Nawet nie zorientowałam się kiedy ludzie, których znałam całe życie, zaczęli się przygotowywać do wojny. Wszyscy, łącznie ze mną.
- Która godzina? - pyta mama, otwierając szafkę pod zlewem. Spoglądam na zegarek.
- Za kwadrans siódma.
- Dobrze. Idź po rzeczy.
Posłusznie kiwam głową i bez wahania ruszam po schodach do swojego pokoju. Taty nie ma, ponieważ przywódcy naszej frakcji mają dzisiaj spotkanie i wszyscy dostali pozwolenie na przebywanie poza domami o godzinę dłużej. Otwieram drzwi do sypialni i od razu zaczynam wyciągać z szafy opakowania z jedzeniem i ubraniami. Początkowo wydawało mi się, że stan wojenny będzie chwilową anomalią, czymś dziwnym, co szybko zniknie. Tak się jednak nie stało, a po pierwszym tygodniu jedzenie i ubrania zaczęły uchodzić za towary luksusowe - chociaż to nie przeszkadza mi aż tak bardzo, jak praktycznie całkowity brak komunikacji w mieście, bo już wcześniej nie żyłam w luksusach (pobyt w pałacu rzecz jasna się nie liczy), ale z Calebem zawsze mogłam się skontaktować, chociażby listem; a nagle zostałam pozbawiona także tego. Minął już dobry miesiąc i nie zapowiadało się, żeby cokolwiek miało się zmienić.
Pakuję paczki do dwóch materiałowych toreb, po czym szybko schodzę na dół. Patrol przejdzie pod naszym domem dokładnie dziesięć po siódmej, a kolejny półtorej godziny później, więc nie mamy dużo czasu.
- Gotowa? - Mama stoi przy oknie i ze spokojem wypatruje żołnierzy. Podziwiam ją za to, bo sama jestem przerażona każdą akcją, ale równocześnie cieszę się, że pozwala mi brać w tym udział. To nadaje mi nowy sens, sprawia, że czuję się częścią czegoś większego.
Kiwam głową. Przez chwilę nic się nie dzieje, w ciszy ustawiam wszystkie torby wzdłuż ściany. Staram się panować nad drżącymi rękami, kiedy słyszę kroki na ulicy. Za każdym razem wychodzi mi to coraz lepiej, ale nadal nie robię tego zbyt pewnie. Mama powtarza, że takie rzeczy wymagają wprawy, ale ja czuję po prostu złość na samą siebie, bo nie jestem tak odważna, jak powinnam.
- Poszli - oznajmia kobieta i bez dalszych wstępów podnosi dwie torby i plecak. Biorę taki sam komplet i razem wychodzimy przed dom. Powietrze na zewnątrz wciąż jest ciężkie i ciepłe, ale nie już tak upalne, jak jeszcze dwie godziny temu, ale czego można się spodziewać w lipcu?
Idę kilka kroków za mamą, skręcamy w wąską przerwę między domami, po czym szybko pokonujemy następną ulicę i zatrzymujemy się przy jednym z opuszczonych domów - najbliższym jak to tylko możliwe. Rozglądam się dookoła, jednak nikt nas nie obserwuje, z wyjątkiem Roberta, który widzi nas z okna w swojej sypialni. Unosi do góry rękę na znak, że możemy być spokojne.
Tak naprawdę nie cieszyłam się ze spotkania z nim tak bardzo, jak się spodziewałam. Lubiłam go, ale nie trzymałabym się z nim, gdyby nie Susan i Caleb. Teraz, kiedy oboje byli w pałacu, tak właśnie było, ale poza rodzicami to on wspierał mnie najbardziej, kiedy ostatecznie nie zaliczyłam roku. Chociaż w obecnej sytuacji to już chyba nie miało większego znaczenia.
- Pośpieszmy się - rzuca mama, wrzucając torby przez okno do pustego pokoju. Zdenerwowana przytupuję nogą, czekając aż sama znajdzie się w środku, po czym sama mogę zrobić to samo. Przerzucam nogę nad parapetem, a kiedy wchodzę do środka opuszczam okno, ale nie zamykam go do końca, na wypadek gdyby ktoś jeszcze zamierzał korzystać dzisiaj z tej drogi.
- Masz wszystko? - upewniam się, poprawiając włosy.
- Tak, możemy iść.
Przechodzimy przez pokój, a potem wychodzimy przez drzwi na tyłach domu. Nigdy wcześniej nie przyszło mi do głowy, że tuż obok mnie może być coś tak niesamowitego jak to miejsce. Rzecz jasna nie chodzi mi o samo podwórko, na którym kiedyś znajdowały się same kontenery na śmieci, ale teraz usunięto także to, ale o ścieżce, którą opracowali Niezgodni. Wchodzimy do długiej kamienicy, w której jest bardzo ciemno z powodu braku okien po zachodniej stronie, ale nie wyciągam latarki, dopóki nie stajemy na szczycie schodów prowadzących po piwnicy. Kiedy spoglądam w ciemny tunel, czuję dreszcze na plecach.
CZYTASZ
Because I had You ✔
FanfictionDla Beatrice Prior Eliminacje dobiegły końca, ale dla Tobiasa Eatona gra toczy się dalej, chociaż od początku jest na straconej pozycji - w chwili, gdy do pałacu przyjechało dwadzieścia pięć dziewczyn, jego los został przypieczętowany, bo tego chcie...