Na sekundę ogarnia mnie dziwne poczucie, że wszystko jest w porządku. Caleb wyciąga do mnie ręce, a jestem w domu. Widzę szare ściany, pod stopami wyczuwam jasne panele. Niemal czuję ciepło ciała brata, czuję zapach domowego mydła, którym zawsze pachniał. Nie ma żadnej wojny, nikt nie postrzelił Lynn, a Uriah i Christina nie są teraz Bóg wie gdzie.
Ale potem przytulam Caleba i to wszystko znika. Znów jestem w pałacowej jadalni, otoczona przez dziesiątki, jeśli nie setki rannych, a mój brat pachnie potem i krwią. Szok, który dopadł mnie, kiedy przeszłam przez drzwi ustępuje i nagle dopada mnie strach, gniew i frustracja. Ściskam go mocniej, a potem odsuwam się na odległość ramienia, by móc dalej trzymać go za ręce. Na jednej z nich ma bandaż.- Co ci się stało? - pytam, marszcząc brwi, ale to nie wygląda poważnie.
- To nic takiego, rozciąłem się, kiedy ktoś rozwalił to wielkie lustro w holu. - Wzrusza ramionami i uśmiecha się lekko. - I tak było paskudne, moim zdaniem. - Nie odpowiadam. Ja je lubiłam. Caleb odchrząkuje. - Ty jesteś cała?
Kiwam głową.- Tak, w porządku. Gdzie Peter?
Mój brat zaciska usta i opuszcza wzrok. Moje serce zaczyna bić o wiele szybciej. To nie może oznaczać tego, co wydaje mi się, że oznacza. To niemożliwe. Peter nie mógł...
Caleb podnosi wzrok i otwiera usta, żeby coś powiedzieć, ale w tym momencie po drugiej stronie sali rozlegają się okrzyki. Gwałtownie odwracam głowę i dostrzegam grupę ludzi, którzy wchodzą do jadalni. Z przodu dostrzegam dwie znajome twarze. Niosą kogoś.
Kilka osób rusza w stronę nowoprzybyłych. Wśród nich jest Tobias.
- Co... - zaczynam, ale brat zaciska zdrową dłoń na mojej i ciągnie mnie w stronę drzwi.
- Co się stało?! - pyta Tobias, kiedy podchodzimy bliżej. Jest blady na twarzy. Marcus stoi kilka kroków za nim, najwyraźniej nie wiedząc, co ze sobą począć. - Czy on...
- Nie żyje - odpowiada Bellamy i kładzie ciało na podłodze.
Nie wiem, jak opisać to, co czuję. Nie mogę oderwać wzroku od znieruchomiałej, zakrwawionej i posiniaczonej twarzy. Chciałabym powiedzieć, że czuję ból. Ale tak naprawdę nie znałam go zbyt dobrze. Czuję się okropnie z myślą, że jedyne, co w tej chwili odczuwam, to nie wyobrażalna ulga.
- Znalazłem to na ziemi - odzywa się Peter, który razem z Bellamy'm wniósł ciało. Przechodzi obok mnie i wyjmuje z tylnej kieszeni brudną, potarganą czapkę i zakłada ją ostrożnie na głowę Jugheada. - Pomyślałem, że... że...
Caleb kładzie mu rękę na ramieniu. Odsuwam się od nich i podchodzę do Tobiasa. Biorę go za rękę. Mam ochotę podbiec do Hayesa i rzucić mu się na szyję, tak bardzo się cieszę, że to nie on. Ale to był tylko mój strach, jemu tak naprawdę nic się nie stało. Teraz to Tobias potrzebuje mojego wsparcia. Jughead był jednym z jego najlepszych, najbardziej zaufanych ludzi. Tobias tak właśnie określał przyjaciół.
- Jak to się stało? - pyta Eaton spokojnie. Już zdążył otrząsnąć się z pierwszego szoku i teraz znowu przybrał maskę opanowanego przywódcy. Mocniej ściskam jego dłoń, żeby wiedział, że ja wiem. I że przy nim jestem.
Bellamy wzdycha ciężko.
- Znaleźliśmy królową. Chcieliśmy ją dorwać, ale obiecała oddać nam Juga, jeśli za nią nie pójdziemy. Nie mieliśmy wyboru, zatrzymaliśmy się i czekaliśmy. Puścili go do nas korytarzem, ona uciekła... Ale zanim do nas dotarł, jeden z Wiernych strzelił mu w plecy.
Nie wiem, w którym momencie tej historii podchodzi do nas Zeke. Wiem tylko, że kiedy spoglądam przez ramię, stoi tuż za mną i wpatruje się w ciało. Chcę coś powiedzieć, ale coś w wyrazie jego twarzy mnie powstrzymuje. Zeke jest... wściekły. Zły. Zaciska dłonie w pięści.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...