W hrabstwie Yorkshire, w miasteczku Little Hangleton, w pewnym starym dworze przez całą noc paliły się świece. Siedzący przy biurku mężczyzna o płaskiej, pozbawionej nosa twarzy wpatrywał się w jedną z nich, ale tak naprawdę wcale jej nie widział.
Rozmyślał o tym, co będzie musiał zrobić. Już zdążył usłyszeć od kilku osób, że śmierciożercom wydaje się oczywiste, że podejmie wyzwanie Dumbledore’a i stanie z nim do walki. Zrozumiał, że ich podziw i oddanie mają swoje ograniczenia i że jeśli teraz nie postąpi tak, jak tego oczekują, to straci ich poparcie. A być może także poparcie tych, którzy nastaną po nich. W tej sytuacji nie miał wyboru – musiał zmierzyć się z Dumbledore’em.
Tę decyzję podjął już kilka godzin wcześniej, a teraz planował, jak to wszystko rozegrać. Chciał podjąć wroga w miejscu, które sam wybierze i odpowiednio przygotuje. W miejscu ważnym dla dyrektora, które uda mu się naznaczyć swoim piętnem. Na myśl przychodziły mu tylko dwie możliwości – Hogwart i Dolina Godryka.To pierwsze bardziej by mu odpowiadało, ale było dla niego niedostępne. Z kolei drugiego z nich nie znał zbyt dobrze i nie wiedział, czy zdążyłby ze wszystkim, co sobie zaplanował. Nie miał również pojęcia, po której stronie opowiadają się mieszkańcy Doliny i czy w związku z tym nie próbowaliby pokrzyżować mu planów. Poradziłby sobie z nimi, ale nie chciał tracić cennego czasu na bezsensowną walkę.
Bił się z myślami przez całą noc, jednak żaden lepszy pomysł nie przyszedł mu do głowy. Z braku czasu i potrzebnych informacji postanowił zaryzykować i udać się do Doliny Godryka, na którą ostatecznie się zdecydował.
Świtało, kiedy zdmuchnął świecę i położył się spać. Nie wiedział, że w momencie w którym podjął decyzję, przypieczętował swój los.
*
Dumbledore, udzielając wywiadu Ricie Skeeter, chciał osiągnąć dwa cele: sprowokować Voldemorta do działania i rzucić na niego pewne zaklęcie. Oba te cele były ze sobą ściśle powiązane, a w chwili, gdy Tom połknął przynętę i, zgodnie z przewidywaniami Dumbledore’a, zaplanował, gdzie zechce się z nim pojedynkować, Zaklęcie Śledzące zaczęło działać.
Dyrektor przebudził się nad ranem, bo leżący na stoliku nocnym pergamin zaczął świecić i buczeć. Na jego powierzchni szkarłatnym atramentem lśnił napis: Dom Riddle’ów, Little Hangleton.
- Zawsze stroniłeś od ludzi, Tom – mruknął dyrektor i rączo poderwał się z łóżka. – Tak myślałem, że będziesz chciał to przemyśleć w samotności, ale nie sądziłem, że schronisz się w domu swojego ojca.
Albus rozprostował się i wykonał kilka ćwiczeń rozciągających. Jego ciało, pomimo zaawansowanego wieku, było sprawne i wyćwiczone, bo dyrektor każdego dnia trenował, by być przygotowanym do wyczerpującej walki.
Wziął do ręki swoją niezawodną różdżkę i pomyślał, że wreszcie nadchodzi chwila, w której będzie mógł pokazać, co ona potrafi. Miał nieodparte wrażenie, że Czarna Różdżka lekko drży w jego dłoni, jakby i ona nie mogła się doczekać pojedynku, który ich czekał.
Dumbledore schował pergamin do kieszeni szaty, zamknął swój gabinet i lekkim krokiem zbiegł po schodach. Chciał porozmawiać z Freyą, a wiedział, że muszą zacząć szybko działać, jeśli chcą wykorzystać przewagę, którą mieli nad Voldemortem.
*
Po rozmowie z Odynem Freya już nie wróciła do łóżka. Weszła do sypialni i spojrzała na niczego nieświadomego Severusa. Chłopak spał mocno, a jego twarz była tak spokojna, że bogini uśmiechnęła się, choć serce ściskało jej się z żalu. Wahała się, czy obudzić go i powiedzieć mu o wszystkim, czy też pozwolić mu się wyspać. W końcu zdecydowała, że na rozmowę będą mieli czas rano, a lepiej, żeby Severus był wypoczęty, gdy dojdzie do bitwy.
Ubrała się w sukienkę, w której pojawiła się na Ziemi kilka miesięcy temu. Zarzuciła na wierzch zbroję, na głowę nasadziła hełm i westchnęła patrząc na resztę swojego skromnego dobytku. Książki, ubrania i wszystkie szkolne akcesoria już więcej nie będą jej potrzebne. Zlikwidowała je jednym gestem dłoni. Niezależnie od tego, co się wydarzy, ona już nie wróci do Hogwartu. Nie z tymi ludźmi, których tu poznała. Nie w tym czasie. Miała szczerą nadzieję, że w żadnym innym czasie też nie. Jej głównym celem teraz było to, by ta linia czasu stała się tą wiodącą i ostateczną.
*
Severus poderwał się z łóżka o szóstej rano. Nie przypominał sobie, żeby wieczorem nastawiał budzik, więc poczuł się zdezorientowany. Wyłączył brzęczące ustrojstwo i wzrokiem odszukał Freyę. Rozbudził się momentalnie.
Nie musiał pytać, czy coś się stało, ani czemu postanowiła obudzić go tak wcześnie. Miała na sobie zbroję, a na twarzy wyraz powagi i skupienia, więc od razu odgadł, że ich plan się powiódł. Usiadł na łóżku i patrzył na nią, wiedząc, że to najprawdopodobniej ostatni raz, kiedy ją widzi. Chciał zapamiętać ją właśnie taką. Piękną, groźną, nieustępliwą wojowniczkę.
Ona także mu się przyglądała. Nie mogła pozwolić sobie na to, by uczucia, które do niego żywiła, wzięły w niej górę nad rozsądkiem. Musiała pamiętać, że walczy nie tylko o lepszy świat dla wszystkich czarodziejów, ale też o lepsze życie dla niego. Dzięki temu nadal widziała sens w tym, co robiła.
- To dzisiaj – odezwał się w końcu chłopak.
- Tak – odparła cicho. – To dzisiaj.
Nie powiedziała już nic więcej. Severus wstał, ubrał się i skinął jej głową. Oboje wiedzieli, że muszą porozmawiać z Dumbledore’em.
*
Listy, które otrzymali członkowie Zakonu Feniksa, a także niektórzy uczniowie, nauczyciele, przyjaciele i znajomi dyrektora, nie były zwykłymi listami. Na nie także rzucono zaklęcie. Jeśli ktoś nie zamierzał odpowiedzieć na wezwanie Dumbledore’a, nie otrzymywał kolejnej wiadomości.
Jednak ci, którzy zamierzali walczyć, jeszcze przed śniadaniem w pośpiechu szukali źródła buczenia, które rozlegało się w ich domach. Gdy odkrywali wreszcie, że ten dźwięk wydobywa się z pergaminu, który otrzymali kilka dni wcześniej, wiedzieli, że właśnie nadszedł czas, by stanąć u boku Dumbledore’a w ostatecznym starciu z siłami ciemności.
Dom Riddle’ów, Little Hangleton. Za pół godziny.
W dziesiątkach czarodziejskich domów w tym samym momencie padły krótkie słowa pożegnania i setki czarodziejów i czarownic zaczęło deportować się w okolicę Little Hangleton, miasteczka, o którym nigdy wcześniej nie słyszeli, a którego lokalizację znali dzięki zaklęciu dyrektora.
*
Voldemort nie zwlekał z wprowadzeniem w życie swojego planu. Wezwał do siebie swoich ludzi. Zamierzał razem z nimi podbić Dolinę Godryka i tym samym zwabić na miejsce Dumbledore’a.
Rozsiani po kraju śmierciożercy nie spodziewali się tego wezwania, ani tym bardziej tego, że właśnie tego dnia będą musieli stanąć do walki. Wielu z nich czuło żal, że nie zdążyło pożegnać się z rodzinami. Wielu obawiało się, że już nigdy nie wrócą do domów. Jednak zniewalająca moc Lorda Voldemorta nie pozwoliła im zawrócić. Czy tego chcieli czy nie, musieli przygotować się do bitwy.
*
W Ministerstwie Magii nagle rozdzwonił się alarm.
Mapa Wielkiej Brytanii zawieszona w Departamencie Transportu Magicznego zapulsowała czerwonym, ostrzegawczym światłem, gdy nagle tak wiele osób teleportowało się w to samo miejsce w tym samym czasie.
W Urzędzie Niewłaściwego Użycia Czarów Departamentu Przestrzegania Prawa Czarodziejów dokładnie w tym samym momencie pojawiło się niespodziewanie dużo ostrzeżeń o nieuprawnionym użyciu zaklęć wśród czarodziejów, na których ciążył jeszcze Namiar.
Taka sytuacja nigdy wcześniej nie miała miejsca, więc syreny alarmowe ryknęły upiornym jazgotem na wszystkich piętrach gmachu Ministerstwa.
Nie było tam jednak nikogo, kto podjąłby odpowiednie działania. Pracownicy praktycznie wszystkich departamentów znajdowali się już w Little Hangleton, ale wcale nie po to, by zapanować nad sytuacją. Jedni pojawili się tam na wezwanie Voldemorta, inni, by wesprzeć Dumbledore’a.
*
W Asgardzie także zrobiło się tłoczno, chociaż bogowie nie byli tak zaskoczeni zaistniałą sytuacją, jak śmiertelnicy. Mogli ukrywać przed sobą swoje zdolności przewidywania przyszłości, ale dziwnym trafem zawsze jak coś się działo, to przybywali na miejsce przygotowani.
Tym razem wszyscy ubrali się w oficjalne szaty, a niektórzy przytargali ze sobą rozmaite akcesoria, przypisywane im przez śmiertelnych, więc nikt nie mógł mieć wątpliwości, kto jest kim. Przy innych okazjach różnie z tym bywało.
Odyn, gospodarz tej imprezy, przyglądał się im krytycznie. To nie było spotkanie towarzyskie, czy zwykłe oglądanie ludzkich wojen, ale jedna z tych bitew, o których później mówi się, że zmieniły losy świata. Dla niego i dla Freyi tak właśnie było. Reszta bogów nie traktowała sprawy aż tak poważnie. Nie angażowali się w nią emocjonalnie, wiedząc, że w każdej chwili można będzie ponownie cofnąć czas. Za pierwszym razem nie byli zbyt chętni, by się na to zgodzić, ale teraz już nie mieli wątpliwości, że to był dobry pomysł.
Dlatego siedzieli rozluźnieni, gawędząc przy tym wesoło, pogryzając prażoną kukurydzę i pijąc hektolitry piwa z nieprzebranych zapasów Odyna, i robili zakłady, kto wygra bitwę. Odyn nie brał w tym szaleństwie udziału, ale nie mógł się nie uśmiechnąć, gdy zauważył, że wszyscy Asgardczycy kibicują Freyi.
W końcu nadeszła ta chwila. Odyn usiadł na tronie, ścisnął w dłoni swoją włócznię, Gungnir, i stuknął nią w posadzkę. Ta rozpłynęła się, a oczom zebranych ukazał się wspaniały widok na Midgard. Zaczęło się.
CZYTASZ
Severus Snape || Piaski Czasu
FanfictionDruga Wojna Czarodziejów. Wielka Sala Hogwartu. Remus Lupin ginie pokonany w pojedynku z Dołohowem. Ale po śmierci nie dane mu jest odpocząć. Bogowie, których nie zna i w których nie wierzy, podejmują decyzję, żeby zwrócić mu życie i cofnąć jego dus...