Rozdział 28 B

910 61 38
                                    

- Do komputerów - zarządził Maxon. On i Aspen nawet nie sprawdzili, czy ich słuchamy, od razu zajęli miejsca przy stołach oddalonych od siebie o kilka metrów. Wszyscy spojrzeliśmy na Tobiasa, który pokiwał głową.

- Pewnie, że do komputerów, co innego chcecie robić.

To było dwadzieścia minut temu. Od tego czasu niewiele się zmieniło, uratowani pracownicy Agencji nadal siedzą przerażeni na krzesłach w rogu, Zeke pilnuje zakładnika, a wszyscy pozostali przeszukują korytarze ośrodka w poszukiwaniu naszych zaginionych przyjaciół. Mogłoby się wydawać, że prawie półgodziny to dostateczna ilość czasu, na przeszukanie kilku pięter przez sześć osób - Matthew również przyłączył się do poszukiwań - ale jednak okazało się to błędnym założeniem.

- Jak ci idzie? - pyta Tobias, siadając obok mnie na wolnym krześle. On, Zeke i Matthew co kilka minut zmieniają komputery, jakby to mogło pomóc.

- Dokładnie tak samo jak innym - odpowiadam i posyłam mu lekki, pełen napięcia uśmiech. O dziwo on wygląda na całkowicie spokojnego, kiedy uważnie przygląda się mojej twarzy. - Em... Co?

Prawy kącik jego ust delikatnie unosi się do góry.

- Nic, tylko... Będziemy mogli potem pogadać? Kiedy już to wszystko się skończy? - pyta. Kiwam głową, na moment przerywając poszukiwania. - Jest... tyle rzeczy, które chcę ci powiedzieć... dzisiaj myślałem, że... że...

- Tobias - odzywam się delikatnie, czując uścisk na sercu. - Pogadamy, obiecuję. Też chcę ci powiedzieć wiele rzeczy. Nie wiem co prawa, jakie, ale... - urywam, a uśmiech chłopaka staje się trochę szerszy. - Nie tutaj.

Tobias przytakuje.

- Racja. - Podnosi się, waha przez moment, ale potem całuje mnie w czubek głowy i odchodzi. Odprowadzam go wzrokiem, cały czas się uśmiechając. Kiedy znów spoglądam na monitor, czuję, że cała krew odpływa mi z twarzy.

- Tobias! Zeke! Wszyscy! Chyba coś mam! - wołam i już po chwili wszyscy kłębią się wokół mojego stanowiska, spoglądając na monitor. - Na poprzednim ujęciu... 

- Daj, cofnę.  - Matthew siada obok mnie i naciska coś na klawiaturze, a na ekranie znów pojawia się ekipa z Nowego Jorku, wszyscy wciśnięci między długie blaty. - To kuchnia.

- Macie ich? - pyta Pedrad, który dopiero teraz odsunął się od przykutego do krzesła żołnierza. - Możemy iść?

- To nie Uriah - mówi Tobias i poklepuje przyjaciela po ramieniu. - Ale rzeczywiście powinniśmy iść.

- Pilnuje uch tylko trzech strażników, a w całym ośrodku praktycznie nikogo nie ma - odzywa się znów Matthew. Zmniejsza obraz z kamery, przez co jest cały czas widoczny, a równocześnie pokazuje ujęcia na korytarze. - Wystarczą cztery osoby, żeby ich wyciągnąć.

- W porządku - mówi Maxon. - A co z Davidem?

Matthew zerka na niego, a gdy znów odwraca się do monitora, robi kwaśną minę. Chyba tylko ja to zauważam. Chłopak zatrzymuje obraz przed jakimiś drzwiami, przed którymi stoją dwie kobiety i dwóch mężczyzn.

- To wejście do jego gabinetu... Możecie tam pójść, wracając z kuchni.

- W porządku. - Tobias się prostuje. - Zbieramy się. 

Jeszcze raz zerkam na ludzi w kuchni, ale potem podrywam się z krzesła i razem z innymi zmierzam do drzwi.

- Tobias! - Matthew też wstaje i podchodzi do chłopaka przede mną. - Wiem, że nie jestem... z wami, że tak powiem, ale mogę coś zaproponować?

Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz