51

322 21 5
                                    

#20.12.19#

Po prawie czterech godzinach wyszłam z galerii z torbą prezentów dla rodziny Maraisów.
Dla każdego miałam coś małego i skromnego. Nawet dla brata Jonah który, miał przyjechać z żoną dopiero w noc przed świętami.

-Idziemy na spacer czy prosto do domu? - zapytał Jonah zapinając kurtkę, na zewnątrz było zimno i ciemno.

-Na spacer - zdecydowałam, a on skinął głową i ruszył powoli do przodu.

Przez chwilę szliśmy w ciszy, rozglądając się dookoła.
Śnieg pod stopami i ledwo oświetlone ulice skłoniły mnie do powrotu do przemyśleń na temat tego, co było między mną a Jonah.
Spędzaliśmy ze sobą większość czasu, wiedzieliśmy o sobie całkiem sporo i prawie codziennie spaliśmy w jednym łóżku.
Niby zachowywaliśmy się przyjaciele, ale byłam tak pokręcona że już nie miałam pewności czy bylibyśmy nimi. Nigdy nie miałam z nikim takich relacji jak z nim.
Spojrzałam na bruneta, który wzrok miał utkwiony gdzieś przed sobą. Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy nie zapomniał mrugać.

-Jonah? - zapytałam, ale on był tak zamyślony, że chyba mnie nie usłyszał -Jonah - powtórzyłam nieco głośniej.

-Mówiłaś coś? - w końcu na mnie spojrzał

-Chciałam o coś zapytać - zaczęłam - kim my dla siebie jesteśmy?

-Jak to kim? - zdziwiło go moje pytanie.

-No kim dla siebie jesteśmy? Kim dla ciebie jestem? - powtórzyłam zerknąc na dziewczynę stojącą przy moście kilkanaście metrów od nas i wychylającą się za barierki i miałam wrażenie że coś było nie tak...

-Przyjaciółką, a dlaczego pytasz? - odpowiedział, a ja się nie odezwałam, tylko skupiam się na dziewczynie - Sof...

-Cicho - mruknęłam i wskazałam palcem na dziewczynę, która zaczęła rozglądała  się dookoła. Kilka osób przechodziło obok, ale nikt nie zwrócił na nią uwagi.

-O co chodzi? - Jonah wyszeptał prosto do mojego ucha.

-Popatrz na nią - mruknęłam, a dziewczyna w tym czasie podniosła nogę do góry i położyła ją na barierce, po czy stanęła na niej.

-Chce skoczyć - był przestraszony.

-Japierdole - warknęłam i położyłam na ziemi torbę z zakupami po czym zaczęłam biec w jej kierunku, a kilka osób zatrzymało się na środku drogi więc aby do niej dotrzeć musiałam ich ominąć. Przepchnęłam się między ludźmi i stanęłam dwa metry od blondynki, ale nikt inny nie odważył się do niej podejść - czekaj - powiedziałam głośno, a ona na mnie spojrzała.

-Odwal się - odwróciła głowę i popatrzyła w wodę.

-Przemyśl to - nie ustąpiłam.

-Po co?! - krzyknęła i się zachwiała.

-Zobaczysz że życie nie jest takie najgorsze - próbowałam najprościej.

-Nie jest?! Mój ojciec to pijak który znęca się nade mną! Matka ma to głęboko w dupie! A chłopak zdradził mnie z moją przyjaciółką! I ty mi mówisz że życie nie jest złe!? - już z pierwszym słowem z jej oczu pociekło morze łez a ja poczułam że ktoś za mną stanął i byłam prawe pewna, że był to Marais.

-Nie - zaprzeczyłam - powiedziałam że nie jest najgorsze, a nie że nie jest złe.

-A może być coś gorszego?! - zawyła.

-Może, wierz mi - zrobiłam krok w jej stronę, ale dziewczyna skarciła mnie wzrokiem.

-Niby jak? - dookoła nas zbierało się coraz więcej ludzi, co na pewno nie pomagało ani dziewczynie ani mi.

I promise, i help you ~ Jonah MaraisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz