60.

304 29 61
                                    

Zielony promień wystrzelił z różdżki Voldemorta w stronę Dumbledore’a.

Wszyscy zamarli, patrząc na tę scenę w napięciu i całkowitej ciszy.

Czas jakby zwolnił. Wydawało się, że te kilka sekund ciągnie się w nieskończoność. Nagle ciszę rozdarł ptasi skrzek, a przed twarzą Dumbledore’a pojawił się, jak żywy płomień, jego ukochany feniks, Fawkes.

Ptak wchłonął w siebie promień zaklęcia Voldemorta i momentalnie spłonął, zmieniając się w kupkę popiołu. Nikt się nie poruszył. Zdawało się, że śmierć feniksa sprawiła, że wszyscy zapomnieli, po co się tam zebrali.

Po około minucie Voldemort otrząsnął się i ponownie się roześmiał.

– To bezsensowne poświęcenie na nic się nie zda – powiedział, a śmierciożercy poczuli, że znowu mogą się poruszać. – Zaraz cię zabiję, a nie ma już nikogo, kto zechciałby oddać za ciebie życie.

Dumbledore popatrzył na to, co zostało z Fawkesa i zgarnął popiół do kieszeni. Później jednym zwinnym ruchem stanął pewnie na nogach i spojrzał na Voldemorta wyzywająco.

– Jak ty mało wiesz o poświęceniu, Tom – stwierdził spokojnie. – O oddaniu. O lojalności.
– Te same bzdury, co zawsze – zirytował się Voldemort. – Nie pomogą ci teraz, gdy walczysz z najpotężniejszym czarodziejem wszechczasów!
– Dumbledore jest najpotężniejszym czarodziejem wszechczasów! – dało się słyszeć zapalczywe okrzyki dobiegające gdzieś z tłumu.
– Puste słowa! – warknął Riddle. – Gdyby nie ten głupi ptak, to wasz ukochany dyrektor byłby już martwy! Jesteście bandą słabych, sentymentalnych głupców! Ale dzisiaj będziecie mieli okazję zobaczyć, który z nas jest lepszy! I nikt już nigdy nie przyrówna mnie do tej miernoty – tu wskazał na Dumbledore’a – Bo ja jestem lepszy od was wszystkich razem wziętych! Ja! Lord Voldemort, jestem potęgą, jakiej ten świat jeszcze nie znał.

– Jesteś tylko człowiekiem, Voldemort. Zwykłym człowiekiem. Słabym, zakompleksionym i co dla nas najistotniejsze – śmiertelnym.

Zza pleców Dumbledore’a wysunął się Severus, który bez cienia lęku stanął na wprost Riddle’a. Wyciągnął z kieszeni woreczek, otworzył go i wysypał z niego popiół, który po chwili rozwiał się na wietrze.

– Tyle właśnie zostało z tajemnicy twojej rzekomej nieśmiertelności! – krzyknął chłopak.
– Ty... To twoja sprawka? Ty parszywy zdrajco! Zabiję cię! I bez horkruksów jestem kimś więcej niż ty... niż on... niż wy wszyscy... Jestem...
– Bogiem? – podpowiedział uprzejmie Severus.
– Tak! Jestem bogiem!

Wszyscy zadrżeli po tych słowach. Wokół nich zrobiło się nienaturalnie ciemno i cicho. Dom, ogród i leżący nieopodal cmentarz zniknęły w gęstej mgle, która nagle spowiła ogród Riddle’ów. Cisza aż dzwoniła w uszach. A chwilę później czarodzieje zorientowali się, że nie są sami.

Pomiędzy nimi pojawiły się postaci, na pierwszy rzut oka ludzkie, a jednak wyraźnie różniące się od nich. Nowoprzybyli poubierani byli dziwacznie, nawet jak na czarodziejskie standardy, a jednocześnie było w nich coś znajomego...

– Dziękuję ci, Severusie – głos Freyi przerwał męczącą ciszę. – Właśnie na taką okazję czekałam – uśmiechnęła się do chłopaka, a później zwróciła się do Voldemorta: – Uważasz się za równego bogom?
– Bogom? – zadrwił Voldemort. – A kim oni są? Niech się pokażą, to udowodnię, że nie ma nikogo, kto byłby w stanie mnie pokonać!
– Uważaj, czego sobie życzysz...

Nie dane jej było wyjaśnić mu, że z bogami nie warto zadzierać. Że nie należy z nich drwić i że niemądrze jest ich wyzywać na pojedynek.

Nie zdążyła wymówić kolejnego słowa, gdy Voldemort runął martwy na trawę u jej stóp. Zafrasowana obejrzała się na stojącego niedaleko Dumbledore’a i uśmiechnęła się przepraszająco.

Tom Riddle był martwy. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. W jednej chwili w jego pierś wbiła się nigdy niechybiająca włócznia Odyna, jego czaszka została zmiażdżona młotem należącym do Thora, a jego szata wciąż się jeszcze dymiła po uderzeniu pioruna, którym musiał cisnąć Zeus. Kilku innych bogów, widząc, że już po wszystkim, z wyraźnym żalem opuściło swoją broń. Zwykle bardzo się od siebie różnili, ale w jednej kwestii byli zgodni – gdy ktoś chciał się z nimi mierzyć, byli wyjątkowo porywczy. I lubili się popisywać przed śmiertelnikami.

– Przepraszam, że ci przeszkodziłem, moja droga – Odyn wydawał się być zakłopotany swoim zachowaniem.
– Piękny rzut – mruknęła. – Ale lepiej będzie, jak już znikniecie.

Odyn wyciągnął włócznię z piersi Voldemorta. Dźwięk, który temu towarzyszył sprawił, że wszyscy jakby zdali sobie sprawę z tego, co się właśnie wydarzyło. Nawet poplecznicy Dumbledore’a rozglądali się wokół siebie z lękiem. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy.

Dumbledore jako pierwszy doszedł do siebie i od razu zaczął przemawiać. Poprosił śmierciożerców o złożenie broni i poddanie się, obiecując im uczciwie procesy, a nawet uniewinnienie, jeśli okażą skruchę. Po tym, co spotkało ich pana, nikt się nie zastanawiał. Setki różdżek upadło na ziemię.

Freya szeptem poprosiła Lupina, żeby jakoś wyjaśnił znajomym to, co się stało, ukrywając w miarę możliwości rolę, jaką w tym odegrała. Spojrzała na stojącego obok niej Severusa, który z dziwnym uśmiechem wpatrywał się we wciąż lekko dymiące szczątki Voldemorta.

– Cały dzień myślałem o tym, jak skończyło się moje życie... Tamto inne życie – powiedział chłopak zmienionymi emocjami głosem. – Uważam, że dobrze się stało, że nikt z nas nie musi żyć z piętnem zabójcy. Żaden śmierciożerca nie będzie się mścić...
– Stanąłeś otwarcie po stronie Dumbledore’a... Zakpiłeś z Voldemorta na oczach jego ludzi... Możliwe, że będziesz miał przez to kłopoty – zauważyła ostrożnie Freya.
– Nic, z czym bym sobie nie poradził – odparł lekceważąco chłopak. – Najważniejsze, że już po wszystkim.
– Tak... już po wszystkim – westchnęła Freya.

Nie sądziła, że opici winem bogowie pofatygują się na Ziemię, żeby osobiście dopilnować zakończenia jej misji. Widocznie w Asgardzie musiało zrobić się naprawdę gorąco. Tylko że jak dla niej, wszystko skończyło się trochę zbyt szybko. Nie było nawet czasu na wyjaśnienie tego, co się stało. Obawiała się, że zabraknie go również na rozmowę z Dumbledore’em.

Mgła zniknęła wraz z bogami, którzy, tryumfując, wrócili w zaświaty. Jak się po chwili okazało, nie wszyscy. Ludzie ponownie zamarli, gdy dostrzegli młodziutką dziewczynę, podobną do topielicy, która uśmiechała się lekko pod nosem idąc w stronę zwłok Toma Riddle’a.

Hel zatrzymała się i przykucnęła, z wyraźnym zadowoleniem obserwując ciało Voldemorta.

– Znowu się spotykamy – odezwała się głuchym, nieludzkim głosem. – Tym razem wyglądasz ciut lepiej niż poprzednio. Och, będziesz wspaniałą ozdobą mojej kolekcji.

Roześmiała się, a wszyscy obecni w pobliżu ludzie zadrżeli z przerażenia. Bogini podziemi wyprostowała się, skinęła głową Freyi i pstryknęła palcami. Szczątki Voldemorta stanęły w płomieniach, ale prócz nich nie zapaliło się nic innego. Gdy ogień strawił doszczętnie ciało Toma Riddle’a, Hel zniknęła.

– To by było na tyle – stwierdził Dumbledore, choć widać było, że nie czuje się najlepiej po tym, co zobaczył. – Czeka nas jeszcze sporo wyjaśnień, bo ludzie powoli zaczynają podejrzewać, że coś przed nimi ukrywałem.
– Obawiam się, że sam pan będzie musiał im to tłumaczyć – westchnęła cicho Freya. – Ja... na mnie już chyba czas...
– To nie będę cię zatrzymywał, bo zdaje się, że jest ktoś, z kim wolałabyś spędzić te ostatnie chwile – szepnął dyrektor i zaczął iść w stronę zgromadzonych niedaleko członków Zakonu Feniksa.
– Niech pan zaczeka – poprosiła bogini. – Fawkes nie zjawił się tu sam z siebie, prawda?
– Nie – roześmiał się Albus. – Miał czekać w ukryciu na odpowiednią okazję. I zrobić małe show.

Uśmiechnął się szeroko i z kieszeni wyciągnął malutkiego, brzydkiego i jeszcze nieopierzonego feniksa.

– Nasze zaklęcia są dla niego niegroźne, ale Voldemort o tym nie wiedział – wyjaśnił. – Nigdy nie doceniał innych rodzajów magii.
– Gratuluję, to naprawdę wyglądało, jakby pana pokonał.
– Tak miało być. Dzięki temu Severus miał czas, by przygotować popiół ze spalonych horkruksów.
– Kiedy to ustaliliście?
– Tuż przed bitwą.
– Mam nadzieję, że nadal będziecie współpracować... gdy odejdę – szepnęła.
– Na pewno będziemy – zapewnił ją i delikatnie dotknął jej ramienia. – To był zaszczyt, móc cię poznać, pani.
– I wzajemnie – odparła szczerze. – Będzie mi tego wszystkiego brakowało. Do zobaczenia, panie profesorze.
– Do zobaczenia, Freyo.

Severus Snape || Piaski CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz