Rozdział 54 B

496 47 14
                                    

Kariera dowódcy Daniela kończy się w muszli sedesowej.

Po tym, jak Tobias nakazuje nam natychmiastowe opuszczenie mojej sypialni, przenosimy Lynn na łóżko, które stoi przekrzywione na prawo od drzwi, z kilkoma dziurami po kulach w zagłówku i wleczemy wszystkich ogłuszonych Wiernych do łazienki, którą następnie zastawiamy krzesłem wetkniętym pod klamkę. Zanim jednak blokujemy wyjście i na wszelki wypadek pieczętujemy sypialnie, Zeke i Uriah nie mogą się powstrzymać i wtykają głowę ulubieńca królowej do ubikacji. Tobias udaje, że tego nie widzi.

Później jednak atmosfera znowu robi się nieprzyjemna. Ostrożnie wychodzimy na korytarz, na którym jest całkowicie cicho. To dziwne, że po załatwieniu jednej grupy nikt inny nie zajął ich miejsca, ale może bezfrakcyjni byli potrzebni w innym miejscu. Mimo to zachowujemy ostrożność. Udaje nam się dotrzeć do schodów, po drodze zatrzymując się tylko, żeby ominąć patrol z trzeciego piętra i zejść niżej, ale tam spokój się kończy. Zaledwie jeden korytarz od nas rozlegają się strzały i to nie pojedyncze. Kiedy podchodzimy bliżej, zauważam żołnierzy, zarówno Niezgodnych i Wiernych i gwardzistów w brudnych mundurach. Dopiero teraz zaczynam się zastanawiać, co w chwili przejęcia pałacu stało się z tymi, którzy nie należeli do żadnego ruchu. Wcześniej chyba zakładałam, że bezfrakcyjni po prostu ich zastrzelili, ale teraz uświadamiam sobie, że musieli zamknąć ich w lochach. 

- Po której stronie walczą gwardziści? - pytam, klękając na ziemi obok Tobiasa. Od strzelaniny dzieli nas róg ściany, ale w połowie korytarza jest jeszcze usypana z mebli barykada. Będzie dobrą kryjówką, zanim przedostaniemy się do końca przejścia. 

- Pytasz mnie, jakby nie spędził całego ataku w sypialni - odpowiada brunet, nie patrząc na mnie. 

- Evelyn zamknęła dużą część gwardii pałacowej w podziemiach - wyjaśnia Marcus, najwyraźniej obeznany w sytuacji znacznie lepiej, niż się spodziewałam. - Rebelianci... Musieliście ich uwolnić. Albo zabrali wam broń, albo wam pomagają.

- Oby to drugie, wasza zdymisjonowana mość - komentuje Zeke. - Chociaż przyznaję, że trudno ocenić. Straszny tu bajzel.

- Plan jest taki - Tobias ignoruje uwagi przyjaciela, a ojcu okazuje mniej zainteresowania, niż otaczającemu nas powietrzu. - Marlene i Beatrice, pobiegniecie do barykady. Później ja i Uriah przeniesiemy Lynn, a Marcus idzie za nami. Zeke pobiegnie na końcu. Biegnący przez cały czas są osłaniani przez pozostałych. Rozumiemy się?

Wszyscy zgodnie kiwamy głowami. Odbezpieczam pistolet, na wypadek gdyby był mi potrzebny w trakcie biegu. Na dany przez bruneta sygnał, jako pierwsza wybiegam zza ściany, słyszę za sobą kroki Marlene. Ludzie przed nami nie zwracają na nas uwagi, nadal biegną przez korytarz, strzelają i rzucają jakimiś przedmiotami. Rzucam się za barykadę, Marlene ląduje koło mnie sekudnę później. Spoglądam na nią i uśmiecham się lekko, ale zaraz później mam ochotę krzyknąć. Tuż obok niej ktoś opiera się o barykadę. Tak przynajmniej wydaje mi się w chwili, kiedy dostrzegam opartą o jedno z krzeseł rękę. Chwilę później orientuję się jednak, że to ramię. Samo, nie połączone z czymkolwiek. 

- Marlene... - zaczynam, ale ona już wyjęła pistolet i wychyliła się z drugiej strony barykady. Uznaję, że oderwane fragmenty ciała mogą zaczekać, więc przygotowuję się do obrony trójki przyjaciół. Spoglądam na Tobiasa, który krótko kiwa głową. Odwracam się i uważnie rozglądam po korytarzu.

Sytuacja odrobinę się uspokoiła, rebeliantów i gwardzistów jest dużo mniej. Byłoby w tym coś pocieszającego, gdyby nie oznaczało, że większość z nich pewnie nie żyje albo wykrwawia się właśnie na podłodze. Nagle jeden z Wiernych wbiega do naszego korytarza i opiera się plecami o kolumnę. Przez kilka sekund nie zwraca na nas uwagi i mam nadzieję, że zaraz wróci do poprzedniego miejsca albo pobiegnie dalej, ale on odwraca głowę, bierze głęboki oddech... i spogląda prosto na Tobiasa, Uriaha i Lynn. Zanim udaje mu się podnieść pistolet, trafiam go w nogę, a Marlene w rękę, ale to bez znaczenia, bo nasza pozycja już została ujawniona. Oddaję jeden strzał za drugim, nawet nie wiem, czy kogokolwiek trafiam, bo tak naprawdę nie o to teraz chodzi. Mam jednak wrażenie, że bezfrakcyjni się nie kończą, ale to nieprawda. Kiedy wreszcie cała trójka bezpiecznie dociera do barykady, Niezgodni i gwardziści wychodzą ze swoich kryjówek po drugiej stronie korytarza. Są ostrożni, ale wyprostowani. Nikt do nich nie strzela. Wzdycham z ulgą, ale też zachowuję czujność, dopóki Marcus i Zeke nie znajdują się tuż obok.

Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz