Rozdział 13 B

1.4K 68 18
                                    

Jedziemy kilka godzin. Nasze plecaki - wypełnione jedzeniem i amunicją - leżały wciśnięte pod fotele, ale kiedy zaczęły się stamtąd wysuwać przy każdym zakręcie, w końcu przestaliśmy zwracać na to uwagę i pozwalamy im latać po podłodze.

- Wszamałbym coś - odzywa się Uriah, obserwując, jak jego plecak zderza się z moim.

- Nie marudź. - Peter przewraca oczami. - Zeke, daleko jeszcze?

- Trudno powiedzieć - przyznaje chłopak. W miarę, jak pokonujemy kolejne kilometry, atmosfera ogólnego podniecenia zanika, a wśród drużyny można wyczuć znużenie; jedziemy, jedziemy i jedziemy, i nic się nie dzieje. 

- Wszamałbym coś - powtarza Uriah. 

Już jakiś czas temu minęliśmy przewrócony autobus, a potem ruszyliśmy prosto w stronę świateł, które widzieliśmy wczoraj wieczorem. Staram się być cały czas przytomna, ale atmosfera bezczynności i ogólne zmęczenie sprawia, że w końcu przysypiam, z głową opartą na ramieniu Caleba.

Bujam się między snem a jawą, myśląc o tym, co dzieje się teraz w Chicago, o dzielnicy Altruistów, której już nigdy nie zobaczę, o rodzicach, którzy pewnie się o nas martwią, chociaż obiecaliśmy na siebie uważać... o Tobiasie, którego wolałabym nie zostawiać... Nie wiem, ile trwa moja drzemka, ale w kiedy znów dociera do mnie jakikolwiek sygnał z zewnątrz, w postaci głosu mojego brata, za oknami jest już prawie ciemno.

- Beatrice - mówi delikatnie, a ja z trudem otwieram sklejone powieki.

- Hm? 

- Mamy przerwę. Chcesz na chwilę wyjść?

Przytakuję, chociaż najchętniej spałabym dalej, ale to raczej nie jest najlepszy pomysł. 

- Która godzina? - pytam.

- Dochodzi ósma - odpowiada Peter. - Zeke powiedział, żebyśmy coś zjedli i rozprostowali nogi, a on poszuka jakiegoś miejsca do kimania, żebyśmy nie musieli spać w aucie. 

Wychodzę na zewnątrz, moją twarz owiewa przyjemny, ciepły wiatr, który od razu mnie rozbudza. Całą grupą siadamy na ziemi obok Złomka, brakuje tylko Zekego i Uriaha. Otwieram swój plecak i wyjmuję z niego butelkę wody i kanapkę. Poza tym mamy też konserwy i jabłka, ale je lepiej zostawić na później.

- Muszę przyznać, że ta misja jest dość dziwna - odzywa się Miler, ale chyba robi to tylko po to, by jakoś przerwać ciszę między nami. - Ale w sumie cieszę się, że ją na nas wysłali.

- Ja też. - Nita przytakuje. - Może uda nam się zostawić cię w jakiejś puszczy.

Chłopak patrzy na nią z ukosa, ale po chwili uśmiecha się i kręci głową.

- A więc dotrwałaś do Elity ze względu na urok osobisty?

- Nie. To akurat Beatrice.

Wszyscy zerkają na mnie, a ja mam ochotę zapaść się pod ziemię.

- Wal się - odpowiadam tylko, na co Caleb parska śmiechem, ale po chwili obrywa od Petera kawałkiem chleba i wtedy odwraca się do niego z mordem w oczach.

- To z tym porzuceniem w puszczy to nie jest taki zły plan - mówi Bellamy, bawiąc się włosami Clarke. - Mogliśmy zabrać Murphy'ego.

- Możemy jeszcze po niego wrócić - sugeruje blondynka.

- Nie znam gościa, ale podoba mi się ta koncepcja - przyznaje Peter. 

Kończę swoją kanapkę i strzepuję okruszki ze spodni, kiedy nagle odzywa się Scott.

Because I had You ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz