Nawet nie zauważył, że zamierzała ich teleportować. Zorientował się dopiero, gdy znaleźli się w jakiejś ciemnej, wilgotnej grocie. Rozejrzał się zaskoczony i nagle zrozumiał – byli w banku Gringotta! A właściwie pod nim.
– Mogłaś mnie uprzedzić – zauważył szeptem.
– Mogłam – stwierdziła rozbawiona jego reakcją. – Idziemy?
– A wiesz chociaż, dokąd? – spytał.
– Nie mam pojęcia – odparła beztrosko. – Na pewno jakoś znajdziemy właściwą skrytkę.
– Mówiłaś wcześniej, że mogłabyś poprosić gobliny o pomoc. Czemu tego nie zrobiłaś?
– Przekonałam się niedawno, że magiczne stworzenia nie reagują na mnie tak, jak kiedyś... jakby zapomniały, kto obdarzył je ich zdolnościami. Stwierdziłam, że szkoda mojego czasu, żeby im o tym przypominać.
– Czasami... trochę martwi mnie to, że tak ci się śpieszy – powiedział Severus kilka minut później. – Niby wiem, czemu tak się dzieje, ale mimo wszystko...
– Boisz się, że chcę się od ciebie uwolnić? – spytała domyślnie.
Zatrzymała się i popatrzyła na niego. Wyglądał na zagubionego i młodszego niż był. Pokiwał głową, jakby bał się wypowiedzieć swoje myśli na głos.
– Sev, nie wiem, co powinnam teraz powiedzieć – szepnęła. – Owszem, spieszę się. Dumbledore zdążył już poinformować swoich sojuszników o zbliżającej się bitwie... zostały jeszcze tylko dwa horkruksy, które zamierzam zdobyć dzisiaj... Ale gdyby to było możliwe, to rzuciłabym to wszystko, żeby móc być z tobą.
Nie musiała dodawać, że to nie jest możliwe. To już wiedział, uświadomiła mu to już wcześniej. A może tak naprawdę on dopiero wtedy to pojął? Bo Freya nigdy nie ukrywała, że misja jest dla niej najważniejsza. I że od początku swojego istnienia traktowała swoje boskie obowiązki bardzo poważnie. Tych kilka miesięcy raczej nie było w stanie tego zmienić.
– Myślę, że jesteśmy na miejscu – stwierdziła wskazując na drzwi, przed którymi stali.
– Czemu tak sądzisz? Ten korytarz nie różni się niczym od poprzedniego.
– Ale właśnie w tym miejscu zacząłeś mieć wątpliwości...
Nie mógł temu zaprzeczyć. Podszedł do drzwi, czy może raczej wrót i zamknął oczy. Rzeczywiście od chwili, gdy stanęli w ich pobliżu, zaczął czuć się niepewnie, a w jego głowie pojawiały się same negatywne myśli. Czyżby był aż tak podatny na zamkniętą w tym skarbcu złą, spaczoną wolę Czarnego Pana? Czy to dlatego kiedyś chciał mu służyć?
– Chyba masz rację – powiedział. – Jak chcesz tam wejść?
– Normalnie – uśmiechnęła się.
Podeszła do drzwi i dotknęła ich dłonią. System misternie wykonanych zamków nagle ożył i sam zaczął się otwierać. W końcu drzwi uchyliły się, a oni mogli wejść do środka.
– Dumbledore opowiadał mi, w jaki sposób gobliny otwierają takie skrytki – wyjaśniła mu. – Dlatego pomyślałam, że skoro one tak mogą, to ja tym bardziej.
– Ale i tak obawiam się, że najgorsze jeszcze przed nami – Severus wskazał jej dłonią nieprzebrane bogactwa wypełniające skrytkę Bellatriks Lestrange. – A z tego, co pamiętam, nie powinniśmy niczego dotykać.
Freya zamyśliła się, patrząc na stosy złotych przedmiotów, które piętrzyły się przed nimi. Severus miał rację, nie powinni niczego dotykać. Harry opowiedział jej ze szczegółami swoją przygodę, którą przeżył w tym miejscu. I pokazał jej blizny po oparzeniach, które za nic nie chciały się zagoić. Na szczęście powiedział jej też, gdzie dokładnie leżała czarka, którą zamierzała wykraść.
– Mam pewien pomysł... Przygotuj się, bo będziesz musiał zrobić kopię...
Bez ostrzeżenia zmieniła się w sokoła i wzleciała wysoko ponad górę złota. Teraz łatwiej jej było wypatrzeć niewielki pucharek z wygrawerowanym herbem Helgi Hufflepuff. Chwyciła go w swoje szpony i zawisła przed twarzą Severusa.Chłopak spojrzał na czarkę i machnął różdżką. W jego dłoni pojawiła się idealna kopia horkruksa. Freya skrzydłem wskazała mu miejsce, gdzie wcześniej leżał oryginał. Zrozumiał i wziął potężny zamach...
Kopia wylądowała na stosie, dokładnie tam, gdzie powinna. Sokół zaskrzeczał radośnie i wyfrunął na korytarz, a Severus wyszedł zaraz za nim.
