66

308 22 1
                                    

#od poniedziałku zaczniemy maraton, który będzie trwał do piątku#

#12.01.20#

-Nie wiem.... - mruknęłam.

-Sofia, przypomnij sobie nasze wszystkie odpały i wspólne chwile. Przyjaźniliśmy się tyle lat, nie chcę tracić tego przez swoją głupotę - widziałam w jego oczach że zależało mu na pogodzeniu się ze mną.

-Dobra, niech stracę - westchnęłam a Daniel uśmiechnął się szeroko.

-Dziękuję - powiedział a do stolika podszedł kelner z naszymi zamówieniami, a kiedy kładł przede mną filiżankę z herbatą i uśmiechnął się w moją stronę.

-Mogę Ci zadać pytanie? - zapytał Seavey kiedy kelner oddalił się od nas - byłaś członkiem mafii prawda? - zaskoczył mnie, ale postawiłam na szczerą odpowiedź.

-Tak - potwierdziłam - kiedy mieszkałam jeszcze w Portland to dołączyłam do Węży mroku, ale odeszłam.

-Dlaczego? - dopytywał, a ja westchnęłam.

Nie mogłam powiedzieć mu prawdy, bo jakby to zabrzmiało
"Odeszłam bo chciałam pomóc twojemu przyjacielowi który wpakował się ogromne kłopoty. A jedynym sposobem żeby go z tego wyciągnąć była zamiana. Tak więc Zach odszedł a ja wstąpiłam w szeregi jednego z najbardziej niebezpiecznych grup w całych Stanach. Wiesz o tym tylko ty i Herron. Nic wielkiego prawda? "
Taka odpowiedź nie wchodziła w grę.

-Skoro teraz mieszkam w Los Angeles to ciężko było mi odgrywać swoją rolę na odległość i odeszłam - wymyśliłam na prędce a chłopak wydawał się łyknąć ściemę - było minęło.

-No dobra, to mów co działo się przez te kilka miesięcy kiedy nie rozmawialiśmy ze sobą - Daniel oparł się łokciami o stół i popatrzył na mnie wyczekująco, a ja westchnęłam - opowiedz jak było w święta. Gdzie leciałaś z rodzicami?

-Nigdzie z nimi nie leciałam - odpowiedziałam szybko.

-Jak to nie? - zmarszczył brwi.

-Oni polecieli na Florydę - powiedziałam - ja byłam w Stillwater - dodałam niepewnie.

-U Jonah? - otworzył szerzej oczy a ja kiwnęłam głową - zaprosił cię?

-Raczej postawił przed faktem dokonanym - westchnęłam i napiłam się herbaty.

Zobaczyłam że pod filiżanką była mała karteczka. Wzięłam ją do ręki i pokręciłam głową.

-Dostałaś numer od kelnera? - zapytał Seavey a ja przytaknęłam - umów się z nim. Przystojny jest.

-Może i tak, ale nie mój typ - popatrzyłam na numer.

-A kto jest w twoim typie? - uśmiechnął się na co wzruszyłam ramionami - może Jonah? - poruszył brwiami, a ja kopnęłam go pod stołem w nogę.

-Nie chcę o nim rozmawiać - westchnęłam i zaczęłam składać karteczkę z numerem telefonu od kelnera w na połowy.

-Może jednak chcesz pogadać? - nalegał.

-Rozmawiałam już o tym z Gabbie - mruknęłam - ale nic to nie dało.

-Inaczej widzi to dziewczyna a inaczej chłopak - podsunął.

-Nie dasz za wygraną, prawda? - zapytałam a Daniel pokiwał głową, na co westchnęłam ciężko i popatrzyłam na karteczkę, która była już cała pomięta - Jonah powiedział mi w sylwestra że się we mnie zakochał.

-Wow - kiwnął głową z uznaniem.

-"wow"? - zdziwiłam się -tylko tyle?

-Patrząc na to... - zaczął swój wywód - jakie miał podejście do ciebie na początku waszej znajomości myślałem, że jeśli dojdzie do tego się w tobie zakocha, to trochę dłużej zajmie mu zrozumienie tego.

-Czekaj... - przerwałam mu - podejrzewałeś że to się stanie?

-Miałem taką nadzieję - poprawił mnie - oboje macie wybuchowe charaktery i podobne zdanie na różne tematy. Jesteście podobni ale bardzo różni. Oboje byliście w.... cięższym okresie i miałem nadzieję że pomożecie sobie nawzajem. I wydaje mi się że tak się stało.

-W pewnym sensie masz rację - zgodziłam się z nim - ale teraz to już nie ma znaczenia.

-Dlaczego? - zmarszczył brwi.

-Bo powiedział że bawię się uczuciami facetów i rozkochuje ich w sobie - syknęłam i rzuciłam na stół karteczkę która, przypominała już kulkę.

-Nie denerwuj się - uspokajał mnie - znasz go i wiesz jaki jest. Czasem gada głupoty a potem tego żałuje. Poczekaj chwilę. Przemyśli to, przyjdzie do ciebie z podkulonym ogonem i już. Będziecie razem - klasnął w dłonie, a kilka osób na nas spojrzało.

-Wszystko fajnie, ale to tak nie działa - sprowadziłam go na ziemię - ja nie wiem czy coś do niego czuję.

-Czujesz, czujesz - machnął ręką - Sof, znam cię od dawna i wiem że tak.

-Łatwo ci powiedzieć - burknęłam.

-Bycie zakochamy to nic złego, wręcz przeciwnie - zapewniał mnie - to wspaniałe uczucie, wiedzieć że jest się dla kogoś najważniejszy. Pogodzicie się i wszystko będzie dobrze.

-A wy? Kiedy wy się ogarniecie i każdy wyciągnie rękę do każdego żeby w końcu wasz zespół funkcjonował normalnie? - zapytałam cicho, bo sytuacja w zespole nie mogła ujrzeć światła dziennego, chociaż byłam pewna, że część fanów czuła, że coś było nie tak.

-Nasza kłótnia to całkiem inna historia - zbył mnie.

-Daniel, kurwa - syknęłam - wy jesteście zespołem, który spędza ze sobą większość czasu. Występujecie razem i nagrywacie, a przede wszystkim też jesteśmy przyjaciółmi.

-Nie wiem czy jesteśmy - mruknął - nigdy wcześniej się tak nie kłóciliśmy - westchnął, a ja stwierdziłam, że sama zajmę się tym, aby ich pogodzić, nawet jeśli wymagałoby to szantażu albo użycia siły.

~~~

Pożegnałam się z Danielem po ponad trzech godzinach spędzonych w kawiarni. Siedzielibyśmy pewnie dłużej, ale Seavey musiał coś jeszcze załatwić.
Rozmowa z chłopakiem była mi potrzebna, bo kiedy rozeszliśmy się w swoje strony to odetchnęłam z ulgą.

Opatuliłam się szczelniej kurtką i ruszyłam w kierunku swojego mieszkania, chociaż był to kawał drogi.
Włożyłam ręce do kieszeni a przed sobą zobaczyłam parę, która trzymała się za ręce. Chłopak zerkał w stronę dziewczyny co chwilę jakby chciał się upewnić, że na pewno ściska dłoń odpowiedniej osoby. Dziewczyna robiła to samo z tym wyjątkiem, że ona patrzyła prosto na niego i uśmiechała się do siebie.

Spuściłam wzrok przypominając sobie słowa Jonah z przed dwóch tygodni kiedy z niepokojem w oczach stanął obok mnie w domku Stevens Point.

"Podobasz mi się już od jakiegoś czasu i... Musiałem ci to powiedzieć bo inaczej chyba bym zwariował. Czuję się przy tobie inaczej niż przy reszcie... zakochałem się w tobie."

Zacisnęłam usta w linię i wstrzymałam oddech.
Im dłużej o tym myślałam tym bardziej...... Jakoś dziwnie się czułam.
Kłuło mnie w brzuchu, moje nogi się chwiały i robiło mi się duszno.

Aby dostać się do mieszkania musiałam przejść przez mały park po drugiej stronie ulicy. Przechodząc przez pasy pokazałam swoją głupotę, bo nie rozejrzałam się dokładnie, przez co prawie wpadłam pod samochód. Brakowało dosłownie trzech sekund a jedyne co by ze mnie zostało to mokra plama.
Kierowca nawrzeszczał na mnie, a ja przeprosiłam i zbiegłam z ulicy.

Stanęłam na chodniku i poczułam mentalne uderzenie. Jakby ktoś przywalił mi w głowę patelnią, ale od wewnątrz.
Zdałam sobie sprawę że od jakiegoś czasu, kiedy byłam razem z Jonah zachowywałam i czułam się inaczej niż zwykle.
Uśmiechnęłam się częściej, cieszyła mnie jego obecność, mogłam spędzać z nim całe dnie, zaufałam mu jak nikomu innemu. Mogłam powiedzieć mu wszystko, no może poza sprawą oczywistą jaką była Maska.

Z Chrisem nie czułam tego samego. Byliśmy przyjaciółmi, ale nie miałam z nim takiej relacji jak z Jonah.
To Marais wiedział o mnie prawie wszystko. Obawiałam się każdego faceta a on zaczął wyburzać mur jaki zrobiłam dookoła siebie.
To on przemówił mi do rozsądku kiedy nie dostrzegałam swojego problemu.

Gabbie wcześniej niż ja wiedziała że to co było między mną a Jonah nie było zwykłą przyjaźnią.

I promise, i help you ~ Jonah MaraisOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz