W kwaterze głównej ludzie żyją treningiem. Śpią, jedzą i trenują. Przypomina mi to Dystrykt 13, ale Niezgodni o dziwo wcale nie wyglądają na półżywych. Są bledsi z braku słońca, odrobinę wychudzeni i zmęczeni, ale wszyscy z którymi rozmawiałam wydają się być zadowoleni z miejsca, w którym się znaleźli. Więc albo autorka Igrzysk Śmierci miała nieprawidłowe wyobrażenie takiego miejsca - chociaż zawsze wydawało mi się w pełni sensowne - albo gdzieś leży zasadnicza różnica.
- A co z dziećmi? - pytam, po czym oddaję kolejny strzał. Tym razem jestem przygotowana na odrzut. Christina wciąż strzela precyzyjniej, ale pistolet nie jest już dla mnie czymś obcym.
- Jakimi dziećmi? - Prawa zerka na mnie, po czym sięga za pasek po drugi magazynek. To nie są prawdziwe naboje; tamte będą potrzebne podczas wypadów i realnych akcji.
- Są tu przecież jakieś dzieci, nie? Ich babcie, dziadkowie... Nie wszyscy muszą walczyć.
- Jasne. - Światło bladej lampy odbija się w jej włosach; teraz wyglądają na szare, podobnie jak jej skóra.
- Nocują na innym poziomie, mają dla siebie kilka pokoi. Każdy robi co może, żeby pomóc. W sensie... niektórzy gotują albo piorą ciuchy i takie tam. A co?
Wzruszam ramionami.
- Po prostu byłam ciekawa. I wszyscy... - nie do końca wiem, jak zadać pytanie - Wszyscy są Niezgodni?
Mam na myśli: Wszyscy sami tu przyszli? Z własnej woli? Ale tak naprawdę znam odpowiedź.
Christina kręci głową. Odkłada pusty magazynek na podłogę i znów unosi pistolet.
- Nie - stwierdza. Amar przechodzi obok nas, więc milkniemy na moment. Udaje mi się wystrzelić pięć razy i żadna z kul nie trafia w ścianę wokół tarczy, więc uznaję to za drobny sukces, chociaż dwie omijają narysowany na niej kształt człowieka, który przypomina mi, że kiedy wyjdę, będę strzelać by kogoś zranić, może nawet zabić.
- Nie powtarza brunetka. - Ale wszyscy chcą tu być. Podchodzą do tego bardziej lub mniej entuzjastycznie, ale jednak chcą - dodaje i znów strzela. Od ciągłego huku zaczynają mnie boleć głowa. - Inni są u Wiernych. Nie mam pojęcia, jak ich tam traktują, ale bądź co bądź mają dla siebie pałac. A reszta... Sama nie wiem. Snują się po mieście i próbują przeżyć, ale to trudne, bo rebelianci zagarnęli prawie całą broń i jedzenie.
Przytakuję. Zanim nas tu ściągnięto, też nie było łatwo. Powoli zaczynało wszystkiego brakować, gromadzenie zapasów dla Niezgodnych stawało się coraz trudniejsze. A było to jeszcze zanim cała dzielnica Altruizmu wyleciała w powietrze.
Godzinę później Amar każe trzeciej grupie odłożyć pistolety i przygotować się do biegu. Wszyscy z mojej grupy zaczynają więc coś robić w tym samym momencie, rozchodzą się w różnych kierunkach. Zawieszam się na kilka sekund, a kiedy się budzę muszę przecisnąć się przez tłum wchodzących na strzelnicę ludzi, żeby dogonić przyjaciółkę.
- Co się dzieje? - pytam i powstrzymuję chęć przytrzymania się jej łokcia. Nie chcę wyglądać na zagubioną.
- Idziemy biegać. - Wzrusza ramionami. - Ubierz kurtkę i weź nóż. Spodoba ci się.
- Kurtkę? - powtarzam. - To znaczy, że wyjdziemy na zewnątrz?
Christina uśmiecha się szeroko i puszcza mi oczko. Odruchowo robię to samo na myśl o litrach świeżego powietrza, którymi już za chwilę napełnię płuca.
Oddaję pistolet do magazynu, wciskam nóż za specjalny pasek, który dostałam razem z całym wyposażeniem, zmieniam zwykłe, wytarte trampki wysokie, skórzane buty (które pierwotnie należały do jakiejś Nieustraszonej, ale mamy ich zbyt mało, by każdy mógł mieć swoją parę, więc mamy prawo nosić je tylko kiedy wychodzimy na zewnątrz) i ubieram dżinsową kurtkę. Ubrania są dla mnie za ciężkie, kurtka ma za długie rękawy, ale tutaj to nie działa w ten sposób. Kiedy oddałam swoją szarą koszulę i sweter do prania, dostałam w zamian żółtą koszulę Serdeczności. Pod ziemią frakcje nie istnieją.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanficDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...