Rozdział 43 B (13 A)

660 46 3
                                    

W drodze do pokoju ja i Tobias nie rozmawiamy. Jestem wykończona, on pewnie też. Zanim jednak zasypiamy muszę go o coś zapytać.

- Jak się czujesz? - odwracam głowę na poduszce, żeby lepiej widzieć jego twarz. Między nami jest wąski pas łóżka, przez co czuję się dziwnie nieswojo. 

Tobias zerka na mnie, po czym wzrusza ramionami i znów wbija wzrok w sufit.

- Nieźle. Martwię się o zapasy, ale i tak musimy skończyć rewolucję przed pierwszym dniem wiosny, więc jesteśmy całkiem dobrze przygotowani.

- Co takiego? - pytam zaskoczona. - Dlaczego?

- Zeke zaplanował imprezę z okazji naszego zwycięstwa. I nie zamierza jej przekładać.

Parskam śmiechem. Gdyby stworzyć personifikację Niedorzeczności, byłaby Ezekielem Pedradem. Kręcę głową.

- Nie o to pytam - mówię. - Chodzi mi o ciebie, nie o rewolucję. Jak się trzymasz?

Ostrożnie wyciągam rękę i zaczynam delikatnie dotykać jego przedramienia. Mam nadzieję, że się odpręży, ale najwyraźniej nic z tego. Wzdycha.

- A co za różnica, Bet? - pyta ostro, niemal z wyrzutem. - Ja tu dowodzę, jestem za wszystko odpowiedzialny. Martwię się, jestem zmęczony... Ale wciąż wierzę, że wygramy. A jeśli nie, to zadbam, żebyście wszyscy wrócili do domu.

Przygryzam wargę. Żebyście wszyscy wrócili do domu. Nie mówi o sobie. Jeśli coś pójdzie nie tak, weźmie całą odpowiedzialność za siebie.

- Będzie dobrze - zapewniam go i przysuwam się bliżej, kładę głowę na jego piersi. Przez chwilę nic nie robi, ale potem obejmuje mnie i przytula mocno, całuje moje włosy. Leżymy w ciszy tak długo, aż jestem pewna, że Tobias zasnął, więc niemal podskakuję na łóżku, kiedy znów się odzywa.

- Żałuję, że cię w to wciągnąłem.

Mam ochotę przewrócić oczami.

- Znowu to samo? - pytam delikatnie i odwracam się, żeby móc patrzeć mu w oczy. - Nie ponosisz odpowiedzialności za to, że tu jestem. Pewnie nawet gdyby nie Eliminacje, i tak skończyłabym w kwaterze głównej. Ale cieszę się, że tu jestem. Że jestem częścią tego wszystkiego. - Mam ochotę dotknąć teraz srebrnej broszki w kształcie węża, symbolu Niezgodnych i mojej przynależności do nich, ale przypominam sobie, że leży na krześle razem z moimi ubraniami. - I cieszę się, że jestem tu z tobą. Naprawdę.

Tobias uśmiecha się lekko.

- Też się cieszę, że tu jesteś. I mam nadzieję, że tak już zostanie.

~~*~~

- No dobra. Lecimy z tym koksem.

Zeke z hukiem odstawia na stół szklankę zielonego płynu z grubą warstwą piany, która wyskakuje z naczynia i rozlewa się po czerwonym materiale. Tobias wznosi oczy do nieba, a Pedrad usiłuje rękawem wyczyścić plamę po Domestosie.

- Taa... - Amar chrząka, z niechęcią obserwując jego poczynania. - Rzeczywiście, zacznijmy.

Po śniadaniu zostało zwołane kolejne spotkanie, podczas którego mamy omówić szczegóły planu, którego kompletnie nie znam. Siedzę na rogu stołu, wciśnięta między Tobiasa a Susan. Chłopak lekko ściska moją rękę.

Na blacie leży stos otwartych paczek chipsów i napoczętych pudełek ciastek, które, żeby się nie zepsuły, pozwolono nam zjeść w ramach skromnego lunchu. To raczej nie ma nic wspólnego z odpowiednim doborem kalorii i wartości odżywczych, ale domyślam się, że nie możemy sobie teraz pozwolić na wyrzucanie jedzenia. Cały obrazek w ogóle nie przypomina rewolucjonistów szykujących się do działań wojennych. Raczej maruderów, których nie wyrzucono jeszcze po sporej imprezie.

Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz