Stanęli przed budynkiem, który przez ostatnie lata nie zmienił się w ogóle. A jeśli już, to zdecydowanie na gorsze. Nadal był szary, ponury i odpychający. I wciąż towarzyszyła mu przejmująca aura smutku.
Fasada sierocińca już dawno prosiła się o świeżą farbę, okna należało wymienić, podobnie jak drzwi, bramę, płot i pewnie wszystkie sprzęty znajdujące się wewnątrz. Oboje zdawali sobie sprawę z tego, jak dużo pracy, czasu i pieniędzy trzeba poświęcić, żeby to miejsce stało się prawdziwym domem dla osieroconych dzieci.
Severus nie był do końca przekonany do tego pomysłu, ale Freya nie zamierzała rezygnować. Obiecała sobie, że kiedyś tu wróci. Że uwolni to miejsce od piętna, jakie odcisnął na nim młody Tom Riddle. Chciała, by nikt już przez niego nie cierpiał, zwłaszcza niewinne, niczego nieświadome dzieci.
– Należałoby to wszystko wyburzyć – mruknął Severus. – I przenieść sieroty do nowego domu.
– To niczego by nie zmieniło – stwierdziła poruszona bogini. – W tym momencie te dzieci zabrały by ten cały smutek ze sobą i skaziły nim kolejne miejsca.
Gdy to mówiła, jej źrenice rozszerzyły się, całkowicie zakrywając tęczówki. Zupełnie jakby nie patrzyła na budynek sierocińca, tylko gdzieś dalej. Może w przyszłość? Może jeszcze gdzie indziej?
*
Odkąd wróciła nie kryła się już ze swoimi nieco odmiennymi mocami, które nie raz wprawiały go w zakłopotanie. Na początku zarzekała się, że będzie normalnie pracować, ale okazało się, że to nie takie proste. Czarodzieje nie chcieli zatrudnić kogoś, kto nie skończył żadnej szkoły magii, ani nie potrafił czarować w znany im sposób. Nie interesowały ich jej umiejętności, a Freya nie chciała oszukiwać potencjalnych pracodawców i używać fałszywych dokumentów.
Mimo to nie poddała się. Po miesiącu założyła mały sklepik. Sprzedawała w nim różne eliksiry i amulety, zioła, magiczne kamienie i tym podobne gadżety, które miały zapewnić ich właścicielom pomyślność i dobry nastrój. Te na pozór zwyczajne przedmioty nasiąkły jej mocą i naprawdę działały tak, jak obiecywała.Prócz tego prowadziła tam coś, co mugole mogliby nazwać gabinetem psychologicznym, czyli robiła to, do czego została stworzona – pomagała ludziom uporać się z różnego rodzaju problemami emocjonalnymi.
Swoją aurą sprawiała, że odzyskiwali spokój, że lepiej rozumieli swoje uczucia i potrafili o nich rozmawiać. Trafiali do niej nieszczęśliwie zakochani szukając ukojenia. Ratowała małżeństwa, które dotknął kryzys. Służyła pomocą ludziom w żałobie. Nikogo nie interesowało, w jaki sposób to robiła, ale była skuteczna i klientów jej nie brakowało. I całkiem nieźle zarabiała.
Severus podziwiał jej hart ducha i determinację. Przecież nie musiała tego wszystkiego robić. Gdyby tylko chciała, mogłaby korzystać z bogactw, które przez wieki zgromadziła w Asgardzie. Jednak Freya upierała się, że chce żyć jak śmiertelnicy. Tak, jak on. Jednak pomimo tych deklaracji, nie zdecydowała się z nim zamieszkać. Przynajmniej na początku. Twierdziła, że chce się najpierw zaaklimatyzować. Nie uwierzył jej.
Dopiero niedawno zrozumiał, co chciała przed nim ukryć – Freya bardzo starała się nauczyć prostych, codziennych czynności, które zwykłym ludziom przychodziły bez trudu. Na przykład parzyć herbatę, gotować, a nawet sprzątać. Wstydziła się powiedzieć mu o tym, że jest pod tym względem wybrakowana.Gdy tylko się o tym dowiedział, szybko rozwiał wszystkie jej wątpliwości. I w końcu namówił ją, by chociaż spróbowała z nim zamieszkać. Bogini zgodziła się i od kilku dni dzielili niewielkie mieszkanie nad jej sklepikiem.
Przyszłość zaczęła rysować się w różowych barwach, aż nagle kobieta oznajmiła, że ma na Ziemi do załatwienia kilka spraw. Severus spiął się i odruchowo chciał zaprotestować, bo te słowa niebezpiecznie kojarzyły mu się z jej zniknięciem. Gdy jednak wyjaśniła mu, co dokładnie miała na myśli, zgodził się pojechać z nią do sierocińca. I jeszcze raz wejść w rolę, którą kiedyś sam wymyślił.
*
– Gotowy? – spytała Freya, przywołując się do porządku.
– Nie specjalnie, ale jakoś sobie poradzę – odparł, wciąż nieprzekonany.
Bogini uścisnęła lekko jego dłoń i pierwsza przekroczyła bramę prowadzącą do zaniedbanego ogrodu otaczającego sierociniec. Nie kryła swojej aury, chcąc dać wszystkim młodym mieszkańcom tego domu nadzieję na poprawę ich losu. Biło od niej takie ciepło, że nawet Snape w końcu się rozluźnił i zapalił do jej pomysłu. Ruszył za nią i ramię w ramię wkroczyli do sierocińca.
– O Boże! – krzyknęła dyrektorka, dobiegająca sześćdziesiątki Amy Benson. – To niemożliwe! Wy... Przecież wy zginęliście! Było o tym głośno!
Opadła na krzesło i z trudem łapała powietrze, trzymając jednocześnie dłoń w okolicy serca.
Rozpoznała ich od razu, chociaż teraz wydawali się jej trochę starsi niż pięć lat wcześniej, kiedy pokazała im na mapie lokalizację tej przeklętej jaskini. Gdy później usłyszała w wieczornych wiadomościach, że dwójka nastolatków popełniła samobójstwo w tamtej okolicy, nie miała wątpliwości, że chodziło właśnie o nich. Miała przez to okropne wyrzuty sumienia, a teraz... Albo przyszli ją straszyć, albo w końcu ostatecznie zwariowała i miała halucynacje.
Snape zaklął, a Freya dotknęła jej dłoni, żeby ją uspokoić. Nie przewidziała, że kobieta zareaguje tak nerwowo, gdy ich zobaczy. W końcu nie sądziła, że skojarzy młodych samobójców z nią i Severusem. Przez chwilę poczuła się całkowicie bezradna.
– Panno Benson, proszę głęboko oddychać – powiedziała cicho. – To nie nas widziała pani w wiadomościach, to tylko koszmarny zbieg okoliczności.
Kobieta bardzo chciała w to uwierzyć. Zbiegi okoliczności były czymś, z czym mogła dość łatwo się uporać, w przeciwieństwie do halucynacji i choroby psychicznej.
– Byłam pewna, że to chodziło o was – szepnęła. – Myślałam, że to przeklęte miejsce tak na was wpłynęło... Tak, jak kiedyś Riddle wpłynął na nas i...
– On nie żyje – poinformowała ją Freya. – Nigdy już pani nie skrzywdzi.
– Naprawdę? Nie żyje? – spytała cicho, patrząc błagalnie to na nią to na Severusa.
– Widzieliśmy na własne oczy, jak umierał – wtrącił Snape, starając się naśladować spokojny ton głosu Freyi.
– To dobrze... – stwierdziła Amy a w myślach dodała, że jeśli to prawda, to w końcu będzie mogła spać spokojnie.
W tych młodych ludziach było coś takiego, że bez trudu potrafiła im uwierzyć. Nie umiała tego nazwać, ale intuicja podpowiadała jej, że może im ufać. Wezwała do siebie jedną ze starszych dziewcząt i poprosiła, by naszykowała podwieczorek dla trzech osób w jej prywatnym pokoju.
– Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko temu? – zwróciła się do nich z nieśmiałym uśmiechem.
– Oczywiście, że nie – Freya dalej koiła jej lęki. – Zwłaszcza że przyszliśmy do pani z pewną propozycją.
– Propozycją? – spytała kobieta, próbując odgadnąć, co też mogła mieć na myśli ta młoda kobieta o ciepłym spojrzeniu i łagodnym głosie.
Przeszli we trójkę do niewielkiego, przytulnego pokoju, który był prywatną kwaterą pani dyrektor. Na małym stoliku kawowym czekał na nich skromny podwieczorek – ciasteczka z dżemem i dzbanek herbaty. W sierocińcu naprawdę się nie przelewało.
– Pozwoli pani, że przejdę do rzeczy? – spytał Severus, czując się niezbyt komfortowo w miejscu, które emanowało tak przygnębiającą aurą.
– Oczywiście – Amy już odzyskała równowagę i była gotowa ich wysłuchać.
– Kiedy byliśmy tu poprzednim razem zauważyliśmy, że wasz sierociniec boryka się z pewnymi problemami – Snape postanowił mówić wprost. – Sprawdziliśmy, że wiele lat temu straciliście sponsora i nigdy później już żadnego nie udało wam się znaleźć, a dotacje od państwa ledwie wystarczają na zaspokojenie bieżących potrzeb.
– Taka jest sytuacja wielu sierocińców w tym kraju – powiedziała tonem usprawiedliwienia. – Bez prywatnego sponsora moje dzieci nie mogą liczyć na zbyt wiele. Aż tak to widać?
– Niestety – westchnęła Freya. – Ale teraz ma pani nas. Chcemy pomóc... I sprawić, by to miejsce można było nazywać domem.
Powiedzieli jej o tym, jak chcieliby wyremontować budynek i dostosować go do potrzeb dzieci w każdym wieku. Snuli śmiałe wizje, ale dość mętnie tłumaczyli, skąd wezmą na to wszystko fundusze. Freya zamierzała podarować ludzkim dzieciom część swojego majątku, a Severus z Dumbledore’em mieli zadbać o to, by odbyło się to w zgodzie z mugolskim prawem. I w tym przypadku żadne z nich nie miało oporów, by skorzystać z fałszywych dokumentów potwierdzających pochodzenie pieniędzy.
Amy Benson chwilowo i tak nie zawracała sobie głowy takimi szczegółami. Zanim dojdzie do etapu konkretnych ustaleń, będzie musiała poradzić się prawnika, bo w swojej długiej karierze nigdy nie podpisywała żadnej umowy ze sponsorem i nie zamierzała ryzykować, że postępując pochopnie zaszkodzi swoim podopiecznym.W tym momencie wierzyła im na słowo i podrzucała im kolejne pomysły, które mogłyby ułatwić jej dzieciom życie w sierocińcu – budynek to przecież nie wszystko, czego potrzebują. Gdyby prócz godziwych warunków miały jeszcze stały dostęp do psychologa, logopedy czy pielęgniarki to na pewno wszystkim im było by lepiej.
Freya uśmiechnęła się słysząc, że kobieta coraz śmielej włącza się w ich dyskusję. Notowała jej pomysły i postanowiła sprawdzić, jak to wygląda w innych, lepiej dotowanych placówkach. Chciała, żeby ta kobieta i jej dzieci dostali wszystko to, czego potrzebują.
*
– To może nie był taki zły pomysł – stwierdził Severus, gdy już wrócili do mieszkania. – Ale przez chwilę myślałem, że ta kobieta padnie trupem, zanim zdążymy cokolwiek wyjaśnić.
– Powinnam była to przewidzieć, ale tyle się wtedy działo... Nie pomyślałam, że obejrzy wiadomości, skojarzy, że chodziło o nas i przy kolejnej wizycie...
– Planowałaś już wtedy, że wrócisz do tego sierocińca? – przerwał jej zszokowany.
– Tak – przyznała. – Było mi szkoda Amy i tych dzieci... – Urwała i spojrzała na niego uważnie. – Nie mogłam tego tak zostawić.
– Rozumiem – westchnął. – Ale wtedy chyba nie potrafiłbym...
– Być może dlatego wcześniej ci o tym nie mówiłam – wyznała.
– Przemilczałaś tak wiele rzeczy, że już mnie to nawet nie dziwi – wytknął jej. – Ale kiedyś obiecałaś, że po wszystkim opowiesz mi, jak by wyglądała moja przyszłość, gdybyś nie cofnęła się w czasie. Może już czas, żebyś i o tym sobie przypomniała.
– Sev, wiem, co ci obiecałam – szepnęła. – Ale... Jeszcze nie mogę ci nic powiedzieć, poczekaj...
– Na co mam czekać? – znowu jej przerwał.
Freya westchnęła cicho i szybko zerknęła na kalendarz. Odetchnęła z ulgą, podeszła do niego i zadarła głowę.
– Obiecuję, że za tydzień wszystko ci wyjaśnię – powiedziała.
– Dlaczego dopiero za tydzień? – spytał podejrzliwie, ale już bez złości.
– Dowiesz się... za tydzień – uśmiechnęła się.
CZYTASZ
Severus Snape || Piaski Czasu
FanfictionDruga Wojna Czarodziejów. Wielka Sala Hogwartu. Remus Lupin ginie pokonany w pojedynku z Dołohowem. Ale po śmierci nie dane mu jest odpocząć. Bogowie, których nie zna i w których nie wierzy, podejmują decyzję, żeby zwrócić mu życie i cofnąć jego dus...