Rozdział 49 B

537 42 2
                                    

Nie wiem, co byśmy zrobili, gdyby nie Jo i Hana. Wiedziałam, że istnieje część pałacu dostępna tylko dla służby, ale nie miałam pojęcia o ukrytych korytarzach. Powinno mnie to zastanowić - nie widziałam zbyt wielu pokojówek podczas swojego pobytu w pałacu, a przecież ktoś musiał sprzątać taką ilość pomieszczeń. Gdyby nam nie pomogły... pewnie musielibyśmy zacząć strzelać.

A co z Tobiasem i Ericiem? Znaleźli ich? Nawet jeśli, mogli ich tak po prostu zastrzelić, prawda?

Nie mogli, powtarzam sobie. Tobias mógł dowodzić rebelią, ale wciąż pozostawał synem Marcusa i Evelyn. Nawet jeśli nie mogli stanąć ponad prawem, nieważne jak okropni by byli, na pewno dopilnowaliby, by Tobias miał proces. Mogłam mieć tylko nadzieję, że ta sama łaska spotka Erica. A wtedy my, Niezgodni, dopilnujemy, by obaj magicznie zniknęli, nim trafią przed sąd. 

Jo prowadzi nas wąskimi schodami na trzecie piętro, a ja nagle sobie przypominam, jak Uriah przyniósł Tobiasowi czyte ręczniki i został obrzucony pianką do golenia. Szedł tędy? Dlaczego nam nie powiedział o przejściu? Może uważał, że nie będzie nam potrzebne... 

Jo zatrzymuje się przy wąskich drzwiach i pokazuje nam gestem, że mamy zostać kilka metrów dalej, po czym otwiera je nieśmiało. Czekam, aż da nam sygnał do wyjścia, ale zamiast tego słyszę czyjś niski głos. Jakiś facet, pewnie Wierny.

- Co tu robisz? - pyta. Wymieniam zaniepokojone spojrzenia z Christiną. Co teraz?

- Em... Jej wysokość Evelyn mnie wzywała. 

- Jej wysokość? - Mężczyzna prycha. - Na twoim miejscu nie używałbym już tego określenia.

Moje serce bije w zabójczym tempie. Czyli rebelianci przetrzymują królową w jej komnatach. Może króla też? Jeśli tak, to jak na razie nasz plan się sprawdza. Oby tylko grupie Zekego udało się dotrzeć do pomieszczenia kontrolnego.

Jo nic nie odpowiada. Powoli wychodzi na korytarz. Nie patrzy na nas, kiedy wyciąga w naszą stronę rękę i pokazuje jeden palec. Jeden rebeliant.

Zanim ktokolwiek inny zareaguje, wybiegam za przyjaciółką z przejścia. Nie wiem, jak daleko stoi Wierny, ale jego głos był wyraźny, a Jo nie rozmawiała z nim głośno. Łapię jego spojrzenie. Jest tylko dwa metry ode mnie, ma około dwudziestu ośmiu lat, jest ubrany w poszarpane ubrania i ma krótko obstrzyżone, płomienno rude włosy. Jest ode mnie sporo wyższy i na pewno silniejszy, więc moją jedyną przewagą jest zaskoczenie.

Wyciągam paralizator przed siebie. Kątem oka rejestruje, jak rebeliant unosi pistolet, ale nie udaje mu się nawet wycelować. Ładunek elektryczny wstrząsa jego ciałem, a potem Jo musi mi pomóc go podtrzymać, żeby nie runął na ziemię jak worek ziemniaków.

- Droga wol... - Spoglądam na resztę swojej grupy. Caleb patrzy na mnie z wyrzutem, Christina mocno zacisnęła usta. - No co?

- Czy ty nie miałaś się trzymać z tyłu?! - pyta ostro mój brat. Otwieram usta, żeby coś odpowiedzieć, ale zaraz je zamykam. No tak. Właściwie to miałam. Ale nie pomyślałam o tym, kiedy Jo stanęła przed Wiernym i kiedy jako jedyna mogła odwrócić jego uwagę.

- Przepraszam - mówię tylko. Caleb kręci głową z dezaprobatą, ale nic nie odpowiada.

- Evelyn tu jest? - Fernando spogląda na Jo. Dziewczyna kiwa głową. 

- Ona i król są przetrzymywani w swoich komnatach. Myślałam, że to po nich przyszliście.

- Bo tak jest, ale nie mieliśmy żadnej... gwarancji - przyznaje Peter. - To co, ferajna, idziemy?

Caleb przewraca oczami, najwyraźniej zirytowany lekceważącym podejściem do tak ważnej misji, ale kiwa głową, a kiedy Hayes odwraca się do niego plecami, uśmiecha się lekko. 

Wydaje mi się, że szczęście nas nie opuszcza, dopóki nie docieramy do końca korytarza. Zamieram na widok pięciu Wiernych, którzy schodzą po schodach. Zauważają nas w tej samej sekundzie,w której my zauważamy ich. 

- W nogi! - krzyczy Caleb, więc natychmiast rzucam się w tył. Tym razem nie próbuję nawet uczestniczyć w walce; moja broń nadaje się raczej tylko do obrony w wyjątkowych sytuacjach, ale kiedy się odwracam, orientuję się, że kogoś brakuje. Christina, Fernando, Jo, Murphy... A gdzie Peter i Caleb?

Zatrzymuję się gwałtownie. Obaj stoją na końcu korytarza. Mój brat chowa się za wielkim, kamiennym klombem, Hayes przyciska się plecami do ściany korytarza.

- Caleb! - krzyczę. - Peter! 

- Zatrzymamy ich! - woła mój brat. - Nie traćcie czasu! 

Nie ruszam się, nie mogąc zdecydować, co powinnam zrobić, ale moja drużyna podejmuje decyzje za mnie. Christina chwyta mnie za nadgarstek i ciągnie za sobą, ale nasza droga szybko się urywa. Na końcu korytarza pojawia się kolejna grupa Wiernych. Musieli usłyszeć strzelaninę.

- Tędy! - krzyczy Jo i wbiega w zakręt w połowie przejścia. Ruszam za nią, ale Christina już puściła moją rękę. Nie, nie możecie nas wszyscy zostawić, myślę, kiedy ona i Nando unoszą pistolety. 

- Musimy dotrzeć do królowej! - mówi Murphy, kiedy widzi, że się ogładam.

- Jestem... sanitariuszką, powinnam zostać... - protestuję.

- Misja jest najważniejsza. Wrócimy po nich, kiedy znajdziemy Evelyn. Ona też może potrzebować pomocy. 

Udaje nam się pokonać dwa korytarze, zanim wreszcie docieramy do komnat królowej. Po drodze wyszarpuję zza paska nieduży pistolet. Teraz nawet to musi nam wystarczyć. Już myślę, że damy radę, kiedy na ostatnim odcinku napotykamy na dwojd Wiernych. Trzymają uniesione pistolety, żadne z nas nie ma czasu na oddanie ani jednego strzału.

- Rzućcie broń! - nakazuje pierwszy z nich. - Jeśli uznam, że coś kombinujesz, chłopcze, od razu cię zastrzele - ostrzega kobieta, na oko w wieku mojej matki. Murphy zaciska usta, ale zdejmuje palec ze spustu i odkłada pistolet na ziemię. Robię to samo. - Ręce na głowę, cała trójka. 

Staram się nie drżeć, kiedy podnosze ręce. Uznaliby to za oznakę strachu, a ja się nie boję. Jestem wściekła. Dotarliśmy tak daleko. Jesteśmy ostatnią nadzieją tej części planu, jeśli reszcie się nie uda, jeśli coś im się stanie... Murphy nie ma już broni. Muszę coś wymyślić, ochronić Jo, wyciągnąc nas z tego.

- Pod ścianę - nakazuje Wierny, więc opieram się o chłodne, drewniane panele, zaledwie kilka metrów od wejścia do sypialni królowej. Cholera, musi być jakiś sposób.

Kobieta podchodzi do mnie od tyłu i sprawdza, czy nie ukryłam broni w spodniach. Oczywiście zabiera mój nóż, ale kolejna broń jest ukryta dopiero przy nadgarstku. Zerkam na Murphy'ego i Jo. Mężczyzna przeszukuje chłopaka, ale jej nikt nie trzyma. Mogę mieć tylko nadzieję, że Murphy ma lepszy refleks od Wiernego.

Ręce kobiety przesuwają się na mój brzuch, a potem wędrują w górę wzdłuż boków. Teraz.

Wyciągam porażacz i sięgam do tyłu, równoczęśnie uruchamiając urzadzenie. Słyszę tylko jęk rebeliantki, nie czekam, aż upadnie. Chwytam Jo za rękę, tak samo jak wcześniej zrobiła to Christina ze mną i biegnę do drzwi, nie oglądając się za siebie. Do moich uszu docierają odgłosy szamotaniny, kiedy Murphy i Wierny zaczynają (prawdopodobnie) okładać się nawzajem pięściami. Naciskam na klamkę i wbiegam do pokoju. Drzwi same się za nami zamykają.

Scena, którą zastaje w środku, całkowicie wybija mnie z rytmu i jest o wiele gorsza, niż ta z udziałem Hany i Jo. Są tu Wierni. Mnóstwo Wiernych. Ale także Evelyn, wyglądająca na o wiele za bardzo wyluzowaną, oraz Tobias i Eric, przykuty do ciężkiego, eleganckiego krzesła.

- Beatrice Prior. - Królowa uśmiecha się na mój widok. W jej oczach widzę czystą nienawiść. - Cieszę się, że znowu się spotykamy.


Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz