Kolejne dni są zdecydowanie najgorszymi w całym moim życiu. Ja i mama dalej transportujemy jedzenie do skrytki, a ojciec robi wszystko, żeby dowiedzieć się, co wydarzyło się w pałacu. Atmosfera w domu jest niemal namacalnie ciężka, w nocy nie potrafię spać, a w dzień jestem ledwo żywa. Tata codziennie chodzi na zebrania, ale wciąż wiemy tylko tyle, że rebelianci podłożyli ogień pod pałac i Daniel z Amarem zarządzili ewakuację. Rodzina królewska nie ucierpiała, ale nikt nie podaje liczy ofiar. Wiadomo tylko, że jakieś były.
Gdyby to był Caleb, powiedzieliby nam - powtarzam sobie, leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit. Paczki przenosimy dopiero jutro, więc dzisiaj nie mam czym zająć myśli. Na pewno by nam powiedzieli. A gdyby coś stało się Susan, zadzwoniliby do państwa Black.
A co z innymi? Z Allie, Jo i Haną? Z Peterem i Christiną? Nitą i Marlene?
Przewracam się na bok i wciskam twarz w poduszkę. Jest dość wcześnie, ale i tak zamierzam zasnąć. Tak będzie łatwiej, poza tym naprawdę przydałoby się przespać w końcu więcej niż cztery godziny.
Zamykam oczy, ale wtedy z dołu słyszę straszny hałas. Momentalnie podnoszę się na materacu i zaczynam nasłuchiwać. Kroki. Głosy. Ludzie, mnóstwo ludzi. A jeśli to żołnierze? Znajdą paczki z jedzeniem i ubraniami, a wtedy...
Krzyk mamy zmusza mnie do błyskawicznego działania. Wstaję i wyciągam spod łóżka metalową rurę. Przez noszenie ciężkich toreb i codzienne bieganie po dzielnicy Altruistów jestem silniejsza, niż jeszcze miesiąc temu, ale i tak mam niewielkie, jeśli nie zerowe szanse. Mimo wszystko to jednak mój dom i moi rodzice.
Najciszej jak potrafię otwieram drzwi sypialni i na palcach schodzę na dół, stopień po stopniu, uważając, by omijać skrzypiące panele. Mocno zaciskam palce na rurze, staram się zapanować nad oddechem. Salon jest pusty, jednak z kuchni dobiega mnie czyjś głos, którego nie rozpoznaję.
Nabieram powietrza w płuca i już go nie wypuszczam. Powoli przechodzę przez pokój i zatrzymuję się tuż przy drzwiach, przyciskam plecy do ściany. Za sekundę wejdę do kuchni. Cokolwiek tam znajdę, będę przygotowana do walki. Zamykam oczy, a kiedy je otwieram odpycham się od ściany i wchodzę do kuchni, oburącz unosząc rurę do góry. Gdy zauważam stojący w niedużej kuchni tłum kilkunastu ludzi, z mojego gardła wydobywa się krzyk zaskoczenia.
- Puśćcie ją! - nakazuję przerażona, gdy widzę, jak jeden z intruzów przytrzymuje moją mamę. - Natychmiast!
Dopiero po chwili zauważam siedzącego przy stole ojca, który patrzy na mnie jak na wariatkę. Marszczę brwi, a kiedy mama odwraca się do mnie i uśmiecha szeroko, rozpoznaję chłopaka, który ją obejmował.
- Caleb! - wołam i z wrażenia upuszczam rurę na podłogę; na drewnianych panelach pewnie zostanie jakieś wgniecenie. - O cholera!
Przeciskam się przez tłum ludzi w brudnych ubraniach i wpadam w objęcia brata, który wybucha śmiechem.
- Bet, powiedz proszę, że nie chciałaś użyć tego do samoobrony - odzywa się brunet, za co uderzam go w ramię. Czuję łzy za oczami, tak bardzo za nim tęskniłam, a teraz stoi przede mną cały i zdrowy.
No, może nie do końca cały.
- Nasza Bet jest wojowniczą - stwierdza chłopak stojący obok. Spoglądam na niego.
- Peter!
- To ja! - Peter też się uśmiecha i również mnie przytula. - Zobacz kogo jeszcze tu mamy!
Pokazuje na stojącą za nim dziewczynę, która posyła mi nieśmiały uśmiech. Allie ma krótsze włosy, niż wtedy, gdy ostatnio się widziałyśmy, a czarno-biały strój pokojówki zamieniła na długie, postrzępione spodnie i zieloną kurtkę, ale to wciąż ta sama Allie.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...