Formularz pojawił się w naszym domu w grubej, eleganckiej kopercie. Cały czas miałam wrażenie, że ona i czerwona pieczęć z herbem Chicago, chronią świat przed jej zawartością. Ciekawość jednak nie pozwoliła mi na zostawienie koperty na kuchennym stole, tam, gdzie położyła ją mama. Właśnie dlatego, przez ciekawość, nie przemożną chęć wzięcia udziału w Eliminacjach, siedziałam teraz na łóżku w swoim pokoju i wpatrywałam się w formularz zgłoszeniowy.
Jeśli go wypełnię i zaniosę do urzędu nic się nie zmieni. Będę po prostu jedną z kilku setek dziewczyn w wieku między szesnastym a dwudziestym rokiem życia, które chcą wziąć udział w Eliminacjach. Ale jeśli moje zgłoszenie zostanie wylosowane, co oczywiście bardzo mało prawdopodobne, zmieni się wszystko. Wyjadę z domu, kto wie na jak długo i wezmę udział w konkursie, którego nagrodą jest ślub z księciem.
Sam pomysł wydaje mi się chory, przerażający i dziwnie kuszący.
Słyszę pukanie do drzwi. Podnoszę wzrok, a moje oczy spotykają się ze wzrokiem Caleba, mojego starszego brata.
- Beatrice? - odzywa się. - Mogę wejść?
Coś w jego minie sprawia, że się uśmiecham. Patrzy na mnie, jakbym zamiast zębów miała kły, a moim największym, a zarazem kiepsko skrywanym marzeniem, było rozerwanie mu gardła.
- Już to zrobiłeś - zauważam, po czym kiwam głową. Caleb zamyka drzwi i siada obok mnie na łóżku.
- Siedzisz tu od godziny - mówi. - Wszystko okej?
- Jasne - odpowiadam. Za szybko. Caleb marszczy brwi. - No dobra. Nie wiem, co robić.
Decyzja odnośnie Eliminacji jest czymś, czym nie muszę się martwić. Mogę zignorować ten cały konkurs, zaszyć się w swoim nudnym, monotonnym życiu w Altruizmie i udawać, że nikt nigdy nie dał mi takiego wyboru.
Ten sposób myślenia nie sprawiłby jednak, że Eliminacje znikną. Nie sprawiłby, że zniknęłaby rewolucja, Niezgodni, Wierni. Tobias.
Coś miękkiego dotyka mojego policzka. Pierwsze promienie słońca przebijają się przez zasłony, poruszane przez delikatny wiatr, który wnosi do sypialni Tobiasa zapach lata. To jeden z nielicznych pokoi, który nie został doszczętnie zdewastowany podczas ataku, chociaż czułam się odrobinę dziwnie, zajmując go.
Odwracam głowę i spoglądam na drugą stronę łóżka. Jest pusta, pościel zimna. No tak.
Wstanie z łóżka nie jest dzisiaj wcale łatwiejsze niż wczoraj. Boli mnie całe ciało, jedyna ulga to brak szoku, jaki przeżyłam poprzedniego poranka, nie bardzo pamiętając ostatnie chwile przed straceniem przytomności.
Wygrzebuję się z kołdry i powoli przechodzę do łazienki. Sama zmieniam sobie kilka opatrunków na pomniejszych ranach, które odniosłam. Nie mam ochoty iść do szpitala, znowu czuć zapachu krwi i środków odkarzających, ale wiem, że mnie tam potrzebują. Ta myśl dodaje mi trochę siły.
Idąc przez korytarze obserwuję ludzi dookoła. Zbierają z podłogi gruz i zniszczone elementy wystroju. Na schodach mija mnie dwóch mężczyzn, niosących portret rodziny królewskiej. Nieobecne twarze Tobiasa, Marcusa i Evelyn, wyglądające na jeszcze bardziej martwe niż wcześniej, spoglądają na mnie ze zmasakrowanego płótna. Teraz obraz nadaje się tylko do wyrzucenia. Sporo się tutaj zmieni.
Wchodzę przez podwójne drzwi do skrzydła szpitalnego. Brenda posyła mi zmęczony uśmiech znad kubka z ciemną, niemal czarną kawą. Była tu przez całą noc. Przyda jej się odpoczynek.
Odwzajemniam gest i od razu ruszam do łóżka mojego ulubionego pacjenta. Uriah leży na swoim łóżku bez ruchu, ale jego klatka piersiowa porusza się w równym rytmie. Pod bawełnianą koszulką rysuje się zarys bandaży. Podchodzę do niego, a wtedy chłopak otwiera oczy.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...