W ciemnościach czas płynął wolniej. Tym bardziej nie wiem, po jakim czasie dotarło do mnie to, co się stało. Zabrali Tobiasa. Miles nie żyje.
Zabrali go.
W którymś momencie próbowałam ustalić, ile czasu mogło minąć, ale szybko odkryłam, że to totalnie bezsensowne. Na dobrą sprawę może być dowolny dzień, nie mówiąc o godzinie. Trudno powiedzieć, jak długo byliśmy nieprzytomni.
- Okej... - głos Zekego dobiega gdzieś z prawej. - Oficjalnie przestałem czuć ręce.
Gdybym mogła go widzieć, rzuciłabym mu karcące spojrzenie.
- Pedrad! - Wyczuwam ruch Nity. Chyba go kopnęła.
- No co? Ktoś musiał przerwać ciszę! Gdzie jest Scott?
- Obok ciebie - odzywa się chłopak. Mimo że nie jest mi szczególnie bliski, na dźwięk jego słabego tonu czuję, że coś we mnie pęka.
- Jak się trzymasz? - pyta delikatnie Zeke. Słyszę brzęknięcie. Scott musiał wzruszyć ramionami.
- A jak ma się trzymać? - odzywam się. Dociera do mnie, że nie tylko głosy pozostałych brzmią dziwnie - mój ton też nie wydaje się naturalny, nawet w mojej własnej głowie. - Czy ty w ogóle myślisz, zanim się odezwiesz, przynajmniej czasami?
Nic na to nie odpowiada.
- W porządku - mówi Scott. - Nic się nie stało, miło, że spytałeś.
Znów następuje długa chwila ciszy. Gdyby nie to, jak bardzo się boję... Chociaż "boję" to złe słowo. Jestem przerażona. Więc - gdybym nie była przerażona, pewnie spróbowałabym zasnąć. Zamiast tego czuję, że zaraz zwariuję z powodu nagłej utraty najważniejszego zmysłu, strach o Tobiasa, Caleba, reszty drużyny i mnie samą.
- Wiem, że wszyscy się boicie - odzywa się nagle mój brat, jakby czytał mi w myślach. - Ale wyjdziemy z tego. Nasz powrót do Kwatery trochę się opóźni, ale... wrócimy do domu, jasne?
Poza tym, że nikt mu nie odpowiada, w celi rozlega się markotne "Tia...". Rozglądam się w poszukiwaniu źródła dźwięku. Oczywiście nie dostrzegam niczego.
- Co jest, Scott? - pyta Uriah. Czuję, że chłopak zaczyna się nerwowo wiercić.
- Wiecie... Jest taka sprawa... O której miałem powiedzieć Milesowi, ale chyba przegapiłem moment... Nie chciałem z wami wracać.
- Co?! - wyrywa mi się w tej samej chwili, w której robią to wszyscy albo przynajmniej prawie wszyscy pozostali. Przesuwam się kilka centymetrów w lewo, żeby odrobinę rozluźnić zesztywniałe mięśnie - nie chcę o tym myśleć nawet sama przed sobą, nie mówiąc o wypowiedzeniu czegoś takiego na głos, ale po zabraniu Milesa w celi zrobiło się znacznie więcej miejsca.
- Pierniczysz - stwierdza młodszy z Pedradów.
- Jak się zamkniesz, to może nam powie, o co chodzi - mówi Nita, ale po tym następuje parę sekund ciszy. - Lub nie.
- Chodzi o to, że... Pamiętacie Alllison, nie?
Ktoś wzdycha ze zrozumieniem. Łańcuchy znów brzęczą, chyba Scott kiwa głową.
- Właśnie. W Chicago właściwie nic mnie nie trzyma... ale w to się nie zagłębiajmy. Po prostu miałem lepszy powód, żeby zostać, niż wyjeżdżać, ale... teraz... to chyba niemożliwe, nie?
Nikt nie odpowiada, co chyba uznaje za dostateczną odpowiedź.
~~*~~
W końcu zasypiam. Nie chciałam tego robić, ale moje ciało domagało się snu, brak światła okazał się być zaskakująco męczący. Budzi mnie skrzypnięcie drzwi, gwałtownie otwieram oczy i po raz kolejny oślepia mnie ostre światło jarzeniówek. Wykorzystuję okazję, by spojrzeć po pozostałych - są bladzi, zmęczeni, zdenerwowani, a niektórzy także wkurzeni. Dłonie wszystkich mają bardzo niezdrowy odcień. Moje muszą wyglądać tak samo, ale ja też przestałam czuć ręce, od czubków palców aż do ramion.
- Witam wszystkich - odzywa się ten sam żołnierz, który zastrzelił Milesa. Staje pośrodku celi ze skrzyżowanymi rękami, a przez drzwi wchodzi następny mężczyzna, trzymający nadal skutego Tobiasa. Odruchowo próbuję zasłonić usta dłonią.
Jego twarz wygląda okropnie. Na policzku, brwi i wardze ma krwawe rozcięcia, jedno oko podbite, a na czole, tuż pod włosami, widnieje paskudna rana, wolę się nawet nie zastanawiać, czym została zadana. Nikt się nie odzywa, kiedy Tobias znów zostaje przykuty do ściany.
- Trzymajcie się ciepło - rzuca jeszcze żołnierz, po czym wychodzi i zatrzaskuje drzwi, jednak tym razem światło nie gaśnie. Kiedy tylko rozlega się trzask zamka, pochylam się maksymalnie do przodu.
- Tobias! - wołam, spoglądając na niego. Nie jest to może szczególnie wygodna pozycja, ale przynajmniej mogę zobaczyć jego i Caleba. Kątem oka widzę też czubek głowy Petera. - Co oni ci zrobili? Jak się czujesz?
Kącik jego ust drga lekko.
- To na pewno wygląda dużo gorzej, niż jest w rzeczywistości - zapewnia mnie. - Czuję się całkiem nieźle. Co się działo z wami?
- Nic ciekawego - zapewnia go Caleb, patrząc na niego z troską. - Cholera, jakich informacji broniłeś?
- I dlaczego walczyłeś twarzą? - dodaje Zeke, po czym sam parska nerwowym śmiechem.
Tobias kręci głową, ale uśmiecha się lekko, co odrobinę podnosi mnie na duchu, mimo że słowa, które wypowiada po chwili, wcale nie są pocieszające.
- Żadnych. Nikt nie zadał mi ani jednego pytania. - Rozgląda się po wszystkich. - Ale spokojnie, wyjdziemy stąd. Nie wiem jeszcze jak, ale coś wymyślę.
Czuję ukłucie w piersi. On coś wymyśli. Nie my coś wymyślimy. Dobija mnie, że choć wszyscy znaleźliśmy się w ciężkiej sytuacji, on dodatkowo czuje się odpowiedzialny za nas i pewnie za to wszystko, a poza tym zostawił rewolucję w rękach Erica i pewnie nie zamierzał tracić z nim kontaktu.
- Mam pytanie - odzywa się Clark. Siedzący obok niej Bellamy jest dziwnie milczący, przynajmniej jak na niego. Wydaje mi się, że odkąd nas zamknięto nie powiedział absolunie nic. - Może się wydać trochę głupie, ale, Tobias... Nie wiesz może, która jest godzina?
Teraz to ja zaczynam się śmiać, ale nie jestem w tym osamotniona. Peter, Zeke, Uriah, Tobias i nawet sama Clark, też parskają śmiechem. Rozbawiony brunet kręci głową.
- To nie jest wcale głupie pytanie, domyślam się, że w tej celi można dostać na łeb. Jest wieczór, chyba coś między siódmą a ósmą, ale nie wiem dokładnie.
Następuje zbiorowe potakiwanie.
- Widziałeś coś? - pytam, więc Tobias na mnie spogląda. Teraz żałuję, że nie siedzimy bliżej siebie. Żałuję, że nie mogę odebrać jego bólu, przejąć go na siebie.
Chłopak przez chwilę przygląda się mojej twarzy, zanim kręci głową.
- Nic szczególnego. W Agencji nikogo nie ma, a w każdym razie nie na wolności. Wygląda na to, że przejęli cały ośrodek.
- Kim oni są? - odzywa się Uriah, a wtedy, o dziwo, odpowiada mu Scott.
- Mam pewną teorię - przyznaje, wpatrując się w swoje buty. - Allison mówiła, że po wojnie na peryferiach powstało wiele grup przestępczych. Ich stosunek do Agencji jest... powiedzmy, że mało przyjacielski.
Na dźwięk ponownie otwierających się drzwi, podskakuję zaskoczona. Tym razem przychodzi cała grupa żołnierzy, ale żaden z nich nie jest tym, który wyprowadził Tobiasa. To mnie odrobinę uspokaja, ale wciąż nie mogę zapomnieć głowy Milesa, bezwładnie opadającej na moje ramię. Wciąż mam jego krew na koszuli.
Jeden z mężczyzn - wysoki, ciemnoskóry, o bardzo krótkich włosach - zatrzymuje się w drzwiach celi.
- Pójdziecie z nami - oznajmia.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...