103

156 13 0
                                    

#pewnie macie już dość tych przeskoków w czasie, ale to już prawdopodobnie przedostani#

#03.09.2021#

Podniosłam głowę z poduszki i wzięłam do ręki telefon na który ktoś się dobijał nie pozwalając mi na sen. Było koło pierwszej w nocy a ja chciałam spać i byłam zła, że mi na to nie pozwalano.

-Niech to będzie coś bardzo ważnego, bo jeśli nie, to możesz pożegnać się z kutasem - burknęłam do telefonu a odpowiedzią jaką usłyszałam był nerwowy śmiech.

-Zależy jak definiujesz słowo "ważne" - powiedział.

-Pożar, globalna katastrofa, powódź - wymyśliłam - dlaczego mnie budzisz w środku nocy? - zadałam najważniejsze pytanie.

-Bo czekam na ciebie pod budynkiem - oznajmił -
masz pięć minut na zejście na dół.

-Ciebie do reszty pojebało - westchnęłam, co chyba jego zdaniem było żartem, bo się zaśmiał.

Ja jednak rozłączyłam się i zablokowałam telefon po czym zamknęłam oczy. Nie chciało mi się wstawać z łóżka, a co dopiero wychodzić z mieszkania, więc po prostu olałam swojego chłopaka. W tamtym momencie sen wygrywał ze wszystkim.
Odwróciłam się na drugi bok i spróbowałam ponownie zasnąć.
Nie minęły jednak nawet trzy minuty a na mój telefon znów zadzwonił Jonah. Brunet był cholernie uparty, a ja nie do końca wiedziałam czemu tak bardzo zależało mu abym przez cały następny dzień zachowywała się jak zombie. Wyciszyłam urządzenie a kilka sekund później po całym moim mieszkaniu rozniósł się dźwięk dzwonka do drzwi.

-On sobie, kurwa, żarty robi - warknęłam wyskakując z łóżka oraz zabierając ze sobą telefon, w błyskawicznym tempie przeszłam przez całe mieszkanie i z impetem otworzyłam drzwi - ty kretynie, jesteś nienormalny! Wiesz która jest godzina? - syknęłam przystawiając telefon do twarzy Jonah.

-Ups - wzruszył ramionami i przerzucił mnie sobie przez ramię.

-Co ty odpierdalasz!? - uderzyłam bruneta w plecy i próbowałam się wyrwać, ale on tak mnie przytrzymał, że nie dałam rady.

-Nie krzycz, jest środek nocy. Zabieram cię gdzieś - Jonah zakluczył drzwi do mieszkania i zaczął schodzić po schodach.

-Czy ty zdajesz sobie sprawę, że ja jestem w samej koszulce? - wywarczałam uświadamiając go o moim skąpym ubiorze, który składał się z starej koszulki bruneta oraz majtek.

-Wiem o tym - powiedział niewzruszony dodatkowo klepiąc mnie w tyłek a ja zaciągnęłam powietrze i zmarszczyłam brwi dokładnie w momencie, kiedy moje ciało owiało chłodniejsze powietrze.

-Tylko tyle? Mam paradować po Los Angeles jedynie w krótkiej koszulce?! - powtórzyłam gest chłopaka po czym puściłam luźno ręce.

-Mam dla ciebie ubrania w aucie - powiedział i postawił mnie tuż obok jakieś samochodu.

-Co to za auto? - zmarszczyłam brwi przyglądając się srebrnemu jeepowi. Nie znałam nikogo kto miał taki wóz.

-Pożyczyłem od znajomego - wzruszył ramionami.

-Jesteś niemożliwy - parsknęłam - ale ja wracam do łóżka.

-Wsiadaj i nie marudź - rozkazał a ja wsiadłam do auta z rękami założonymi na klatce, a brunet zajął miejsce kierowcy i z tylnego siedzenia podał mi zapinaną bluzę. Założyłam ją a Marais w tym czasie wyjechał na prawie pustą ulicę.

-Powiesz mi gdzie my jedziemy? - zapytałam włączając cicho radio.

-Dowiesz się jak na miejscu - zmienił stację trafiając natrafiając na Ritual - Rity Ory.

I promise, i help you ~ Jonah MaraisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz