Rozdział 30 B

942 50 13
                                    

Wszyscy zamieramy w tej samej chwili. Nie ma nawet sensu, żeby unosić pistolety, ponieważ te naszych przeciwników, są już wycelowane w nasze głowy. Wypuszczam powietrze ze świstem i spoglądam ze złością w twarz stojącego naprzeciwko mnie Alexandra Lightwooda.

- Opuście broń - nakazuje jego siostra, spoglądając po naszych twarzach. Mamy przewagę liczebną; ich jest tylko troje: Alec, Isabell i Simon, nas siódemka. Mimo to nie możemy nic zrobić, jeśli się ruszymy, wystrzelają nas jak kaczki. 

- A nie jesteśmy przypadkiem po tej samej stronie? - pyta Peter i marszczy brwi, jednak ostrożnie odkłada swój pistolet na podłogę. 

- To zależy - mówi Alec. - Z kim trzymacie?

- Z nami.

Wszyscy odwracamy się w stronę długich blatów. Wychodzą za nich dwie osoby, idą w naszą stronę spokojnym krokiem. Pierwszą z nich jest Clarissa Fraychild. Druga to Tobias Eaton. Blady, w przesiąkniętej krwią koszuli, chwiejący się przy każdym kroku. Ale z całą pewnością żywy.

- Tobias! - wołam i wysywam do przodu. Mijam zdezorientowanych Aleca i Simona, i rzucam się mu na szyję. Śmieje się prosto do mojego ucha.

- Cześć, Bet. Aż tak się stęskniłaś? 

- Widziałam, jak cię postrzelili! - oznajmiam. Odsuwam się od niego i badawczo przyglądam jego twarzy. - Myślałam, że...

- Pogrzało was?! - pyta Clary. Spoglądam na nią i orientuję się, że mówi do swoich podwładnych. - Opuśćcie te cholerstwa, to nasi sojusznicy.

Cała trójka chowa pistolety ze zmieszanymi minami.

- Sorry... - mówi Simon, wbijając wzrok w swoje buty. 

Reszta naszej grupy wreszcie przechodzi przez drzwi i rozchodzą się po kuchni.

- Co się stało? - pytam, znów zwracając się do Tobiasa. Cały czas kurczowo zaciskam palce na jego przedramionach, bojąc się, że gdy tylko go puszczę, rozwieje się w powietrzu, jak duch.

Znów się uśmiecha i zakrywa moje ręce swoimi. 

- Wszystko zgodnie z planem. Przyszliśmy, pozbyliśmy się ochrony i uwolniliśmy ekipę z Nowego Jorku.

Nagle czuję, jak cała euforia, którą poczułam na jego widok, ulatuje ze mnie jak powietrze z przekutego balonu. "To nasi sojusznicy", powiedziała Clary. Przypominam sobie jednak, że to nieprawda. Oni tylko udają naszych przyjaciół, a tak naprawdę cały czas wbijają nam nóż w plecy, by potem osłonić się naszymi zimnymi ciałami przed ostrzałem.

Nie byliśmy sojusznikami. Ale Tobias nie miał o tym pojęcia. 

- Gdzie Maxon i Aspen? - pyta Caleb, podchodząc do nas. On też obejmuje Tobiasa na powitanie.

- Na tyłach... - Brunet wzrusza ramionami. - Gdzie reszta?

- Bellamy i Scott zostali w pomieszczeniu kontrolnym - odpowiada mój brat.

- A Uriah? 

Marszczę brwi. Spoglądam na przyjaciół za mną, oni też rozglądają się dookoła. Najwyraźniej nikt nie zauważył, że brakuje nam jednego Pedrada.

- A Zeke? - odzywa się Peter. 

Najwyraźniej nikt nie zauważył, że zgubiliśmy dwóch Pedradów. 

- Nie wiem, czy to ważne, ale nie ma też Jace'a - wtrąca Alec. Wszyscy odwracają się w jego stronę. Wzrusza ramionami. - Po prostu przyszło mi do głowy, że to może mieć jakieś znaczenie. Skoro mamy już dwóch innych zaginionych...

Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz