Rozdział 27 B

1K 55 39
                                    

Całą drogę do celi pokonujemy biegiem. Kostka boli już znacznie mniej, więc jestem w stanie w miarę dotrzymać innym kroku. Tobias cały czas trzyma mnie za rękę, jakby się bał mnie puścić. To dobrze, bo ja też się boję.

- Mamy jakiś plan? - pyta Zeke, kiedy zatrzymujemy się przed drzwiami, a Aspen wyciąga z kieszeni kartę magnetyczną, którą zabrał martwemu strażnikowi. 

- Powinniśmy znaleźć Clary i resztę, ale nie mamy pojęcia, gdzie mogą być - mówi Maxon. - Więc część osób może ich szukać, a reszta przejmie pomieszczenie kontrolne. 

- Nie lepiej od razu przejąć pomieszczenie kontrolne, a potem ich szukać? - podpowiadam. - Większe szanse powodzenia.

Nikt mi nie odpowiada, bo w tym momencie Aspen otwiera drzwi i od razu wchodzi do celi, a nasza czwórka tłoczy się w wejściu.

- Dzień dobry, wszystkim - mówi chłopak, ale nagle się zatrzymuje i rozgląda po pokoju, jakby oczekiwał, że ktoś może się ukryć na powierzchni dwóch metrów kwadratowych. - Gdzie oni są, do cholery?

Wytrzeszczam oczy na widok pustej celi. Ze ścian wiszą kajdany, ale nikt nie jest już do nich przykuty. Nie ma ani Caleba, ani Petera, ani Nity... Nikogo.

- Co... - głos więźnie mi w gardle. Gdzie są wszyscy? 

- Dobra... Bez paniki - mówi Zeke, który wygląda na najbardziej spanikowanego. - Oni na pewno... Uri... Znaczy oni... Może...

- Spokojnie. - Tobias kładzie mu rękę na ramieniu. - Na pewno nic im nie jest. Chodźmy do pomieszczenia kontrolnego, wtedy ich znajdziemy. 

Pedrad gwałtownie potakuje. Mocniej ściskam dłoń Tobiasa. 

- No to... chodźmy - stwierdza Maxon i macha na nas ręką, żebyśmy szli za nim. Jeszcze raz oglądam się na pustą celę, jakbym oczekiwała, że nasi przyjaciele zaraz się w niej pojawią, ale wiem, że to na nic. 

Przez całą drogę do pomieszczenia kontrolnego nie spotykamy ani jednego żołnierza. Dopiero przy wejściu stoi dwóch, ale Aspen i Tobias oddają dwa, precyzyjne strzały, zanim jeszcze nas zauważą. Spoglądam na chłopaka - zaciska usta tak mocno, że na pewno boli go szczęka.

- Za łatwo poszło - mówię, kiedy Zeke kładzie rękę na klamce. Wszyscy spoglądają na mnie z wyrazami zaskoczenia na twarzach. - To znaczy... Nie powinno tu być więcej żołnierzy?

- Ja tam nie narzekam - oznajmia Maxon i unosi brwi. - Może nie mieli ludzi, żeby obstawiać puste korytarze? 

- To nie jest teraz ważna - zgadza się Aspen.

- Mogę już? - pyta Pedrad i wskazuje na drzwi.

- Właź. - Maxon kiwa głową. Zeke mocniej zaciska palce na klamce, ale potem spogląda na Tobiasa, a potem znów na blondyna.

- Sorry, stary... ale liczyłem na rozkaz od kogoś innego.

Zaskakuje mnie jego lojalność w tak błahej sprawie. Tobiasa najwyraźniej też, bo uśmiecha się lekko.

- Jasne, otwieraj. 

Przez twarz Pedrada również przebiega uśmiech. Sekundę później popycha drzwi i wchodzimy do dużego pokoju, w którym grupa kilkoro przerażonych ludzi siedzi przed komputerami, jednak większość stanowisk jest nieobsadzona.

-...wsparcie w skrzydle C. Powtarzam, potrzebne wsparcie...

Odwracam się i zauważam żołnierza, który mówi coś do mikrofonu przy jednym z komputerów. Kiedy wchodzimy, wszystkie twarze zwracają się w naszą stronę. Chłopak w ciemnej marynarce, który siedzi przy obstawionym komputerze, wygląda znajomo, ale rozpoznaję go dopiero sekundę później. To Matthew. Natychmiast unoszę broń.

Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz