74

280 18 0
                                    

#25.01.20#

-Halo? - odebrałam swój telefon, który wariował na leżącej obok mnie poduszce.

-Miałaś zawsze odbierać - od razu usłyszałam pretensje.

-Co z tego? - sapnęłam otwierając oczy i zobaczyłam puste miejsce obok siebie.

Zmarszczyłam brwi i rozejrzałam się po pokoju aby zlokalizować Jonah, jednak nigdzie go nie było.

-Słuchasz mnie!? - Trevor wydarł mi się do ucha.

-Nie drzyj ryja - wyszłam z sypialni i skierowałam się w stronę salonu aby znaleźć bruneta - co chcesz?

-Masz już plany w sprawie General Motors? - zapytał od razu.

-Tak - westchnęłam - plany są gotowe.

-To przyjeżdżaj i mi je pokaż - rozkazał.

-Mam plany na dzisiaj - powiedziałam widząc Jonah kręcącego się po kuchni w samych bokserkach i podrygującego w rytm muzyki lecącej w radiu. Mogłam śmiało stwierdzić, że Marais miał ciało którym mógł się chwalić.

-To je zmień - zażądał mój rozmówca.

-Zapomnij - prychnęłam i się rozłączyłam.

Schowałam telefon do kieszeni i podeszłam do bruneta.
Chłopak musiał mnie nie zauważyć, bo kiedy położyłam dłoń na jego nagich plecach pisnął jak mała dziewczynka i podskoczył. Zdezorientowana zabrałam rękę i zaczęłam się śmiać a on w tym samym czasie odwrócił się w moją stronę z nożem w ręku.

-Przestraszyłam cię? - uśmiechnęłam się lekko.

-Wyobraź sobie że tak, prawie odciąłem sobie palec - burknął stając tyłem do mnie i kontynuował to, co mu przerwałam.

-Nie miałam tego w planach - objęłam go od tyłu przytulając się do jego pleców a on odłożył nóż i ponownie odwrócił się twarzą do mnie kładąc ręce na moich biodrach - strzeliłeś focha?

-Tak, ale jeśli dasz buzi to mi przejdzie - wyszczerzył się a ja cmoknęłam go krótko przez co zmrużył oczy.

-No co? Dałam Ci buzi - wzruszyłam ramionami i przechyliłam się w bok żeby zobaczyć co szykował Jonah - co robisz?

-Śniadanie - zbył mnie i złapał za ramiona po czym zaprowadził do salonu - zaczekaj tutaj, za chwilę będzie gotowe - powiedział i wyszedł zostawiając mnie samą.

Telefon który miałam w kieszeni zadzwonił ponownie, wyjęłam go kręcą głową i przesunęłam zieloną słuchawkę. 

-Nie przyjadę - powiedziałam od razu - nie ma mowy.

-Daj mi coś powiedzieć - warknął Trevor - przyjedź jak tylko będziesz mogła, bo czas nas goni i musimy jak najszybciej to załatwić. To nie są moje zachcianki, tylko słowa n.. mojego ojca - usłyszałam jakby ktoś kogoś uderzył i ciche syknięcie.

-Aż tak mu się spieszy? - prychnęłam.

-Bardziej niż myślisz - mruknął - chce również, żebyś była przy najważniejszym momencie tej sprawy, więc musisz jechać z nami. 

-Jeśli powiem nie? - uniosłam brew.

-Ta kwestia nie podlega dyskusji - oznajmił - kiedy możesz być w magazynach?

-Nie wiem, dam ci znać - westchnęłam.

-Dobrze byłoby, gdybyś przyjechała jeszcze dzisiaj - jego ton się zmienił - to ważne.

I promise, i help you ~ Jonah MaraisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz