na zasadzie dopełnienia. Dwie osoby ze sprzecznymi umiejętnościami. Przykładowo Maro władająca arkanem ziemi będzie mogła unieruchomić strażnika w piasku, a nawet sprawić, że będzie to wyglądało jak naturalny obrót zdarzeń. Laoth wykorzysta nieuwagę strażnika i z łatwością poderżnie mu gardło, nim ten zorientuje się, że to sprawka magii, a nie zwykłe niefortunne stąpnięcie. W drużynie drugiej były dwa zespoły w mojej trzy. Tak więc mogliśmy pozbyć się połowy strażników i o ile dobrze zgramy się w czasie, reszta tego nie zauważy.
Oczywiście to nie są głupcy. Po tym będziemy mieli naprawdę mało czasu na rozeznanie się w lokalizacji reszty i pozbyciu się ich nim wszczą alarm. Zostanie ich pięciu... w tym najsilniejsza trójka. Dlatego rola Tarisa i Zephona są ważne. Obaj zmierzali właśnie do najwyższego punktu, jaki mogą zająć by dokładnie obserwować ruchy pozostałych i móc nas dostatecznie szybko ostrzec. Każdy z nas wiedział dokładnie gdzie się udać i co robić. Dlatego nie marnowałem już czasu i dałem im sygnał do działania. W końcu zostaliśmy z Maalikiem sami.

CZYTASZ
Alexis V
FantasyPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).