[Nie wiedziałam o czym pisać, więc zasugerowałam się numerem rozdziału. Sorry but not really sorry]
Ariel
Po raz kolejny przyjrzałem się spisowi uzbrojenia, który mi przyniesiono. Pani Zafiel kazała mi się tym zająć. Musiałem zrobić kilka istotnych rzeczy. Po pierwsze musiałem sprawdzić, czy wszystko się zgadza. W końcu mieliśmy wrogów w naszych szeregach. Jeśli coś ze sobą zabrali, dobrze byłoby wiedzieć. Wysłałem odpowiednich ludzi, by policzyli każdy hełm, naramiennik czy sztylet. Wszytko, miałem teraz spisane na kartce.
Drugą rzeczą niecierpiąca zwłoki powinno być porównanie wyposażenia do ilości potencjalnych żołnierz. Czy dla każdego starczy uzbrojenia? Czy będziemy mieli odpowiedni zapas? Jeśli czegokolwiek choćby hipotetycznie brakowało, musiałem się tym zająć. I tu wkraczało moje kolejne zadanie. Uzupełnienie braków poprzez zlecenie kowalom wykonania tego, czego brakuje.
Problem w tym, że było tego tak dużo... liczby mieszały mi się już w oczach. Przed chwilą byłem pewien, że brakuje nam ciężkich zbroi, ale teraz zerknąłem na nie drugi raz, ponownie wszytko policzyłem i jednak okazuje się, że mamy ich wręcz nadmiar.
Zerknąłem na zegar. Teoretycznie powinienem skończyć pracę godzinę temu. Jednak nie zrobiłem jeszcze wszystkiego, co zaplanowałem. Nie mam nic przeciwko zostawaniu po godzinach. Nastały ciężkie czasy i jeśli mogę jakoś przysłużyć się mojemu rodzajowi, to zrobię wszystko. A kilka nadprogramowych godzin w pracy, które zdejmą nieco obowiązków z barków mojej przełożonej to naprawdę niewiele.
Nie jestem jednym, który obecnie daje z siebie wszystko. Wiem, że część członków Rady poświęca dużo więcej swojego wolnego czasu, niż zapewne powinni. Pani Zafiel, Uriel i Michael zajmują się sprawami wojskowymi i obronnymi. To oni mają więc obecnie najwięcej pracy. Zwłaszcza że Rada nie jest w komplecie. Upadli niestety niewiele mogą pomóc w tych okolicznościach. Zwyczajnie nie posiadają odpowiedniej wiedzy.
Wszyscy są zapracowani. To znaczy... prawie wszyscy. Niemniej nawet upadli wydają się jakoś w to wszystko angażować.
Przyjrzałem się kartce, którą trzymałem. Długa tabela wypełniona liczbami. Zbyt wiele. To nie ma sensu. Jeśli coś źle policzę, jedynie przysporzę problemów. Jak mam coś robić to muszę to zrobić dobrze.
Nie czułem się zmęczony fizycznie. Raczej psychicznie. Jestem wyspany i jedyne co mi dolega to ból pleców od siedzenia i pochylania się nad dokumentami. Nie mogę się już jednak dłużej na tym skupić.
Odłożyłem wszystko na swoje miejsce, tak bym jutro rano mógł tu przyjść i od razu zacząć. Wstałem, przeciągnąłem się i wyszedłem. Zamknąłem za sobą gabinet, mimo iż w teorii nie było takiej potrzeby. Jeśli ktoś będzie chciał się tu dostać, to zrobi to nawet bez klucza. Poza tym nie w moim gabinecie nie było żadnych niezwykle istotnych dokumentów. Nawet nie mam wglądu w takie rzeczy.
Zamykanie biura jest dla mnie raczej symboliczne. To taki gest, który sprawia, że mój umysł przełącza się z trybu praca na tryb życie. Zostawić obowiązku za sobą. Zamknięte w tym pokoju.
Schowałem klucz do kieszeni i ruszyłem do mojego chwilowego miejsca zamieszkania. Chwilowego, bo wierzę, że to wszystko w końcu się skończy i będę mógł wrócić do domu. I oczywiście zabrać tam Sky'a. Mam wrażenie, że nim do tego dojdzie, jeszcze wiele się wydarzy.
Jedyne co mogę zrobić to dać z siebie wszystko... a także dopilnować by Sky znalazł się jak najdalej od niebezpieczeństwa. Już wystarczająco wiele złego doświadczył. Boli mnie to, że jest wplątany w to wszystko, mimo że niczym nie zawinił. Nawet gdy próbuje, trzymać się zdała od tego wszystkiego i tak ktoś inny próbuje wciągnąć go z powrotem w to bagno.

CZYTASZ
Alexis V
FantasyPiąta część opowiadania "Alexis". (Kiedyś wymyślę porządny opis, obiecuję).