Rozdział 61

1.2K 108 15
                                    

Ariel zabrał mnie do gospody. Nie tak po prostu bez jakiegoś powodu. Został zaproszony i wziął mnie ze sobą. Miło wiedzieć, że się mnie nie wstydzi. A przynajmniej nie aż tak bardzo. W każdym razie udało mu się uzyskać dzień wolny. Nie było to łatwe, bo teraz w Kapitolu panuje mały chaos. No ale udało mu się załatwić ten jeden dzień.

Trudno też było przekonać Zafiel, że nie potrzebuję strażników. W końcu nie zamierzam szlajać się sam. Ariel przy mnie będzie. No i prawie tuzin wojowników. Co prawda po służbie jednak w pełni sił. Tak więc nie potrzebowałem dwóch ponuraków stojących pod ścianą i psującym wszystkim zabawę. Będę ostrożny. Jednak bez przesady. Wątpię by w towarzystwie, w którym będę, dwójka strażników miałaby coś zdziałać. W końcu będę w jednym miejscu z Arielem, szóstką Virtui i piątką upadłych. Wątpię, by coś miało się stać. Jak będzie trzeba, to nawet do łazienki sam nie pójdę.

Grunt, że będą sami swoi. No... tak jakby. Nie znam tych ludzi. Kojarzę tylko Maalika i Hamona. Niemniej Ariel twierdzi, że wszyscy są spoko. Spotka się dzisiaj z nimi po raz pierwszy od ukończenia misji. Nie wiem w sumie, kto to zorganizował, ale postanowili wszyscy się spotkać i trochę... W sumie sam nie wiem... Powspominać? A może zwyczajnie polubili się na tej śmiertelnej misji i chcą jeszcze bardziej zacieśnić więzy. Kto wie.

W każdym razie Ariel wczoraj dostał list, że wszyscy planują spotkać się w gospodzie w czwartym kręgu. Tak więc dostaliśmy pozwolenie (tak teraz muszę dostać pozwolenie na opuszczenie Kapitolu, nie nie dziwi mnie to) i właśnie staliśmy pod drzwiami 'Czarnego Łabędzia'.

Gospoda nie była duża, ale jak wszystkie budynki w Niebie ładna i zadbana. Gdy weszliśmy do środka, moim oczom ukazało się bardzo przyjemne wnętrze. Dużo ciemnego drewna. Anioły raczej upodobały sobie kamienne konstrukcje, więc to była miła odmiana. Słońce przed chwilą zaszło, dlatego wnętrze oświetlało ciepłe światło magicznych kryształów, zawieszonych na zielonych girlandach. Za dnia dużo światła musiało wpadać przez ogromne witrażowe okna. Trzy z nich były obok siebie w niewielkich odstępach. To pośrodku było największe. Razem tworzyły jeden spójny obraz. Centralne przedstawiało jezioro z dwoma pięknymi czarnymi łabędziami. Pozostałe dwa przedstawiały brzegi jeziora i bogatą roślinność wokół niego. Ściany były proste i wykonane z drewnianych desek jednak zdobiły je donice z pięknymi kwiatami, których liście spływały w dół niczym miniaturowe wodospady zieleni. Podłoga wyglądała jak lite drewno i była wypolerowana na błysk. Ktoś tu musiał co chwilę latać z miotłą. W środku było cieplutko dzięki dużemu kominkowi na jednej ze ścian no i pachniało bardzo ładnie. Jedzeniem i przyprawami. A konkretnie mięskiem i przyprawami. Od razu zrobiłem się piekielnie głodny.

Po dużym pomieszczeniu rozrzucone były ciężkie stoliki i stoły. Przy największym z nich w rogu pomieszczenia zebrała się spora grupka ludzi, więc od razu ruszyliśmy w ich stronę. Już z daleka potrafiłem stwierdzić, że to dość kolorowa gromadka. No i byli głośni. Nie słyszeliśmy jednak żadnych kłótni. Raczej głośne rozmowy i śmiechy.

Nim jeszcze zdążyliśmy dojść do stolika, ktoś nas zauważył. Przystojny mężczyzna o włosach w intrygującym odcieniu czerwieni... lub fioletu... lub czegoś pomiędzy uśmiechnął się szeroko i pomachał w naszą stronę.

- Ej ludzie baczność nasz dowódca przyszedł!

Wszyscy zwrócili się w naszą stronę, ale oczywiście nikt nie wziął żartu na poważnie. Przywitano nas jednak bardzo entuzjastycznie. Przyznam, że czułem się nieco przytłoczony. Dużo nowych twarzy. Maalika nie musiał mi się przedstawiać, podobnie Hamon. Dwójkę ludzi tego drugiego kojarzyłem. Nuriela i Elyona spotkałem kiedyś w Kapitolu. Szukałem lecznicy Uriela i blondyn wskazał mi drogę. Jego siostry Eiael nie znałem, ale wydawała się sympatyczna. Z aniołów przedstawił mi się jeszcze Bariel i Laoth.

Alexis VOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz