Rozdział 68

1K 103 50
                                        


Sky

Z westchnieniem ulgi wparowałem do swojego pokoju. Dzisiaj Belzebub też mnie nie zabił, więc chyba idzie mi w miarę dobrze. To znaczy... skoro nie groził, że mnie potnie lub skrzywdzi w jakiś inny sposób, to znaczy, że tym razem go nie wkurzyłem. Czyli nie jest tak źle. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że jest nawet dobrze.

Odkąd znalazłem w sobie determinację do ćwiczeń, robię jakieś postępy. Po prostu czuję, że jestem lepszy. Coraz częściej mam wrażenie, że moje ciało samo wie, kiedy wyprowadzić atak, kiedy zrobić unik, a kiedy blok.

Magia natomiast staje się dla mnie coraz bardziej naturalna. Co prawda Belzebub twierdzi, że jeszcze sporo przede mną jednak osiągnąłem już jakiś poziom. W międzyczasie ćwiczę tworzenie magicznych barier i odrobinę uzdrawiania. Tak, żeby zrównoważyć czarną magię. Poza tym te umiejętności też są przydatne.

Ogólnie... jestem pilnym uczniem. Muszę się pochwalić Arielowi i poprosić o jakąś nagrodę.

Zdjąłem z siebie przepoconą koszulkę i właśnie miałem zrobić to samo z dresowymi spodniami, ale nagle poczułem ciarki na plecach. Coś jak to dość specyficzne uczucie, które podpowiada ci, że coś jest nie tak. Zamarłem w połowie ruchu i skupiłem się na tym, co podpowiadają mi zmysły. Spojrzałem w stronę łóżka i moje oczy natychmiast spotkały się z innymi.

- O kurwa!

- Skarbie... wiem, że nie należę do tych wstrzemięźliwych seksualnie, ale mógłbyś użyć łagodniejszego określenia. Może... kurtyzana... albo... donżuan?

- Wystraszyłeś mnie! Dlaczego się nie odezwałeś?!

- Bo zacząłeś się rozbierać, a ja nie chciałem ci przerywać.

Z jakiegoś powodu to wytłumaczenie było dla mnie wystarczające. To Mammon. Zapewne mówi poważnie.

- ... Co ty robisz w moim pokoju? Albo nie... Co ty do jasnej cholery robisz w moim łóżku?

- Cóż... na pewno nie to, co bym chciał.

- ... Trochę fujka. Mógłbyś przestać.

- Nie wiem, co ci siedzi w głowie. Oczywiście chodziło mi o to, że wolałbym grać w warcaby. Nudzi się tak siedzi samemu, gdy nie ma nic do roboty. W każdym razie... czekałem na ciebie.

- A dlaczego?

- Ponieważ nudzi mi się.

- Acha... a co z twoimi rogatymi znajomymi?

- Zniechęciłem do siebie już wszystkich.

- Więc teraz nadeszła moja kolej?

- Dokładnie.

- No okej... To ja... na początek może się ubiorę.

- Nie musisz.

Wymownie przewróciłem oczami, po czym wyjąłem coś czystego z szafy. Prosty, biały T-shirt. Te niebiańskie są takie lekkie i miłe w dotyku... I nie wiem, w czym je piorą, ale ładnie pachną. Poza tym ten zapach długo się utrzymuje. Czy to jest dosłownie "niebiański zapach"? Bo w sumie ubrania Ariela pachną tak samo. Nie zwróciłem do tej pory uwagi, ale pewnie reszta aniołów pachnie podobnie. To znaczy... ich ubrania. Kiedyś dyskretnie sprawdzę. Teraz natomiast...

- No dobra... to tak w sumie czego chcesz?

- Hmm...

Zauważyłem, że nieco się podłożyłem, więc doprecyzowałem.

- Ode mnie.

A to był strzał w stopę. A może w kolano? Mammon uśmiechnął się przebiegle, ale wtrąciłem się, nim zdążył coś powiedzieć.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz