Ariel
Czy wolno mi jest mieć nadzieję? Nadzieję na to, że w końcu jesteśmy blisko odnalezienia Sky'a? Nie znaleźliśmy żadnych wskazówek co do jego porywacza ani jego miejsca pobytu. Szukaliśmy bez skutku. Zadkiel prowadził swoje badania, jednak jeszcze nie znalazł nic, co by nam pomogło. Powoli zaczynałem się poddawać. Byłem zmęczony brakiem snu, ale przede wszystkim przybity tym, że stoimy w miejscu. Mój Sky gdzieś tam był, w niebezpieczeństwie, a ja nie mogłem mu pomóc. To było najgorsze.
Cierpiałem z tej bezsilności. Miałem wrażenie, że nie ma bólu większego od świadomości, że nie możesz pomóc osobie, którą kochasz. Każdy raport i każdy dokument, który czytałem, był tylko pustym zbitkiem słów. Nie było w nich niczego wartościowego, jednak musiałem je przeczytać. Osobiście uczestniczyłem w wielu przesłuchaniach, jednak nie zyskaliśmy wielu nowych informacji. Nic co miałoby znaczenie. Zebrania Rady odbywały się często, jednak głównie rozmawiano na nich o wprowadzonych procedurach, codziennych obowiązkach Rady czy postępach Zadkiela. W sprawie Sky'a już niewiele dało się zrobić.
To w czasie jednego z takich spotkań doszło do przełomu. Uriel z Michaelem właśnie omawiali czy powinni wprowadzić stan gotowości dla wojska. Michael twierdził, że to za wcześnie i może wywołać niepotrzebną panikę. Uriel uważał, że lepiej zrobić to za wcześnie niż za późno. Wkrótce rozwinęła się dyskusja, w której udział brał niemal każdy, wyrażając swoją opinię. Wszystko było w zasadzie zwyczajne. Wtedy nagle Belzebub wstał i... zniknął. Tak po prostu rozpłynął się w cieniu ku zaskoczeniu wszystkich zebranych. Zapanowała długa cisza. Spojrzenia aniołów i moje skupiły się na Lucyferze, a także pozostałych upadłych. Ci także wydawali się dość zaskoczeni. Wtedy Mammon najwyraźniej połączył wszystkie fakty. Powiedział tylko jedno zdanie. "Sky go wezwał".
To wywołało lawinę pytań. Upadły wyjaśnił, czym są pierścienie i jak działają. Belzebub daje je tym, którym ufa i którym jest gotów pomóc. Ponoć ma je tylko pięć osób. Mammon, Lucyfer, Raum i jej matka oraz Sky. Belzebub odpowiedział na jego wezwanie, ale... nie wrócił. Upadli zapewniali, że powinien wrócić natychmiast, ale mijały kolejne minuty. Lucyfer wyjaśnił, że Belzebub na pewno ma się dobrze. Nic mu się nie stało. Jednak musiały zaistnieć jakieś trudności.
Minuty zmieniały się w godziny, a upadły nie wracał. Nawet jego towarzysze zaczęli się martwić. Lucyfer próbował jakoś skontaktować się z przyjacielem, jednak ten dość dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Był to jednak jakiś znak. Znak, że Sky żyje, że gdziekolwiek jest, stawia jakiś opór, walczy i robi co w jego mocy, by do mnie wrócić. Belzebub zniknął, ale żyje... Wszystko teraz w jego rękach. Tylko on ma teraz szansę uratować Sky'a.
***
Sky
To naprawdę był on. Był... prawdziwy. Złapał mnie delikatnie za dłoń (za tą zdrową) i pomógł mi wstać. Przyjrzał mi się od stóp do czubka głowy.
- Jesteś gdzieś jeszcze ranny?
- Ja... Nie wiem. Może kilka złamań. Trochę się uleczyłem magią, ale... niecałkowicie.
- Rozumiem... Żadnych poważnych ran?
Zaprzeczyłem ruchem głowy. Upadły przez chwilę wydawał się nie być pewien czy mówię prawdę.
- Musimy się stąd wydostać. Sky posłuchaj mnie. Nie spotkałem tu nikogo. Żadnej straży. Dlaczego?
- Bo... nie potrzebują jej. Magia sprawia, że trudno znaleźć to miejsce.
- Tego doświadczyłem na własnej skórze.
- Jest tu tylko... Haures.
Belzebub zaklął pod nosem. Po chwili na powrót przybrał postawę całkowitego spokoju.
CZYTASZ
Alexis V
FantasíaPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).