Ostrożnie wchodzę do wody. Jest zimna, ale nie aż tak, jak się spodziewałam. Głowa Tobiasa wystaje znad powierzchni kilka metrów przede mną, ale kiedy woda sięga mi połowy ud, zatrzymuję się.
- Dalej nie idę - oznajmiam. Chłopak wybucha śmiechem.
- Tam się nie da pływać.
Przygryzam wargę.
- Ale ja... Ja w ogóle nie potrafię pływać - przyznaję, a on wytrzeszcza oczy. - No co? - pytam zirytowana. - Niby kiedy miałam się nauczyć?
- Ej, spokojnie. - Unosi ręce do góry w obronnym geście. - Masz rację. Ale to nic trudnego, nauczę cię - mówi. Wychodzi z wody i całuje mnie lekko. Nieśmiało wyciągam do niego ręce, opieram je na jego mokrym karku, ale odsuwam się po sekundzie, spoglądając na ciemną wodę za nim.
- No dobra. - Ze świstem wypuszczam powietrze z płuc. - Ale jeśli utonę, to będziesz mnie mieć na sumieniu.
Jak ja Willa, przychodzi mi do głowy. Może rzeczywiście byłoby lepiej, gdybym się utopiła.
- Spokojnie - znowu się śmieje. Bierze mnie za rękę i prowadzi kilka kroków w głąb jeziora, woda sięga mi brzucha.
- Łatwo ci mówić - rzucam ze złością, czując gorąco na policzkach. - Wystarczy - protestuję, kiedy woda niemal dosięga obojczyków. Brunet spogląda na mnie zaskoczony i nagle zaczyna się śmiać. - No co?
- Przepraszam - mówi, dalej się śmiejąc. - Zapomniałem, że nie wszystkim udało się odrosnąć od ziemi.
Uderzam go w ramię, a wtedy jego dłoń wyślizguje się z mojej, chłopak przechyla się do tyłu i z pluskiem ląduje w wodzie. Wynurza się po chwili, ale jest już tak daleko, że nie mogę go dosięgnąć.
- Ej! Nie zostawiaj mnie tu!
- To mnie nie bij.Krzyżuję ramiona na piersiach, chociaż on nie może tego zauważyć i cofam się dwa kroki, żeby poczuć się odrobinę pewniej. Tobias znowu do mnie podpływa.
- No dobrze. Lekcja pierwsza: uspokój się. Woda nie chce zrobić ci krzywdy.
Pomimo jego zapewnień, mam wrażenie, że jezioro faktycznie chce mnie utopić. Jestem zbyt ciężka, wymachuję kończynami w przypadkowym rytmie, panikuję, gdy tylko odrobinę opadam, woda wlewa mi się do nosa. Już po chwili jestem wykończona i mam dość.
- Poddaję się - oznajmiam w końcu.
- Idzie ci całkiem nieźle - zapewnie mnie Tobias, chociaż wątpię, żeby mówił prawdę.
- Nie sądzę. Poza tym... Naprawdę mam dość.
- Okej. - Chłopak posyła mi uśmiech. Przytulam się do niego, ale po chwili czuję, jak jego ręka delikatnie unosi mój podbródek, tak żebym musiała spojrzeć mu w oczy. Widzę w nich pytanie. Staję na palcach i całuję go lekko, ale po chwili jego usta stają się bardziej natarczywe, Tobias przyciąga mnie do siebie mocniej.
Czuję w tym pocałunku wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie. Czuję tęsknotę za domem, wszystkie żale przeszłości. Czuję radość z tego, że wreszcie się odnaleźliśmy, że pomimo mroku udało nam się znaleźć odrobinę światła. Czuję strach przed tym, co przyniesie jutro. I nadzieję, że później nie będzie już trzeba się bać.
~~*~~
- Ciężka sprawa - przyznaje Fernando, kiedy wszyscy dostajemy plecaki z wyposażeniem. Jest w nich amunicja, woda i jedzenie, które wystarczą nam na trzy, maksymalnie cztery dni. To ma być błyskawiczny atak, bo szturm na pałac nie miałby żadnego sensu i niemal zerowe szanse powodzenia.
- Will był fajnym gościem - oznajmia Caleb, w zamyśleniu przeszukując zawartość swojej torby, jakby spodziewał się, że dostał mniej jabłek od Petera, który robi to samo, stojąc tuż obok.
- Będzie mi go brakować - mówi Hayes ze smutkiem, po czym podnosi na mnie wzrok. - Ale to nie twoja wina. Nie możesz się obwiniać.
- Właśnie, że mogę - prycham. Sama jestem już gotowa do drogi i jedyne, czego chcę, to wyjść już na powietrze. Zanim to nastąpi, czeka nas jednak długi marsz tym samym tunelem, którym weszłam tu po raz pierwszy.
Wcześniej, na samą myśl o powrocie do miasta, czułam podekscytowanie i dziwną tęsknotę. Farmy spłonęły, a dzielnica Altruizmu wyleciała w powietrze, ale miałam dziwne wrażenie, że od naszego odejścia minęło strasznie dużo czasu, może nawet całe lata. Teraz nie czuję nic, jestem zbyt przerażona rolą, jaką mam odegrać, nawet jeśli jeszcze wczoraj o tej porze wydawała mi się mała i nieistotna. Dzisiaj wiem, że każdy mój błąd może kosztować kogoś życie.
Ten dzień miał inaczej wyglądać.
- Jest wojna - upomina mnie brat. - A my jesteśmy żołnierzami. To coś jak... ryzyko zawodowe.
- Will nie zginął na wojnie. Zawalił się tunel. A ja...
- Zabił go kawałek metalu, sama powiedziałaś - przerywa mi Caleb i bierze Petera za rękę. Spogląda na mnie twardym wzrokiem. - Nie jesteś odpowiedzialna za trzęsienie ziemi, które wywołało zawalenie się korytarza. Rozumiesz?
Kiwam głową, ale wciąż czuję, że Caleb nie ma racji. Jest moim bratem, a Peter przyjacielem, muszą mnie pocieszać. Słowa Tobiasa odnośnie Christiny i Cary wciąż obijają się w mojej głowie i sprawiają, że próbuję walczyć z nienawiścią do samej siebie. Ale to wciąż nie sprawia, żebym zapomniała, jaka jest prawda. Zastanawiam się, czy wszyscy wokół mnie też ją znają.
Kilkanaście minut później Tobias daje sygnał do wymarszu i wszyscy zdolni do walki Niezgodni opuszczają kwaterę główną. Zebraliśmy się w jadalni, ale inne grupy są w sali treningowej i magazynie, bo nie mogliśmy pomieścić się w jednym pokoju. Widzę ich jednak na korytarzach, wszyscy przechodzimy przez pokój, w którym Nancy powitała nas pierwszego dnia, a potem w milczeniu idziemy długim, ciemnym tunelem, ciągnącym się aż do piwnic w Chicago.
- Hej - odzywa się Tobias, kiedy po pierwszym kilometrze pojawia się obok mnie. - Przepraszam, że dopiero teraz, musiałem być z przodu.
- Rozumiem - zapewniam go i uśmiecham się lekko. Kiedy jest blisko, wspomnienie dzisiejszej nocy wydaje się żywsze i pozwala się pochłonąć. - Nic nie szkodzi.
- W porządku? - pyta. - To trochę głupie pytanie, może nawet bardzo, ale...
- Trzymam się - mówię.
Chłopak przytakuje.
- Jeszcze kilka dni i będzie po wszystkim. Pozbędziemy się Wiernych, a potem znajdziemy moich rodziców i... potem...
- Co potem?
- Wszystko się ułoży. - Posyła mi słaby uśmiech, ledwie widoczny w mroku. Zastanawiam się, czy naprawdę w to wierzy. Potem uświadamiam sobie, że tak naprawdę nie mam zbyt wielkiego pojęcia o tym, co Tobias zamierza zrobić później. Przejmie władzę? Odda ją komuś? Zniesie frakcje? Znam tylko mglisty zarys, a mimo to wydaje mi się, że to, co robię, jest słuszne. Jednak świadomość, że kiedy wygramy, będziemy mieć wybór, każe mi iść do przodu. To jedyna pewna rzecz, jaką nam obiecano. Sami będziemy mogli o sobie decydować. Wybraliśmy to w zamian za znany i uporządkowany świat. Wybraliśmy.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...