1.

803 56 11
                                    

Obudził się gwałtownie. Znów nie wiedział, gdzie się znajdował. Po chwili jednak rozpoznał czerwone zasłony, które otaczały jego łóżko, gdy jeszcze był uczniem w Hogwarcie. Dlaczego, do cholery, leżał w dormitorium Gryfonów, podczas gdy jego żona i przyjaciele walczyli i umierali kilka pięter niżej? Jak w ogóle się tam znalazł? Niczego nie pamiętał. A może już po wszystkim? Może... wygrali, a on był ranny i ktoś go tutaj przyniósł? To wydawało się bardzo prawdopodobne. Ale gdzie w takim razie była Tonks?

Usiadł na łóżku i już miał odsłonić zasłony, gdy nagle roześmiane, chłopięce głosy wdarły się w ciszę pokoju.

– Lunatyk? Długo jeszcze będziesz się byczyć? – spytał Łapa.
– Przegapiłeś śniadanie – dodał z troską Peter.
– Ale wzięliśmy dla ciebie kanapki, żebyś nie padł nam z głodu – dodał Rogacz.
– Więc jednak umarłem – wyszeptał Remus i nawet ucieszył się, że nie było tam Tonks. To mogło znaczyć, że udało jej się przeżyć.

– Co tam mamroczesz pod nosem? – niecierpliwił się James.
– Już wstaję – odpowiedział dziwnie łamiącym się głosem.

Wyłonił się zza kotary i spojrzał na trójkę swoich przyjaciół. Wyglądali jak wtedy, gdy chodzili razem do szkoły – Peter był jeszcze jednym z nich, jeszcze nie zaczął służyć Voldemortowi; James pewnie podkochiwał się w Evans, a ona nie mogła znieść jego rozdmuchanego ego; a Syriusz... Był Syriuszem. Żadnego z nich jeszcze nie dotknęła wojna.

Wieczność w takim towarzystwie wydawała się całkiem znośna.

– W końcu! – zawołał roześmiany Syriusz. – Długo kazałeś na siebie czekać.
– Źle spałem – mruknął, chociaż pierwotnie zamierzał powiedzieć coś innego. – I miałem dziwny sen.
– Za długo ślęczałeś nad książkami – zauważył James. – A mówiłem, że to może ci zaszkodzić.

Remus pomyślał, że coś tu jest bardzo nie tak. Dlaczego oni wszyscy zdawali się nie pamiętać tego, co się wydarzyło? Czyżby byli tu już tak długo, że zdążyli wszystko sobie wyjaśnić? Nie. James nigdy nie wybaczyłby Peterowi zdrady. Nie, jeśli w grę wchodziło życie Lily i Harry’ego.

To może w tym miejscu czas płynął inaczej? Szybko odrzucił tę hipotezę, bo była całkowicie pozbawiona sensu. W takim razie, czemu oni zachowywali się, jakby wciąż chodzili do szkoły? Może po śmierci trafili do miejsca i czasu, w którym ich drogi jeszcze nie zdążyły się rozejść?

I wtedy zrozumiał. Oni naprawdę o niczym nie wiedzieli, bo to się jeszcze nie wydarzyło! To by znaczyło, że oni wciąż jeszcze żyli! On także. Przypomniał sobie swój sen i pojął, że rozmowa z boginią Freyą i Dumbledore’em nie była wytworem jego wyobraźni. Naprawdę dostał drugą szansę. I zadanie – nie dopuścić do wybuchu drugiej wojny. Fajnie, tylko jak to zrobić?

– Może masz rację – odruchowo zgodził się z Jamesem. – Idę pod prysznic, to powinno mnie rozbudzić.

W łazience przede wszystkim zerknął w lustro. Wyglądał tak młodo. Niewinnie. Westchnął. Czy tym razem uda mu się pokierować życiem w inny sposób? Freya kazała mu dobrze wykorzystać szansę, którą dostał od losu. Przede wszystkim powinien skupić się na misji, którą zlecili mu tajemniczy bogowie. Nie wiedział kim byli, ani z jakiej mitologii pochodzili. Ba, on nawet nie wierzył w to, że istnieli. Przynajmniej do dzisiaj.

Umyty, przebrany i nieco bardziej pewny siebie wyszedł w końcu z łazienki i z apetytem zjadł przyniesione przez Jamesa kanapki.

– Czy już możemy iść? – spytał wyraźnie niecierpliwiący się Peter.
– Lunatyku? Jak myślisz, możemy? – Łapa puścił do niego oko, a on poczuł narastającą panikę. Gdzie, do cholery, mieli iść?
– Jasne – zgodził się na wszelki wypadek. Nagle zauważył „Proroka Codziennego” leżącego na szafce nocnej Syriusza. – Chodźmy.

Severus Snape || Piaski CzasuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz