Maraton, część 1/3
Nie wiem, jak długo siedzimy, po prostu tuląc się do siebie. Zapominam o wszystkim. Jestem szczęśliwa i nic innego nie ma znaczenia. Próbuję sobie uświadomić, że teraz już wszystko będzie dobrze. Że ja i Tobias jesteśmy razem i nic nas nie rozdzieli. Że możemy zapomnieć o kłótniach i polityce. Być po prostu chłopakiem i dziewczyną, którzy się...
Nie. Nie powiedział, że mnie kocha. Ale teraz wcale tego od niego nie wymagam.
- No dobra... - Tobias w końcu odsuwa się ode mnie. Czuję przyjemne łaskotanie w brzuchu, kiedy przesuwa dłonią po moim udzie. Uśmiecha się. - Skoro już sytuacja stała się bardziej klarowna, ponowię moje pytanie sprzed... kilku miesięcy.
Unoszę brwi, czekając na ciąg dalszy.
- Zostaniesz?
Wzruszam ramionami.
- To zależy. Jeśli pytasz, czy zostanę z tobą, odpowiedź może być inna, niż gdyby była to jakaś upośledzona forma oświadczyn...
- Niee - śmieje się. - Pytam, czy zostaniesz na noc. - Kiedy nie odpowiadam przez pierwsze kilka sekund, dodaje szybko - To znaczy, khym, jeśli chcesz. Jeśli uważasz, że to, sam nie wiem, nie wypada, albo...
- Nie, nie - zapewniam go szybko i delikatnie dotykam jego ramienia. Nagle wydaje mi się być o wiele bardziej rzeczywisty niż jeszcze parę godzin, czy nawet minut temu. - Chcę zostać.
Tobias uśmiecha się lekko, a potem wplata palce w moje włosy i znów mnie całuje. Zamykam oczy, z każdą sekundą jestem równocześnie spokojniejsza i bardziej podekscytowana. Pochylam się do tyłu i po chwili oboje leżymy na materacu, dalej się całując. Pod plecami czuję wystającą sprężynę, ale nie przejmuję się tym. Łóżko Tobiasa wciąż jest wygodniejsze od polowych we wspólnej sypialni.
Nie chcę, żeby to zabrnęło za daleko, ale kiedy Tobias muska palcami nagą skórę na moim brzuchu, odpowiadam tym samym i powoli, niepewnie, wsuwam dłonie pod jego koszulkę. Mam zamknięte oczy, pozwalam ponieść się chwili... Do momentu, gdy wyczuwam podłużne zgrubienia na jego skórze.- Tobias - odzywam się, ale on już mnie nie całuje. Przestał w chwili, gdy dotknęłam blizny. - Co to jest?
- Nic - odpowiada szybko, ale odsuwa się ode mnie.
- Tob... - zaczynam ostro, ale mi przerywa.
- Poważnie, Beatrice. To nic takiego.
Przez kilka sekund wpatruję się w niego intensywnie, a on patrzy na mnie, jakby miał nadzieję, że odpuszczę, ale nie zamierzam tego robić. Nie ma już Eliminacji, nie ma innych kandydatek, z którymi musiałabym się nim dzielić. To oznacza, że jesteśmy normalną parą, co wiele spraw ułatwia, ale też kilka komplikuje. Jeśli chce być ze mną, musi to zrobić na tych samych zasadach, na których wszyscy inni faceci są z wszystkimi innymi dziewczynami. Musi mi ufać.
- To nie będzie przyjemny widok - ostrzega, po czym podnosi się do pozycji siedzącej i jednym, płynnym ruchem zdejmuje koszulkę.
- Oh. - Nie potrafię powiedzieć nic więcej. Przez całą szerokość pleców Tobiasa ciągną się podłużne blizny, jakby ktoś wielokrotnie uderzył go biczem. Niektóre są bledsze, wyraźnie stare, ale inne nakładają się na nie i muszą być świeższe, a pod nimi rozciąga się tatuaż, biegnący od karku, niemal do samych spodni.
- Skąd... Skąd to masz? - pytam, z trudem powstrzymując płacz. To nie jest efekt jednorazowego wypadku. Ktoś zadbał o to, by Tobias odczuwał ból zadawanych ciosów.
Wyciągam rękę i delikatnie wodzę palcami po tatuażu. Czarne symbole są zniszczone przez blizny, ale i tak potrafię je rozpoznać, rozpoznałabym je wszędzie. Na karku wiją się płomienie Nieustraszoności, niżej splatają się dłonie Altruizmu, później jest waga Prawości, oko Erudycji i drzewo Serdeczności. Nie sądzę, żeby kolejność była przypadkowa - jest dokładnie przeciwna do tej na początku każdego Biuletynu, gdy na ekranie pojawiały się symbole.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...