– A gdzie reszta? – spytał zaskoczony, kiedy już dotarł na miejsce.
– Dyrektor nie ma czasu, a Remus postanowił odwiedzić rodziców – odparła. – Wygląda na to, że jesteśmy tu sami.
– Lupin pojechał do domu? – zdziwił się. – Wydawało mi się, że nie chciał tego robić.
– Doszedł do wniosku, że jeszcze przed wakacjami chciałby oswoić się z myślą o tym, że żyją.
– W przyszłości jego rodzice już nie żyli? – upewnił się.
– Tak, dlatego tak nim wstrząsnęło, gdy mu uświadomiłam, że teraz ma szansę się z nimi spotkać.
– Każdym by to chyba wstrząsnęło – stwierdził Severus i zawahał się nim zadał jej kolejne pytanie: – A ty... nie masz żadnej rodziny?
– Nie mam nikogo – odpowiedziała mu mrużąc podejrzliwie oczy. – Czemu pytasz?
– Chciałbym się czegoś więcej o tobie dowiedzieć – wyznał. – I usłyszeć o tym od ciebie, a nie przeczytać w książkach.
– Rozumiem – kiwnęła głową i rozsiadła się wygodniej w fotelu. – Pytaj o co chcesz.
– Naprawdę nie masz nikogo? Żadnego rodzeństwa, rodziców, kuzynów?
– Mam brata bliźniaka – powiedziała po chwili. – Ma na imię Frejr, ale nie jesteśmy ze sobą blisko. Moi rodzice... prawie ich nie pamiętam. Nie wiem nawet, czy jeszcze żyją.
– Nie utrzymujecie kontaktów?
– Każe z nas żyje oddzielnie. Zawsze tak było.
– Nawet jak byłaś małym dzieckiem?
– Wiesz, ja nawet nie jestem pewna, czy kiedykolwiek byłam dzieckiem – Freya skrzywiła się lekko.
– Czy... czy to możliwe, że nie byłaś? – chłopak był tak przejęty, że nawet nie zauważył, że Freya wstała i podeszła do kominka.
– Nie wiem... Czasem myślę, że... któregoś dnia po prostu zaczęłam istnieć – powiedziała bardzo cicho. – Nie pamiętam...
– Przepraszam, nie powinienem... – podszedł do niej i położył jej dłonie na ramionach.
– Nic się nie stało – uśmiechnęła się do niego. – Pewnie ciężko ci to zrozumieć, ale dla mnie... dla takich jak ja, to coś normalnego.
– I nigdy nie miałaś nikogo...
– Już wiem, o co chcesz spytać – stwierdziła nagle i odsunęła się od niego. – Ta książka, która leżała na twojej szafce nocnej... Czytałeś ją?
– Zacząłem – przyznał.
– Sev, w Asgardzie nie ma już nikogo, za kim mogłabym tęsknić – wyjaśniła mu ze złością. – Ale tak. Kiedyś miałam męża i dwie córki. Jednak oni... już nie żyją.
– Nie musisz...
– Chcę, żebyś miał jasność. Od był moim mężem, ale nigdy go nie kochałam. I nawet gdyby żył, to bym za nim nie tęskniła. Co innego moje córki... – urwała, a w jej oczach zabłysły łzy. – Hnoss i Gersimi... za nimi zdarza mi się tęsknić.
– Co się z nimi stało? – spytał chłopak, chociaż obiecywał sobie, że nie będzie się więcej odzywał.
– Zginęły tak, jak zawsze chciały – powiedziała z goryczą pomieszaną z dumą. – To były prawdziwe wojowniczki. Odkąd dorosły, brały udział w każdej wojnie, w każdym ze znanych nam światów. Ale poległy tu, na Ziemi... podczas Drugiej Wojny Światowej.
– Przykro mi – wyszeptał poruszony Severus.
– Pogodziłam się z tym... – stwierdziła. – Tego pragnęły... Walczyć ramię w ramię ze śmiertelnikami i jeśli zajdzie taka potrzeba, to umrzeć razem z nimi.
– Nie jestem pewien, czy potrafię to zrozumieć – powiedział Severus i opuścił ręce.
– Ja czasem też nie jestem pewna – wyznała i chwyciła jego dłoń. – Czuję się, jakbym miała rozdwojenie jaźni. Tamto życie... wydaje mi się takie odległe, jakby minęły wieki, a nie miesiące.
– Musi być ci z tym ciężko.
– Radzę sobie – uśmiechnęła się nieznacznie i mocniej ścisnęła jego rękę. – Lubię swoje nowe życie. Chcesz jeszcze o coś spytać?
– Nie, chyba i tak dowiedziałem się więcej, niż chciałem.
– To bierzemy się do pracy – zarządziła, wyraźnie zadowolona z tego, że nie będzie musiała więcej o sobie opowiadać.
Snape zgodził się z nią i wziął do ręki pierwszy z archiwalnych spisów ludności, które zamierzali przejrzeć w poszukiwaniu rodziny Gauntów. Próbował czytać, ale myślami cały czas wracał do tego, co mu powiedziała. Nie potrafił sobie wyobrazić, jak musiała się czuć żyjąc wśród zwykłych ludzi. Była kimś, do kogo tacy jak on, modlili się w chwilach słabości. Teraz rozumiał, czemu uważała, że została zesłana na Ziemię, na której utknęła wbrew własnej woli. Dla niej musiała to być kara. Chociaż już nie raz wspominała mu, że podoba jej się ta szansa, którą dostała od losu, to on tak do końca w to nie wierzył.
Freya także miała problem ze skupieniem się na tym, co czytała. Zastanawiała się, czy gdyby mogła, to czy cofnęła by się w czasie do dnia, w którym zginęły jej córki. Pewnie dziewczyny nie byłyby z tego zadowolone. Nigdy jej o tym nie mówiły, ale dobrze wiedziała, że chodziło wtedy o coś więcej niż udział w kolejnej wojnie.
Zerknęła na Severusa i posmutniała. Czy ona umiałaby zdobyć się na podobne poświęcenie dla tego chłopaka? Nie potrafiła odpowiedzieć sobie na to pytanie. Hnoss i Gersimi były zawsze bardziej zdecydowane niż ona. W tym jednym względzie były bardziej podobne do ojca. I zawsze lubiły wtrącać się w sprawy śmiertelników. Freya zwykle tego nie robiła, o ile ktoś wyraźnie o to nie prosił. Jedynie podczas przesilenia letniego pojawiła się na Ziemi z własnej woli i roztaczała swój czar.
– Masz coś? – spytała po jakiejś godzinie bezowocnych poszukiwań.
– Niestety nie – odparł. – Wygląda na to, że ta rodzina nie istnieje.
– Dlatego musimy szukać dalej – stwierdziła, ale wcale nie wyglądała na zadowoloną. – Może we wcześniejszych archiwach coś o nich będzie.
– Za to możemy założyć, że w późniejszych już nie – ucieszył się chłopak. – To nam oszczędzi sporo czasu.
– Zawsze to jakaś korzyść – zgodziła się z nim. – Ale myślę, że na dzisiaj wystarczy. Mam dość siedzenia nad książkami, wolałabym się trochę poruszać.
– Co proponujesz?
– Może przejdźmy się gdzieś?
– A może... może trochę polatamy?
– Na miotle?
– No a jak inaczej?
– Kiedyś ci pokażę jak – roześmiała się na widok jego głupiej miny. – Ale na miotle nigdy nie latałam, więc chętnie spróbuję.
– To chodźmy – Severus poderwał się z fotela i podał jej rękę.
Wyszli z zamku na zalane słońcem błonia. Było jeszcze dość chłodno, jak to bywa w kwietniu, ale nie chciało im się wracać do środka po kurtki. Wspólnie doszli do wniosku, że rozgrzeją się, jak się trochę poruszają.
Severus wybrał dwie miotły spośród tych, które były powszechnie dostępne dla uczniów i wytłumaczył Freyi, co powinna zrobić, żeby unieść się w powietrze. Po czym zademonstrował jej to, a ona szybko poszła w jego ślady.
Wrażenie było niesamowite. Zaskoczona dziewczyna odkryła, że to zupełnie inny rodzaj doznań, w porównaniu do jej sposobu latania. Jako sokół mogła robić w powietrzu co chciała, a na miotle musiała się bardziej pilnować, żeby w ogóle się na niej utrzymać. Jednak podobało jej się to, że mogła patrzeć na świat z góry, swoimi własnymi oczami, nawet jeśli nie była w stanie dostrzec tak wielu szczegółów, co jej ulubiony ptak.
Wiatr mocno chłodził jej ciało, rozwiewał jej włosy i drapał ją w gardle, kiedy śmiejąc się radośnie, robiła coraz szybsze kółka na boisku do Quidditcha.Snape trzymał się blisko niej, żeby w razie czego móc ją złapać, bo był prawie pewien, że Freya w końcu zleci z miotły. To był jej pierwszy lot, a ona zamiast spokojnie poznać możliwości miotły, co chwila ryzykowała własnym życiem.
– Zaraz spadniesz! – zawołał do niej, kiedy próbowała zawisnąć na miotle do góry nogami.
– Nie przesadzaj – odkrzyknęła w odpowiedzi, ale poniechała dalszych prób obrócenia się na miotle.
– Jeśli się na chwilę zatrzymasz, to pokażę ci, jak to się robi – zaproponował chłopak.
Freya była naprawdę ciekawa tego, co mógł jej pokazać, więc posłusznie wyhamowała i zawisła nieruchomo nad ziemią.
A Severus odetchnął z ulgą. I rozpędził się, żeby następnie wzlecieć bardzo wysoko w górę. Kiedy już osiągnął pułap, na którym ręce zaczęły mu grabieć z zimna, zanurkował, żeby wyhamować dopiero kilka stóp nad murawą boiska. Po tym pokazie dostrzegł błysk zachwytu w jej oczach i wreszcie pojął, jak czuje się James Potter po każdym wygranym meczu. Podleciał bliżej niej, oderwał ręce od trzonka i nagle stanął na miotle, a kiedy po chwili zachwiał się, jakby miał z niej spaść, okazało się, że tylko się popisywał. Zeskoczył z miotły w powietrzu, ale nie spadł, tylko zawisł pod nią trzymając się trzonka rękami.
Freya sama już nie wiedziała, co ma mu powiedzieć. Była zachwycona jego swobodą, ale też przerażona, bo Snape na miotle był nieobliczalny. Nie wiedziała, co jeszcze strzeli mu do głowy, więc podleciała do niego.
– Chyba już wystarczy – krzyknęła. – Nie musisz mi udowadniać, że latasz lepiej ode mnie.
– Niczego ci nie udowadniam – roześmiał się.
– I w ogóle się nie popisujesz – przewróciła oczami.
– Tego nie powiedziałem – zeskoczył na ziemię i pomógł jej zsiąść z miotły. – I jak wrażenia?
– To było niesamowite – uśmiechnęła się do niego. – Za to nie miałam pojęcia, że ty potrafisz tak latać!
– Bo nikt o tym nie wie – wyznał chłopak. – Nie chwalę się wszystkim swoimi umiejętnościami.
– To czemu pochwaliłeś się przede mną?
– Domyśl się – szepnął i pocałował ją krótko.
CZYTASZ
Severus Snape || Piaski Czasu
FanfictionDruga Wojna Czarodziejów. Wielka Sala Hogwartu. Remus Lupin ginie pokonany w pojedynku z Dołohowem. Ale po śmierci nie dane mu jest odpocząć. Bogowie, których nie zna i w których nie wierzy, podejmują decyzję, żeby zwrócić mu życie i cofnąć jego dus...