– Mamy to – powiedziała Freya nie kryjąc uśmiechu. – To chyba mogę zamykać?
Nie czekając na odpowiedź, chwyciła za skrzydło drzwi i pociągnęła je w swoją stronę. To wystarczyło, by drzwi zaczęły się same zamykać. Dopilnowała, by zamek porządnie się zatrzasnął i odwróciła się.
Severus chwilę wcześniej wziął do ręki czarkę, którą upuściła jeszcze będąc sokołem i wpatrywał się w nią dzikim, roziskrzonym wzrokiem. Przez chwilę Freya była pewna, że znowu został opętany, ale w końcu Severus odłożył czarkę, otarł pot z czoła i uśmiechnął się.
– Mówiłem, że dam radę z tym walczyć.
– Nigdy w to nie wątpiłam, ale nie spodziewałam się, że potraktujesz to aż tak dosłownie.
– Chciałem mieć to za sobą – wyznał. – Gdyby coś takiego przytrafiło mi się w trakcie bitwy...
Oboje wiedzieli, że wtedy musiałby go przywołać do porządku, być może kosztem własnego bezpieczeństwa. A powoli docierało do nich, co ich czeka i chcieli zapewnić sobie przewagę w każdym możliwym aspekcie.
*
– To jeszcze tylko jeden – stwierdził Severus, który od momentu, gdy pokonał swoją słabość wobec horkruksów, był w znacznie lepszym humorze.
– Idziemy po niego od razu? Póki pamiętam, jak dostać się do sejfu Lucjusza.
– A wymyśliłaś już, jak wejść do środka jego domu, by nikt się nie zorientował?
– Mam pewien pomysł – uśmiechnęła się szeroko. – I Malfoyowi bardzo się on nie spodoba.
*
Kilka godzin później, gdy czwórka spiskowców debatowała nad tym, jaki będzie najlepszy sposób na zniszczenie wszystkich zgromadzonych horkruksów, czarodziejskie gazety rozpisywały się o tragedii, jaka dotknęła Lucjusza Malfoya i jego narzeczoną. Mianowicie dwór, który od pokoleń był własnością rodziny Malfoyów, nagle stanął w płomieniach. Wszystkie stylowe meble i elementy wyposażenia spaliły się doszczętnie, ale ogień ominął sejf i schowane w nim kosztowności.
– Naprawdę musiałaś aż tak namieszać? – spytał z dezaprobatą Remus, gdy odłożył na bok najświeższy numer Proroka Wieczornego.
– Potrzebowałam zamieszania, które wywabi mieszkańców na zewnątrz – stwierdziła obojętnie. – A pożar wydał mi się najlepszą opcją. Nikomu nic się nie stało, więc przestań się tym przejmować.
– Freya ma rację, to już nie nasze zmartwienie – wtrącił się Dumbledore. – Za to podsunęło mi to pewien pomysł... Freyo, idź po horkruksy, a wy, chłopcy, przynieście z pracowni eliksirów największy kociołek, jaki znajdziecie. Spotkam się wami za kilka minut na dole.
Domyślali się, co chciał zrobić, ale dopiero, gdy zgromadzili to, o co prosił, poznali szczegóły jego planu. Najpierw zaczarował kocioł, sprawiając, że stał się całkowicie odporny na działanie ognia. Potem wrzucił do niego horkruksy, a jeszcze później...
– Zawsze chciałem wypróbować to zaklęcie...
Chłopcy spojrzeli na niego z zaciekawieniem, a Freya uśmiechnęła się pod nosem. Dokładnie takie same słowa wypowiedziałaby wiele lat później Minerwa McGonagall wzywając posągi do obrony zamku. Tylko że ona użyłaby innego zaklęcia...
– Satius! – dokończył Dumbledore, kierując koniec różdżki prosto na zawartość kociołka.
Buchnął oślepiający, wysoki na kilka stóp płomień, który jednak nie przesunął się poza krawędź kociołka. Dumbledore zdawał się całkowicie nad nim panować. Czerwony poblask ognia oświetlił od dołu jego twarz, wyostrzając mu rysy. W tym momencie widać było, do czego był zdolny, żeby pokonać Voldemorta. I że nie był wcale dobrotliwym staruszkiem, za jakiego go uważano.
Szatańska Pożoga chciwie pochłonęła horkruksy, zostawiając po nich zaledwie garstkę popiołu.
– Aqua Eructo! – zagrzmiał potęgą głos Dumbledore’a, a płomień w kociołku zgasł, zalany strumieniem wody.
Ciemność wydała im się nagle głębsza i mroczniejsza, a jedynym dźwiękiem, który słyszeli, było syczenie wody, która zmieniała się w parę w kontakcie z rozgrzanym do czerwoności kociołkiem.
CZYTASZ
Severus Snape || Piaski Czasu
FanfictionDruga Wojna Czarodziejów. Wielka Sala Hogwartu. Remus Lupin ginie pokonany w pojedynku z Dołohowem. Ale po śmierci nie dane mu jest odpocząć. Bogowie, których nie zna i w których nie wierzy, podejmują decyzję, żeby zwrócić mu życie i cofnąć jego dus...